Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biskup po męsku wziął to wszystko "na klatę"

Marcin Darda
Ojciec Paweł Gużyński, przeor klasztoru oo. Dominikanów w Łodzi.
Ojciec Paweł Gużyński, przeor klasztoru oo. Dominikanów w Łodzi. Dziennik Łódzki/archiwum/Jakub Pokora
"Biskup ma głęboką świadomość tego, jaką krzywdę zrobił sobie i Kościołowi i ta jego reakcja jest taka, jakiej sam bym wymagał od siebie w takiej sytuacji, czyli staję twarzą w twarz wobec skutków mojego postępowania, nie udaję, nie ściemniam, tylko jak mężczyzna biorę konsekwencje swoich czynów"na klatę". Z ojcem Pawłem Gużyńskim, przeorem klasztoru oo. Dominikanów w Łodzi, rozmawia Marcin Darda.

Jak Ojciec się czuje jako katolik i człowiek Kościoła z tym wypadkiem po pijanemu biskupa Jareckiego?

To jest pytanie o emocje, a jakie one mogą być w sytuacji, gdy ktoś bliski zrobił coś złego? Ogromnie to przykre. Ale to "przykre" jest oczywiście dużo szersze, bo szkoda, jaka przy tym powstaje dla Kościoła, chociażby w tym pierwszym, emocjonalnym społecznym odbiorze, jest bardzo duża. Taka sytuacja jest zawsze wodą na młyn dla tych wszystkich, którzy chętnie powiedzą na podstawie tego przypadku, że tacy są wszyscy księża. Taki jest mechanizm społeczny, który dotyczy wszystkich, nie tylko księży, ale i polityków, prawników czy murarzy. Klasyczny mechanizm uogólnienia, zresztą nieuprawnionego. Recepta na to jest jedna. Dużo pokory, a nie odpowiedź w stylu "to jest zmasowany atak mediów na kler" czy inna bufonada.

A jak Ojciec odbiera odpowiedź biskupa Jareckiego? Przeprosił, przyznał się do choroby alkoholowej. Czy to złagodzi i tak fatalny odbiór tej sytuacji?

Jak najbardziej, nawet w porządku dobrze rozumianym jako pijarowski. Nie mogę mieć pewności, bo nie rozmawiałem z księdzem biskupem, ale mam głęboką nadzieję, że nie był to jedynie zabieg pijarowski, a bardzo szczera ocena sytuacji. Nawet jeśli został dociśnięty do ściany, po tym co zrobił i wiedział, że musi tak powiedzieć, to ja nie wierzę, że zrobił tak dlatego, że musiał tak powiedzieć, by zachować dobry PR w sytuacji kryzysowej. Myślę, że biskup ma głęboką świadomość tego, jaką krzywdę zrobił sobie i Kościołowi i ta jego reakcja jest taka, jakiej sam bym wymagał od siebie w takiej sytuacji, czyli staję twarzą w twarz wobec skutków mojego postępowania, nie udaję, nie ściemniam, tylko jak mężczyzna biorę konsekwencje swoich czynów"na klatę". Biskup to właśnie zrobił. Oczywiście zawsze będą podejrzliwi, którzy ocenią, że to tylko zabieg pijarowski, ale ja w to nie wierzę, myślę, że jest w tym co najmniej 50 proc. szczerości.

Wspomniał Ojciec o mechanizmie uogólniania jako nieuprawnionym. W tej sytuacji zadziała on o tyle łatwiej, że skoro biskup jest alkoholikiem, to tym łatwiej powiedzieć, że pewnie połowa zwykłych księży również.

Zgadza się. Ale racjonalnie podchodząc do tej kwestii, wiemy, że księża jako społeczność są narażeni szczególnie na ten problem jako grupa podwyższonego ryzyka. Tak jak żołnierze czy inna grupa specjalna, gdzie procent zagrożenia chorobą alkoholową jest wyższy niż średnia krajowa. Ale to wcale nie oznacza, że jeśli biskup jest chory, to księża również.

Dlaczego księża piją i jaka jest skala tego zjawiska w polskim Kościele?

Co do skali trudno mi się wypowiadać, bo badania nie są robione często, cyklicznie i długofalowo, są rzadko publikowane. Trudno byłoby mówić rzetelnie o jakichś tendencjach. Natomiast co do przyczyn alkoholizmu, to u duchownego, zakonnika czy księdza pierwszą przyczyną zawsze będzie atrofia życia duchowego. To jest podstawowa rzecz, kiedy on traci wewnętrzny sens, z którym związane jest jego życie, którym to życie powinno się karmić. On czuje pustkę, głębokie poczucie samotności, a potem dochodzi do refleksji, że sobie z czymś nie radzi. Na przykład nie radzi sobie z tym, kim jest, a nie radzi sobie, bo nie dba o sens, a nie dba o sens, kiedy traci ten pokład życia duchowego, który dla nas księży jest normalny i podstawowy dla funkcjonowania. Bo jak ksiądz nie dba o życie duchowe, to momentalnie pojawiają się informacje, że "ksiądz uczestniczył w mafii, która kradła samochody" albo była taka sprawa przed kilku laty pod Częstochową, że ksiądz namawiał kobietę do aborcji, bo to było jego dziecko. Tak to niestety wygląda, gdy księża tracą ten background życia duchowego, a potem przez to spadają na nich wszystkie nieszczęścia, jakie tylko są możliwe. A że jesteśmy tą grupą podwyższonego ryzyka, skutki są potem opłakane. To jest fundamentalna przyczyna, a nie tłumaczenie, że się nie można dogadać z proboszczem czy biskupem, co się często zdarza. Przecież każdy ma szefa i komuś podlega, nie ma ludzi żyjących w próżni, także duchownych. Ale z tymi problemami poradzimy sobie tylko wtedy, gdy zadbamy o wewnętrzny sens naszego życia.

A co dalej z biskupem Jareckim? Mnie za taki wypadek po pijanemu wyrzuciliby z pracy, a biskup nadal będzie pełnił posługę i to w sytuacji, gdy zostanie skazany.

O tym roztropnie zadecyduje papież, bo taka jest hierarchia podległości w Kościele. Nie można z tego powodu pozbawić biskupa jego kościelnej godności, natomiast jego funkcje duszpasterskie mogą zostać wyraźnie ograniczone, bo ciąży na nim odium, które sprawia, że jest niewiarygodny. Jednak jak to w historii Kościoła już bywało, ma drogę pokuty i jeśli przez swoją postawę pokutnika odzyska zaufanie, to będzie wielki. On po prostu musi to przejść.
Rozmawiał Marcin Darda

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki