18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obóz dla dzieci przy ul. Przemysłowej nie był obozem wychowawczym

Joanna Leszczyńska
Apel w obozie dziewczęcym
Apel w obozie dziewczęcym Reprodukcja Grzegorz Gałasiński
O gehennie dzieci w obozie na Przemysłowej z Adamem Sitarkiem, historykiem z łódzkiego oddziału IPN i Centrum Badań Źydowskich UŁ, rozmawia Joanna Leszczyńska:

Zakończyły się obchody 70. rocznicy utworzenia obozu dla dzieci i młodzieży polskiej przy ulicy Przemysłowej w Łodzi, zorganizowane przez łódzki IPN oraz Centrum Dialogu imienia Marka Edelmana. Ten obóz to raczej mało znana karta okupacyjnej historii miasta. Dlaczego hitlerowcy postanowili założyć właśnie w Łodzi taki obóz?
Łódź, przyłączona po wybuchu wojny do III Rzeszy, zgodnie z planami Niemców miała zostać bardzo szybko zgermanizowana. Miała stać się centrum germanizacji, wręcz pod tym względem wzorcowym miastem. Ponadto Łódź znajdowała się w centrum ziem włączonych do III Rzeszy. Miasto było dobrze z tymi ziemiami skomunikowane. Do obozu trafiały zarówno dzieci z z terenów włączonych do III Rzeszy jak i Generalnej Guberni. Był to jedyny w Polsce obóz przeznaczony wyłącznie dla dzieci. Powstał 1 grudnia 1941 roku. Podobne obozy istniały w Chorwacji, założone przez chorwackich ustaszy, dla dzieci serbskich, romskich i żydowskich. Oczywiście, dzieci, trafiały także do zwykłych obozów koncentracyjnych. Na pewno wszystkim znane są zdjęcia filmowe z wyzwolenia Auschwitz, gdzie dzieci pokazują swoje tatuaże.

Można powiedzieć, że Niemcy mogli wszystkie dzieci skierować od razu do obozów koncentracyjnych. W jakim celu założyli dla nich specjalny obóz?
Początkowo Niemcy kierowali młodocianych przestępców, czy osoby uznane za takie przez nich, do więzień lub ośrodków wychowawczych. Później okazało się,że ten system nie jest wydolny i Hitler zaostrzył kurs wobec ludności polskiej. Uznał, że najlepiej będzie kierować młodocianych od razu do specjalnie dla niech stworzonego obozu. Część dzieci kierowanych na Przemysłową, które spełniały wymogi rasowe, była poddawana germanizacji. Dzieci, które nadawały się do zniemczenia, kierowano do Kalisza, który był głównym ośrodkiem germanizacji, a stamtąd do zastępczych rodzin niemieckich. Oficjalnie obóz nazywał się "obozem wychowawczym". Chodziło o sprowadzenie polskich młodych przestępców na właściwą drogę, czyli dostosowanie ich do systemu totalitarnego i sprawić, by postępowali zgodnie z regułami narzuconymi przez okupanta. Częściowo trafiali tam młodociani przestępcy. Rozmawiałem z panem, który przeszedł przez ten obóz. Został złapany w Mysłowicach na kradzieży węgla i jego przemycie z ziem przyłączonych do III Rzeszy na ziemie Generalnej Guberni. Zgodnie z niemieckim prawem było to przestępstwo. Ten człowiek, wtedy 11-letni, został skierowany do więzienia, potem do kolejnego obozu-więzienia na Śląsku, a stamtąd przywieziono go na Przemysłową.

Wojna zmienia kryteria moralne. To, co dziś nazwalibyśmy kradzieżą, wtedy było to radzenie sobie...
Tak, często to było zdobywanie pożywienia. Dzieci trafiały do obozu na Przemysłową także za żebranie lub za kradzież chleba lub kartofli z transportu. Trafiały tu także dzieci, których rodzice zostali złapani podczas akcji, czy zesłani do obozów koncentracyjnych za działalność w ruchu oporu, jak i osoby, których rodzice nie chcieli podpisać niemieckiej listy narodowościowej, głównie z patriotycznych powodów. W rzeczywistości był to obóz koncentracyjny, bo regulamin był taki sam jak w tego typu obozach. Dzieci były bardzo surowo traktowane przez wychowawców. Wychowawcy wykorzystywali dzieci do pracy. W filmie "Twarz anioła" z 1970 roku o obozie na Przemysłowej można było zobaczyć, że dzieci pracowały przy prostowaniu igieł, czy przy bezsensownym wyrównywaniu zamarzniętej ziemi.

Gdzie pracowały dzieci?
Chłopcy pracowali w warsztatach na terenie obozu, m.in. w warsztatach szewskich przy naprawie obuwia. Tego fachu uczyli się od żydowskich szewców, którzy byli kierowani tu z getta, sąsiadującego z obozem przez płot. Dziewczynki były kierowane do pracy do Dzierżązni, kilkanaście kilometrów od Łodzi, gdzie pracowały w rolnictwie. W obozie znajdowały się dzieci od kilku do 16 roku życia. Najmłodsze miały nawet niewiele ponad dwa lata. One najszybciej nie wytrzymywały warunków obozowych. Starsze dzieci starały się zajmować tymi młodszymi, pomagać im. Z drugiej strony Niemcy inspirowali donoszenie jednego dziecka na drugie, na przykład że ukradło chleb. Donosiciele byli nagradzani. Bardzo często w relacjach osób, które przeszły obóz na Przemysłowej pojawiało się wspomnienia, że panował głód. Dzieci radziły sobie w ten sposób, że zjadały rośliny, znajdowane na terenie obozu, czy jakieś zwierzęta, które udało się złapać, a do cienkiej zupy wrzucano owady. Dzieci były niedożywione, a ich organizmy osłabione przymusową pracą. Dlatego były podatne na różnego rodzaju choroby zakaźne, jak dur brzuszny czy tyfus plamisty.

W obozie doszła do epidemii tyfusu...
Tak, epidemia wybuchła w listopadzie 1943 roku. Najpierw do obozu został skierowany żydowski lekarz, dr Emil Vogl, który udzielał dzieciom pierwszej pomocy. Później chorzy zostali skierowani do szpitala, znajdującego się na terenie getta. Choroba dzieci została odnotowana w dzienniku Jakuba Poznańskiego, jednego z więzionych w getcie Żydów. Poznański pisał, że przywiezione dzieci były skrajnie wyczerpane. Z jego relacji wynika, że zachorowało około 200 dzieci, a do szpitala trafiło ponad 100. Lekarze z getta potraktowali to prestiżowo, było dla nich bardzo ważne, by wszystkie dzieci, mimo trudności z dostępem do leków wyleczyć. Żadne z dzieci nie zmarło w szpitalu w getcie. Oczywiście wcześniej dzieci, które chorowały na tyfus, umierały w samym obozie. Udokumentowane są zgony 136 osób. Kiedy dzieci nie wykonały normy pracy, czy zniszczyły narzędzia przez nieumiejętną pracę, albo nie wytrzymywały wysiłku, czy nie rozumiały komend w języku niemieckim, były karane. Podstawową karą była chłosta. W kilku przypadkach skończyła się ona śmiercią dzieci. Na przykład znana sprawa Urszuli Kaczmarek, która została przez Sydomię Bayer, kierowniczkę oddziału dziewczęcego, pobita na śmierć podczas chłosty. Inne kary to przymusowe ćwiczenia gimnastyczne, na przykład robienie żabek prze kilkadziesiąt minut. Było to ponad wytrzymałość małych dzieci.

Z jakich kręgów rekrutowała się kadra obozowa?
Częściowo byli to Niemcy z Rzeszy: urzędnicy czy członkowie SS, etatowi wojskowi i policjanci. Niektórzy wychowawcy rekrutowali się z miejscowych volksdojczów. Tak jak Sydomia Bayer, czy Eugenia Pol, która przed wojną pracowała z dziećmi, a po jej zakończeniu znalazła pracę... w żłobku, co pokazuje niemoc polskiego państwa po wojnie, które nie potrafiło schwytać i ukarać wojennych oprawców. Eugenia Pol zupełnie przypadkowo została rozpoznana przez jedno z dzieci, które przeszło obóz, w kolejce do sklepu w Pabianicach. Została schwytana, postawiona przed sądem i skazana na 25 lat więzienia. Natomiast Sydomia Bayer jak i Edward August, jeden z nadzorców, zostali skazani na śmierć po zakończeniu wojny. Wielu innych pracowników obozu uciekło w styczniu 1945 roku, kiedy zbliżał się front.

Ile dzieci było więzionych w tym obozie?
Niestety, nie wiemy. Dokumentacja obozowa nie zachowała się w całości. Być może ją zniszczono lub wywieziono podczas ucieczki Niemców. Nie wiemy też, ile polskich dzieci zgermanizowano. W literaturze pojawia nawet liczba 10 tysięcy dzieci, ale myślę, że jest znacznie zawyżona. Sądzę, że przez ten obóz przeszło od 3 do 5 tysięcy dzieci. Jednorazowo przebywało ich około dwa tysiące. W momencie zakończenia wojny wolności doczekało jedynie 900 dzieci. Baraki, w których był obóz, zostały rozebrane przez łodzian w 1945 roku, bo w mieście brakowało drewna na opał. Zachowało się pięć budynków murowanych, w których mieściła się między innymi komendantura obozu. Część z ich jest zamieszkana. Niemcy opuszczali obóz w pośpiechu i nie mieli czasu, by zabrać ze sobą całą dokumentację, dzięki czemu sporo dokumentów obozowych, jak listy, zdjęcia się zachowało. Część dzieci zabrała te rzeczy ze sobą.

Widziałam jedno z takich zdjęć, na którym dzieci, maszerujące zimą do pracy, uśmiechają się...
Z pewnością nie było naturalne zachowane, tylko wymuszone. Za fotografem stał nadzorca.

Dlaczego tak niewiele mówi się o obozie na Przemysłowej? Przecież na przykładzie tego obozu, młodzi ludzie, mogą łatwiej poznać realia okupacyjne?
Mam nadzieję, że to się zmieni. Młodzież ze Szkoły Podstawowej numer 81 przy ulicy Emilii Plater od lat 1 czerwca składa kwiaty pod pomnikiem Pękniętego Serca, który powstał w hołdzie ofiarom tego obozu, w parku imienia Szarych Szeregów. Łódzki IPN wspólnie z Centrum Dialogu imienia Marka Edelmana organizuje teraz lekcje historyczne, poświęcone obozowi przy Przemysłowej. Zapraszamy zainteresowane szkoły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Obóz dla dzieci przy ul. Przemysłowej nie był obozem wychowawczym - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki