Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budżet partycypacyjny, czyli furtka dla lobbystów

Błażej Lenkowski
Błażej Lenkowski
Błażej Lenkowski DziennikŁódzki/archiwum
Budżet partycypacyjny to idea, która stała się w ostatnich latach niezwykle modna w świecie organizacji pozarządowych, ekspertów i ruchów miejskich. W konsekwencji powoli zaczyna wchodzić również do mainstreamu i programów polityków. Jaki wpływ to rozwiązanie niesie dla rozwoju miast i jakości zarządzania nimi?

Instytut Obywatelski (czyli think tank Platformy Obywatelskiej) w niedawno opublikowanym raporcie: "Miasto w działaniu", pod redakcją Przemysława Filara i Pawła Kubickiego, poświęcił budżetowi partycy-pacyjnemu obszerny fragment. Na pozytywne strony wdrażania tego narzędzia i jego zasadnicze cechy wskazuje Marcin Gerwin z Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej: "Budżet partycypacyjny oznacza, że mieszkańcy sami decydują, na co wydawane są pieniądze z budżetu miasta. (…) Zarówno prezydent, jak i rada mogą dziś przeprowadzić konsultacje z mieszkańcami, by ustalić, na co powinny zostać przeznaczone środki z budżetu miasta. Może to dotyczyć części środków na nowe inwestycje, a nawet wszystkich wydatków. (…) Dzięki zaangażowaniu mieszkańców w ustalanie, na co przeznaczyć pieniądze, można podejmować decyzje o wydatkach w przejrzysty i demokratyczny sposób". Co więcej, autor proponuje ustawowe wprowadzenie obowiązku ustalania określonego procentu budżetu danego miasta przez mieszkańców.

Cztery ważne argumenty za budżetem partycypacyjnym można znaleźć na stronie Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. Po pierwsze, ułatwia on identyfikację najistotniejszych potrzeb największej części mieszkańców, po drugie, pozwala skutecznie odpowiadać na oczekiwania, po trzecie, wspomaga integrację społeczności lokalnej, w końcu wspiera wspólnotę samorządową i podnosi poziom społecznego zaufania do lokalnych władz.

Idea budżetu partycypacyjnego w ograniczonym stopniu powoli wprowadzana jest w Łodzi z inicjatywy prezydent Hanny Zdanowskiej i radnych Witolda Rosseta oraz Urszuli Niziołek-Janiak. Od jakiegoś czasu funkcjonuje też w Sopocie oraz kilku mniejszych polskich miastach.

Dostrzegam w budżecie partycypacyjnym szereg stron pozytywnych. Potencjalnie jest to wspaniałe narzędzie do aktywizowania mieszkańców i dawania im zachęty do zaangażowania się w sprawy miasta. Podzielam też opisane przez MAC szanse, które wiąże się tam z tą ideą. Z drugiej strony jednak budżet obywatelski, jak większość narzędzi tzw. demokracji deliberatywnej, czyli opartej na bezpośrednim uczestnictwie i współdecydowaniu przez obywateli o decyzjach władz - ma jedną zasadniczą wadę. Uczestniczy w nich, przynajmniej w Polsce, zdecydowana mniejszość obywateli, co niesie określone zagrożenia. Śledzenie mechanizmów konsultacji społecznych w miastach czy ministerstwach prowadzi do smutnej konstatacji - pojawiają się na nich zwykle te same dobrze zorganizowane grupy "nadaktywnych" obywateli, którzy z racji na swoje interesy lub nawet często z pobudek czysto ideowych są zdeterminowani, aby wpłynąć na decyzje władz.

Dostają oni unikalną i faktycznie niedemokratyczną szansę na wpływanie na decyzje wcześniej demokratycznie wybranych decydentów. Dopóty dopóki są to jedynie konsultacje i decyzje podejmowane są na koniec dnia przez władze - demokracja ma się dobrze, a władza ma unikalną szansę dowiedzieć się o potrzebach i poglądach ludzi. Pytanie jednak, co stanie się, jeśli np. wyniki tworzenia budżetu partycypacyjnego przez obywateli (czyli w polskiej czy łódzkiej rzeczywistości przez kilka lub kilkanaście NGO, zrzeszających w najlepszym razie kilkaset osób) będą obowiązujące dla władz? Z jakiego powodu akurat te instytucje miałyby dostać taką władzę? Władzę, na którą szansy nie ma ogromna część Polaków, czyli tych, którzy bardzo ciężko pracują na swoje firmy, rodziny, harując po 12 godzin dziennie i absolutnie nie mając czasu na spędzanie godzin na zebraniach w urzędach miast.

Ja do nich dodałbym matki samotnie wychowujące dzieci, rodziny wielodzietne, które muszą zmagać się z codzienną rzeczywistością. Demokracja przedstawicielska ma tę przewagę nad demokracją deliberatywną, że ma stosunkowo bardzo niskie bariery wejścia. Głosowanie w wyborach na swoich przedstawicieli raz na kilkanaście miesięcy i śledzenie sceny publicznej nie wymaga poświęcania tak wielkiej ilości czasu. Faktycznie każdy ma szansę oddać swój głos na najbliższego jego poglądom przedstawiciela. Natomiast demokracja deliberatywna takiej szansy nie daje.

Nie chciałbym dla przykładu, aby kształt polityki kulturalnej miasta zależał w decydującym stopniu od liczby godzin, jakie przedstawiciele różnych instytucji są w stanie wysiedzieć na konsultacjach i lobbując za swoimi inicjatywami. W ten sposób można stracić z oczu ważne projekty, a władza może zyskać mylne wrażenie, że ludzie przychodzący na konsultacje są reprezentantami większości. Zwykle nie są. Są reprezentantami swoich grup. Z resztą ostatnio mieliśmy tego przykład w Łodzi, z konsultacji społecznych na temat zasadności budowy stadionów piłkarskich wynikało, że mnóstwo ludzi jest za. Zorganizowane grupy piłkarskich fanów entuzjastycznie lobbowały za projektem. Kiedy jednak pojawiły się wątpliwości co do racjonalności projektu i przeprowadzono prawdziwe badania opinii, okazało się, że łodzianie w swojej większości nie palą się do finansowania stadionów z publicznych środków.

Podsumowując. Konsultacje społeczne - tak, deliberacja na temat kształtu budżetu samorządowego - również tak, ale absolutnie nie może to oznaczać przymusu stosowania przez demokratycznie wybrane władze propozycji zgłaszanych przez aktywne, ale niereprezentatywne organizacje i grupy wpływu.

Błażej Lenkowski
Autor jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial, wydawcy czasopisma Liberte

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki