18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walczyli o niepodległość

Anna Gronczewska
Odezwa łódzkiego PPS z listopada 1918 roku
Odezwa łódzkiego PPS z listopada 1918 roku archiwum muzeum
Aż trudno uwierzyć, że wtedy, przed 94 laty, wszystko rozegrało się tak szybko. 11 listopada 1918 roku, około godziny 18, przed łódzkim Grand Hotelem rozpoczęła się manifestacja, którą zorganizowała żydowska organizacja Bund. Kilkunastu jej członków wyrażało poparcie dla rewolucji bolszewickiej. Krzyczeli: Niech żyje rewolucja! Niech żyje Trocki! Masówka zdenerwowała przechodzących obok Polaków. Doszło do przepychanek. Interweniowało niemieckie wojsko i policja. Ktoś rzucił hasło, że bronią Żydów, a biją Polaków. W czasie przepychanek zaczęto rozbrajać niemieckich żołnierzy. Po godzinie 18.30 do akcji włączyły się grupy Pogotowia Bojowego PPS ze Śródmieścia. Jeden z patroli rozbroił na rogu ulic św. Andrzeja i Długiej (dziś ul. Gdańska) pięcioosobowy patrol wojskowy. Zdobytą broń i oporządzenie przekazywano do Komendy Siły Zbrojnej, gdzie trwała intensywna akcja szkoleniowa - polegająca na nauce obsługi broni palnej licznie zgłaszających się ochotników.

W tym samym czasie władze łódzkiego PPS rozpoczęły rozmowy z niemieckimi radami żołnierskimi, by pokojowo rozwiązać sprawę. O takich negocjacjach nie wiedzieli wszyscy żołnierze. Dlatego w okolicach Nowego Rynku, czyli dzisiejszego Placu Wolności, nazwanego tak w 1919 roku na cześć tamtych wydarzeń, doszło w Łodzi do największych starć z Niemcami. Na Nowym Rynku zorganizowano manifestację łodzian. Szła ona w kierunku dzisiejszej ul. Legionów, gdzie natknęła się wojsko niemieckie. Doszło do strzelaniny. Śmierć poniósł porucznik Józef Bukowski, były żołnierz Pierwszego Korpusu Polskiego. Tam zginęli też 17-letni Jan Gruszczyński, 29-letni drukarz Stefan Kołodziejczak i 20-letnia ochotniczka Eugenia Wasiak. Ale pierwszą ofiarą wydarzeń 11 listopada 1918 roku w Łodzi został Bronisław Sałaciński, podporucznik, były legionista, związany z Narodowym Ruchem Robotniczym. Miał 22 lata i brał udział w ataku na Dworzec Fabryczny. Kolejną ofiarą rozbrajania Niemców stał się 17-letni Stefan Linke, uczeń Towarzystwa "Uczelnia", dzisiejszego I LO im. Kopernika. Razem z innymi łodzianami atakował gmach prezydium policji mieszczącego się przy ul. Spacerowej (dziś al. Kościuszki). Linke został ciężko ranny. Zmarł na skutek odniesionych ran. Rano, 12 listopada 1918 roku, Łódź była wolna. Rozbrojeni Niemcy trafiali na łódzkie dworce kolejowe, wsadzano ich w pociągi i wysyłano do ojczyzny.

Już po latach, wydarzenia listopada 1918 w Łodzi opisał Bolesław Fichna, przedwojenny poseł i senator, uczestnik tamtych wydarzeń. Tak na przykład wspominał śmierć podporucznika Sałacińskiego: Sałaciński został najpierw postrzelony przez Niemców. Ranny próbował uciekać, ale niemieccy żołnierze pobiegli za nim. Dopadli polskiego podporucznika w okolicy ul. Fabrycznej i Dzielnej (dzisiejszej ul. POW i Narutowicza) i tam dobili bagnetami...

Bolesław Fichna to dziś niemal zapomniana postać, a w okresie międzywojennym należał do cenionych obywateli Łodzi. Urodził się w naszym mieście w 1891 roku. Jego ojciec był rzemieślnikiem budowlanym. Młody Bolek uczył się Gimnazjum Męskim przy ul. Mikołajewskiej (dziś ul. Sienkiewicza), któremu potem nadano imię Józefa Piłsudskiego. Teraz to III LO im. T. Kościuszki. Bolesław Fichna należał do tych, którzy w 1905 roku organizowali w Łodzi strajk szkolny. Wstąpił do tzw. PET, czyli Związku Młodzieży Polskiej "Przyszłość". Niedługo po tym został łódzkim przywódcą tej organizacji. Działał też w "Zarzewiu". Ta działalność sprawiła, że władze carskie wydaliły go z Królestwa Polskiego. Ale udało mu się po jakimś czasie wrócić do Łodzi. Maturę zdał w 1911 roku. Należał do pierwszych sześciu absolwentów Gimnazjum Polskiego (I LO w Łodzi). Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej Bolesław Flichna znalazł się w Krakowie, gdzie zaczął studiować prawo. Pracę doktorską z prawa obronił w 1918 roku.

Już w 1914 roku wstąpił do Legionów. Był żołnierzem Pierwszej Brygady, która 6 sierpnia 1914 roku wyruszyła z krakowskich Oleandrów pod wodzą Józefa Piłsudskiego. Potem Bolesław Fichna walczył w bitwie pod Krzywopłotami, gdzie został ciężko ranny. W 1916 roku, po rekonwalescencji, wrócił do Łodzi w mundurze oficera Legionów Polski. Po roku mianowano go komendantem Polskiej Organizacji Wojskowej w Łodzi. Brał udział w rozbrajaniu Niemców 11 i 12 listopada 1918 roku. Gdy wybuchła wojna polsko-bolszewicka jako ochotnik wstąpił do wojska i walczył z bolszewikami. Do Łodzi powrócił w randze kapitana. Został działaczem Narodowej Partii Robotniczej.

- Był jednak zwolennikiem współpracy z ruchem ludowym i PPS-em - zaznacza Ryszard Iwanicki, kustosz z Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, Oddział Radogoszcz. - W roku 1926 doprowadził do rozłamu w tej partii i utworzenia Narodowej Partii Robotniczej Lewicy.

W 1919 roku Bolesław Fichna został posłem Sejmu Ustawodawczego i brał udział w pracach Komisji Konstytucyjnej. W 1923 roku wybrano go do Rady Miasta Łodzi. Do 1927 roku był jej przewodniczącym. To z jego inicjatywy przed łódzką katedrą wniesiono Grób Nieznanego Żołnierza. Należał do działaczy łódzkiego Rotary Club. M.in. dzięki niemu powstało Towarzystwo Przyjaciół Łodzi. Cały czas był czynnym adwokatem, miał w Łodzi swoją kancelarię.

Ponownie został posłem w 1930 roku, z ramienia BBWR. W 1938 roku wybrano go senatorem RP.

- W okresie międzywojennym Bolesław Fichna pełnił jeszcze jedną ważną funkcję - zaznacza Ryszard Iwanicki. - W drugiej połowie lat trzydziestych wybrano go prezesem zarządu Polskich Związku Obrońców Ojczyzny w Łodzi.

30 sierpnia 1939 roku łodzianie usłyszeli jego płomienne przemówienie, w którym wzywał do walki z hitlerowcami. Niedługo po tym musiał opuścić Łódź. W 1940 roku razem z rodziną znalazł się w Warszawie. Tam działał w podziemiu niepodległościowym, m.in. w Konwencie Organizacji Niepodległościowych i był jego reprezentantem w Społecznym Komitecie Antykomunistycznym. Po Powstaniu Warszawskim trafił do obozu w Dachau, a potem we Flossenbürgu. Zginął 22 kwietnia 1945 roku podczas ewakuacji obozu.

Do dziś w Łodzi mieszka Mariusz Fichna. Bolesław był jego stryjecznym pradziadkiem.

- Mój pradziadek i Bolesław Fichna byli rodzonymi braćmi - wyjaśnia pan Mariusz. - Przy czym pradziadkowi nie działo się najlepiej, więc wychowaniem jego syna Henryka, który był moim dziadkiem, zajmował się właśnie Bolesław Fichna.

Pan Mariusz Fichna opowiada, że po wojnie w jego rodzinie niechętnie opowiadano o Bolesławie. A gdy coś powiedziała mu babcia to prosiła, by o tym nie rozpowiadał.

- Chodziliśmy z babcią na aleję Kościuszki i oglądaliśmy kamienicę, w której mieszkał Bolesław - wspomina Mariusz Fichna. - Wiem, że mój stryjeczny pradziadek miał żonę i dwie córki. Jego żona przeżyła wojnę, umarła chyba w 1947 roku. Została pochowana na Starym Cmentarzu przy ulicy Ogrodowej. Kiedyś nawet szukałem jej grobu, ale go nie odnalazłem. Nie wiem jaki jest los jego córek.

Stefan Szletyński, jeden z twórców łódzkiego skautingu, znał Bolesława Fichnę. Obaj przecież walczyli o niepodległość Polski, byli niemal rówieśnikami. Stefan Szletyński przyszedł na świat w 1893 roku w Radomiu, był więc tylko o dwa lata młodszy od Bolesława. Jego ojciec pracował na kolei, był zawiadowcą stacji. W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku rodzina Szletyńskich przeprowadza się do Łodzi i zamieszkuje w kamienicy przy ul. Nawrot. Stefan miał młodszego o rok brata Jerzego, który jako pierwszy zaangażował się działalność niepodległościową. Uczył się on w Prywatnym Gimnazjum Męskim Zgromadzenia Kupców w Łodzi, później w Gimnazjum J. Radwańskiego. Potem na rok wyjeżdża do Krakowa. Tam przygotowuje się do matury, ale też działa w ruchu niepodległościowym. Tę działalność kontynuuje po powrocie do Łodzi. Zostaje skautem. Obejmuje I drużynę skautową w Łodzi. A od września 1913 do 28 października 1914 jest komendantem pracy skautowej na terenie Łodzi. W marcu tego roku zostaje aresztowany przez carską policję. Z więzienia wychodzi po kilkudziesięciu dniach. Kiedy wybucha wojna, Jerzy Szletyński staje na czele około 30-osobowej grupie skautów, która zgłasza się do komendantury Wojsk Polskich, która ma siedzibę przy ul. Mikołajewskiej 44 w Łodzi. Łódzcy skauci stają się żołnierzami I Brygady. Jerzy Szletyński zostaje mianowany podoficerem i przybiera pseudonim "Młocki". 16 listopada 1914 roku walczy w bitwie pod Krzywopłotami, w tej samej, w której zostaje ranny Bolesław Fichna.

W maju 1915 roku Jerzy Szletyński walczy pod Konarami. Zostaje ciężko ranny. Dopiero następnego dnia koledzy ściągają go z pola walki. Tak te wydarzenia w książce "Szlakiem pierwszej Brygady - Dziennik żołnierski" wspominał przyjaciel Jerzego Szletyńskiego, Wacław Lipiń-ski: "Dochodzimy do żyta, gdzie padł Jurek. Widać szybko, gorączkowo kopane wnęki. Jest!!! Zachwiałem się gdy zobaczyłem skurczone ciało Jurka, gdy wtem Władek Łącki na wpół radosnym, na wpół rozpaczliwym głosem zawołał: żyje!!! Szybko złożyliśmy go na nosze. Edek Pfeiffer poleciał na przód do wsi przygotować lekarza. Serce nam biło młotem. Tysiące nadziei przelatywało przez głowę. W Kujawach już czekał lekarz 1 pułku, dr. Medyński. Natychmiast zaczął mu golić głowę, a Jurek twarz miał czarną unurzaną we krwi. Jęczał cicho. Lekarz nie robił najmniejszej nadziei. Może... może...".

Starszy sierżant Jerzy Szletyński umiera 25 maja. Ma 21 lat... Pośmiertnie odznaczono go Krzyżem Walecznych i Krzyżem Virtuti Militari. Stefan Szletyński przejmuje rolę młodszego brata. Angażuje się w działalność skautową i niepodległościową.

- W 1917 roku jest w składzie Naczelnego Inspektoratu Harcerskiego ZHP, które budowało się potem w 1918 roku - dodaje Ryszard Iwanicki.

W listopadzie 1918 roku Stefan Szletyński bierze udział w rozbrajaniu Niemców na ulicach Łodzi. Wstępuje do Armii Polskiej. Bierze udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Już jako rezerwista, w 1938 roku, zostaje mianowany na stopień porucznika.
Kończy Szkołę Handlową Kupiectwa Łódzkiego. Wyjeżdża na studia politechniczne do Belgii. Kiedy wraca do Łodzi pracuje jako nauczyciel w Gimnazjum Męskim Aleksego Zimowskiego. W 1929 roku kończy Państwowy Instytut Pedagogiczny w Warszawie. Następnie wyjeżdża do Nieszawy, gdzie wykłada w Państwowym Seminarium Nauczycielskim.

- Jednak cały czas jest związany z harcerstwem - zapewnia Ryszard Iwanicki. - Między innymi w latach dwudziestych jest komendantem Chorągwi Łódzkiej ZHP. Obejmuje też na pewien czas stanowisko podinspektora w Kuratorium Oświaty w Łodzi.
Przed wybuchem II wojny światowej zostaje internowany. Nie są znane okoliczności internowania Stefana Szletyńskiego. Trafił do obozu w Kozielsku, a potem do Katynia, gdzie został zamordowany.

- Do rodziny w Łodzi udało mu się wysłać trzy listy - mówi Ryszard Iwanicki. - Pierwszy w listopadzie 1939 roku. Następne jeszcze w styczniu i lutym 1940 roku.

Jadwiga, z domu Wocalewska, żona Stefana Szletyńskiego, też działaczka łódzkiego harcerstwa, zginęła podczas Powstania Warszawskiego. Walczył w nim syn państwa Szletyński, Jerzy, który dziś należy do łódzkiej Rodziny Katyńskiej. Jadwiga do końca wierzyła, że jej mąż żyje.

Zygmunt Lorentz to dziś legendarny, ale i zapomniany łódzki nauczyciel. Urodził się w 1894 roku w Orzeszkowie, w powiecie łęczyckim. Jego dziadek, od strony matki, Edward Boerner, walczył w Powstaniu Styczniowym. Brat matki, Ignacy Boerner, był bliskim współpracownikiem marszałka Józefa Piłsudskiego oraz ministrem poczt i telegrafów w rządzie Kazimierza Świtalskiego. Zygmunt Lorentz kończy najpierw czteroklasową Szkołę Handlową w Zgierzu, a potem tak jak Stefan Szletyński, Szkołę Handlową Kupiectwa Łódzkiego. W 1912 roku wyjeżdża do Krakowa, gdzie studiuje na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wybuch I wojny światowej przerywa studia. Zygmunt wraca do Zgierza. Uczy historii w Szkole Handlowej. Pracuje też w Gimnazjum Żeńskim Janiny Pryssewiczówny, Szkole Żeńskiej im. Elizy Orzeszkowej oraz Gimnazjum Żeńskim Anieli Rothert. Po odzyskaniu niepodległości powraca na Uniwersytet Jagielloński. Tam kończy historię. Wstępuje też do Wojska Polskiego. Odpowiada za organizację propagandy wojskowej na terenie województwa łódzkiego. Uczy w Miejskim Gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego oraz Seminarium Nauczycielskim w Łodzi. Wykłada na wydziale humanistycznym łódzkiego oddziału Wolnej Wszechnicy Polskiej.

- Zachowały się wspomnienia uczniów Zygmunta Lorentza - opowiada Ryszard Iwanicki.- Był wielkim humanistą. Potrafił przez godzinę analizować sonet Petrarki. Miał wspaniałe wykłady o kulturze renesansowej. Był znakomitym pedagogiem.

Zajmuje się historią Łodzi. Wydaje monografię "Narodziny Łodzi nowoczesnej". Współtworzy łódzkie oddziały Polskiego Towarzystwo Historyczne i Polskiego Towarzystwa Naukowego.

- Kiedy na początku lat trzydziestych kolegiata w Tumie, jako jeden z najważniejszych zabytków romańskich w Polsce, zaczęła się rozsypywać, powołał komitet, by ratować ten znakomity obiekt - podkreśla Ryszard Iwanicki.

Kiedy wybucha wojna zostaje sekretarzem Komitetu Obywatelskiego Miasta Łodzi, który ma porządkować życie społeczne, gospodarcze, kwestie związane z aprowizacją. Działa do początku października. Jak podkreślają historycy, Zygmunt Lolrentz był jego najaktywniejszym członkiem.

Zostaje wysiedlony z Łodzi. Mieszka początkowo koło Piotrkowa Trybunalskiego. W 1941 roku przedostaje się do Warszawy. Zaczyna uczyć na tajnych kompletach. Pracuje też w Archiwum Głównym Akt Dawnych. Opracowuje dane dotyczące strat dóbr kultury i wysiedleń ludności z Łódzkiego. W 1943 został mianowany kuratorem oświaty i kultury Okręgu Łódzkiego. 13 września 1943 przyjechał do Łodzi, by zsynchronizować i rozszerzyć tu tajne nauczanie. Ma fałszywe dokumenty, ale mimo tego zostaje rozpoznany. 16 września zostaje aresztowany przez gestapo. W więzieniu przy ul. Robert Kochstrasse (dziś Sterlinga) zostaje poddany brutalnym przesłuchaniom. Na skutek doznanych obrażeń umiera 5 października 1943 roku.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki