Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radosław Stępień: możemy dołożyć do wywózu śmieci, ale wtedy zabraknie pieniędzy na inwestycje

Jolanta Sobczyńska
Wiceprezydent Radosław Stępień
Wiceprezydent Radosław Stępień Krzysztof Szymczak
Z Radosławem Stępniem, wiceprezydentem Łodzi odpowiedzialnym za wprowadzenie w życie nowych zasad uiszczania opłat za odbiór odpadów od mieszkańców, rozmawia Jolanta Sobczyńska.

Panie prezydencie, zaprosił Pan mieszkańców Łodzi do urzędu miasta na debatę o polityce śmieciowej. Łodzianie mieli odpowiedzieć na zasadnicze pytanie - czy od połowy przyszłego roku będą płacić za odpady od osoby czy od metrażu swoich mieszkań. Co Pan usłyszał od ludzi, zebranych w sali konferencyjnej? Były gorzkie słowa?
Przede wszystkim ucieszyła mnie duża - jak na konsultacje społeczne - liczba uczestników. Można powiedzieć, że było tylko kilkadziesiąt osób, albo zobaczyć to, co ja ujrzałem - była sala pełna ludzi. Zechcieli przyjść po pracy, w swoim wolnym czasie. I byli zaangażowani w dyskusję. Owszem, niektórzy przyszli na spotkanie dla hyde parku, ale część uczestników była bardzo dobrze przygotowana. Wyciągnąłem dwa najważniejsze wnioski z tego spotkania. Po pierwsze, łodzianie skupiają się na stawce opłaty za odbiór śmieci, która - według naszej wstępnej propozycji - w porównaniu z obecnymi cenami bez wątpienia wzrośnie. Po drugie, że 90 procent łodzian chce płacić "podatek" śmieciowy od osoby, a nie od metra kwadratowego zajmowanego mieszkania. Tego zresztą się spodziewałem. Śmieci muszą mieć związek z osobą, która je wytwarza. Metr kwadratowy lokalu nie produkuje odpadów.

18,12 zł lub 36 zł od osoby miesięcznie za odbiór odpadów. 1,05 zł lub 2 zł - jeśli by jednak przyjąć przelicznik od metra kwadratowego. To musi rodzić bunt i niezrozumienie. Dlaczego tak dużo?
Nie dziwi mnie, że wysokość stawek wywołuje dyskusje. Ale trzeba ją rozpocząć od wyjaśnienia tego, co stanowi podstawę. Od kalkulacji wysokości opłat, czyli od tego, co się na nie składa. A my nie mamy porównania. Nie mamy materiałów statystycznych, na których możemy oprzeć wyliczenia. Kalkulujemy więc, biorąc pod uwagę koszty utrzymania naszej bazy do odbioru i przerobu odpadów, sortowni czy koszty firm obsługujących odbiór odpadów.

Weźmy więc nasze 18 złotych 12 groszy. Co się składa na tę kwotę i sprawia, że w ogóle urasta do takich rozmiarów?
Dziś nie dysponuję dokładnym wyliczeniem. Ale przygotowały je służby komunalne. I przedstawimy taką kalkulację radnym miejskim, którzy będą przyjmowali stawki opłat. Ale najpierw radni przyjmą sam model wnoszenia opłat, czyli ostatecznie zdecydują, czy łodzianie będą wnosili opłatę od osoby, czy od metrażu mieszkania. Będzie to jeszcze w listopadzie. Do końca roku chcemy mieć zamkniętą kwestię rodzaju i wysokości opłat. Dość, że w kosztach musimy uwzględnić odbiór i transport odpadów, zbieranie i odzyskiwanie surowców wtórnych, tworzenie i utrzymywanie instalacji selektywnej przeróbki odpadów, obsługę administracji. Ale nie ukrywam, że ta kwota obejmuje również wysoką stawkę ryzyka.

Ryzyka?
Tak, w stawce opłat musi znaleźć się kwota, która zapewni nam utrzymanie instalacji do odbioru i przetworzenia odpadów czy regularność odbioru śmieci, nawet jeśli część osób nie uiści opłat lub poda nieprawdziwe dane co do liczby osób zamieszkujących w danym lokalu oraz gdy będziemy musieli na własny koszt usunąć dzikie wysypiska.

Czy to oznacza, że rzetelni płatnicy będą płacić za kombinatorów i dłużników?
Musimy mieć taką rezerwę. W modelu niemieckim zakłada się, że 20 procent opłaty to stawka ryzyka. U nas też ta rezerwa nie jest mała.

A więc jaką część tych 18,12 zł stanowi "stawka ryzyka"? Również 20 procent?
Więcej - 30 procent. Wiem, że założyliśmy wysoką stawkę ryzyka. Ale weźmy pod uwagę choćby to, że od 9 do 12 procent łodzian wynajmujących lokale komunalne nie płaci nam czynszu. Ryzyko obejmuje również możliwe podwyżki cen paliwa czy wzrost innych kosztów usług i mediów. Natomiast ta wysokość rezerwy - jak i zresztą cała opłata - znajduje się dopiero na etapie wstępnych propozycji, dyskusji i kalkulacji. Teraz jest konsultowana z mieszkańcami.

Kto podejmie ostateczną decyzję o procencie ryzyka, przypisanego do wysokości stawki?
Ostateczną decyzję, podobnie jak i o wysokości stawki, podejmą oczywiście radni miejscy. Mam świadomość, że będą chcieli zmniejszyć przynajmniej rezerwę, przeznaczoną na stawkę ryzyka. Ale przyjmując stawki, muszą mieć świadomość tego, co grozi miejskiemu budżetowi. Załóżmy, że przyjmują niską stawkę ryzyka. Odrzucają nawet 20 procent z 30-procentowego ryzyka wkalkulowanego w opłatę. Ale po pół roku okazuje się, że nie mamy wystarczających wpływów z opłat za odbiór odpadów. Co wtedy robimy? Będziemy musieli podnieść opłatę. A to byłoby bolesne dla kieszeni mieszkańców. Możemy też dołożyć do opłat z miejskiego budżetu. Ale przy naszym obecnym deficycie nie można tego zrobić bez konsekwencji. Jeśli dołożymy do odbioru i obróbki odpadów - będziemy musieli zrezygnować z zaplanowanych miejskich inwestycji: naprawy dróg, torowisk czy remontów szkół. A ja, idąc na sesję, na której radni będą przyjmować wysokość opłat, powinienem być może przygotować listę inwestycji, z których będę rezygnował, gdy nie ściągnę opłat za odbiór odpadów w należytej wysokości.
Chce Pan postraszyć radnych konsekwencjami ich własnych decyzji, gdyby okazały się one nazbyt populistyczne?
Nie, chcę zarówno radnym, jak i samym mieszkańcom zaproponować inny, bezpieczniejszy wariant. Wprowadźmy wyższe, ale bezpieczniejsze dla nas wszystkich opłaty za odbiór odpadów. Po pół roku przeprowadzimy ich weryfikację. Jeśli okaże się, że jesteśmy rzetelnymi płatnikami i mamy nadwyżkę - z radością zarekomenduję radnym, za pośrednictwem pani prezydent, obniżenie wysokości stawek. Choć uważam, że najobiektywniejsze wyniki będziemy mieć na koniec 2015 roku, po dwóch latach funkcjonowania systemu - dając sobie dodatkowo pół roku na jego wdrożenie.

Załóżmy, że wybrany jest już system płatności i ustalono stawki od odbioru śmieci. A kto je fizycznie odbierze od mieszkańców? Pytam również o przyszłość miejskiej spółki MPO, która dziś obsługuje około 25 procent rynku śmieci w Łodzi.
Ustawa mówi wyraźnie - musimy ogłosić przetarg na odbiór odpadów. Przy czym przetarg nie będzie obejmował całego miasta. Będzie pięć odrębnych postępowań, na pięć sektorów, na które podzieliliśmy Łódź. Nie wyklucza się jednak, że firma może być tak przygotowana, że stanie do przetargu na więcej niż jeden sektor. Ważne jest jednak również, jakie zasady przetargu ustalimy. Mamy dwa warianty do wyboru. Możemy ogłosić przetarg na odbiór odpadów od mieszkańców i ich zagospodarowanie. A wtedy już miasta nie interesuje kwestia śmieciowa. Ale możemy zdecydować się również na przetarg na odbiór odpadów i dostarczenie ich do instalacji - choćby sortowni - wskazanych przez nas. Decyzja w tej kwestii jeszcze nie zapadła, ale ja prawdopodobnie będę rekomendował radnym, by wybrali tę drugą opcję. Dlaczego? Otóż, część instalacji do odbioru i obróbki odpadów należy do miasta. Mamy sortownię i stację przeładunkową na Lublinku wraz ze składowiskiem balastu oraz kompostownię na ul. Sanitariuszek. Tymczasem na kilku tych obiektach wykonywaliśmy inwestycje dofinansowywane ze środków unijnych. I abyśmy nie musieli zwracać tych dotacji, musimy zagwarantować ich funkcjonowanie do 2014 roku. A co dalej z MPO? Prowadzona jest analiza przedprywatyzacyjna, która ma nam dać odpowiedź na pytanie, czy powinniśmy sprzedać udziały w tej spółce. Tymczasem nowa ustawa wypowiada się na temat spółek miejskich wyraźnie. Takie MPO może odbierać odpady od mieszkańców po 1 lipca 2013 roku pod warunkiem, że wygra przetarg. I proszę mnie nie pytać, czy nasza spółka jest przygotowana do konkurowania z innymi firmami.

A co z budową w Łodzi instalacji, zwanej spalarnią? O tej inwestycji mówi się od lat. Było wybrane miejsce pod inwestycję. Były protesty mieszkańców i ekologów. Wreszcie miała być wybrana firma doradcza, która pomoże miastu zdecydować, jaka ta spalarnia ma być i kto sfinansuje jej budowę. A spalarni jak nie było, tak nie ma.
Spalarnia w Łodzi powstanie. Nie zmienia się również lokalizacja inwestycji. Instalacja stanie przy ulicy Jadzi Andrzejewskiej na Widzewie. Została też wybrana firma doradcza, która ma nam pomóc m.in. w wybraniu modelu przyszłego przetargu na budowę spalarni. Odbyliśmy z nimi pierwsze spotkanie. Liczymy zarówno na doradztwo finansowe, jak i organizacyjne. Wcześniej braliśmy pod uwagę różne modele budowy spalarni. Myśleliśmy zarówno o partnerstwie z podmiotem prywatnym przy budowie instalacji, jak i o umowie koncesyjnej. Ale dziś nie zamierzamy podejmować decyzji samodzielnie. Liczymy na rekomendację firmy doradczej. Do końca 2012 roku mamy dostać wstępne wytyczne, która ścieżka byłaby dla nas najkorzystniejsza. Generalnie zasada funkcjonowania takiej spalarni jest prosta. Gmina ma dostarczyć odpady do spalenia. Spalarnia ma je przerobić przy minimalnym nakładzie finansowym z naszej strony. My na tym nie zarabiamy. Podobnie zresztą jak na odbiorze odpadów od mieszkańców.

Czy doradca mówi już coś o terminie oddania spalarni do użytku?
Za wcześnie na takie pytanie. Szacujemy, że dwa, trzy lata może trwać samo przygotowanie do inwestycji. Potem musi być czas na zrealizowanie inwestycji na Widzewie.

A czy możemy przekazać mieszkańcom Łodzi jakiś pewnik w sprawie nowej polityki odpadami? Analizując sondaże na temat polityki śmieciowej, widać wyraźnie, że ponad 90 procent łodzian opowiada się za przyjęciem opłat od osoby. Czy możemy im obiecać, że od lipca tak właśnie będą ściągane opłaty?
Ostateczna decyzja należy w tej sprawie do radnych. Myślę, że opinia łodzian w tej sprawie będzie przez nich brana pod uwagę.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki