Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba znaleźć w sobie dobro i umieć się nim podzielić

Joanna Leszczyńska
Wydaje się, że 300-400 organizacji pozarządowych działających w Łodzi to bardzo dużo. Ale pomocy potrzebuje tu tak wiele osób, że łódzka bieda urosła do rangi wyróżnika miasta.
Wydaje się, że 300-400 organizacji pozarządowych działających w Łodzi to bardzo dużo. Ale pomocy potrzebuje tu tak wiele osób, że łódzka bieda urosła do rangi wyróżnika miasta. Jakub Pokora
"Pomaganie jest sztuką" - można przeczytać na wpinkach-cegiełkach, z których dochód jest przeznaczony na budowę hospicjum stacjonarnego dla dzieci w Łodzi, budowanego przez fundację "Gajusz". Te "cegiełki" od kilkunastu dni sprzedają cały dzień na rynku w Manufakturze wolontariusze tej fundacji. Hospicjum powstaje na łódzkiej Dąbrowie. Budowa zaczęła się 4 kwietnia 2011 roku. Zdaniem Tisy Żawrockiej, szefowej fundacji, rozpoczęcie tej inwestycji było dowodem jej i współpracowników na wielkie zaufanie do ludzi. Zaczęli nie mając nic, zupełnie tak jak w "Ziemi Obiecanej" Reymonta. Fundacja nie wydała na budowę nawet nawet jednej publicznej złotówki. Na dzisiaj wartość inwestycji wynosi 1,4 mln złotych. Wszystko powstało dzięki setkom wpłat od firm i osób prywatnych, dzięki zaangażowaniu w tę budowę przedsiębiorstw budowlanych, czy to w formie robocizny, czy darowizny materiałów. Niektórzy przedsiębiorcy zanim podjęli decyzję, czy się w zaangażować w tę pomoc przyjechali sprawdzić, ile już zostało zrobione i czy warto dalej inwestować. Zazwyczaj pokiwali głową z uznaniem i jeszcze zadzwonili do kolegów z branży, by też pomogli. Za kilka miesięcy budowa hospicjum powinna być zakończona. Toteż Tisa Żawrocka twierdzi dziś z satysfakcją, że fundacja ma pakiet kontrolny, czyli 51 procent dobra na świecie i ma na to dowód. Tym dowodem są ludzie, którzy im pomagają.

Fundacja "Gajusz" jest jedną z dwóch tysięcy łódzkich organizacji pozarządowych. Aktywnych jest 300-400. Z badań, zleconych przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej stowarzyszeniu Klon/Jawor, wynika, że pod względem liczby tych organizacji Łódź mieści się pośrodku innych dużych miast. Jak mówi Joanna Jędrzejczak z łódzkiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, największy boom na powstawanie organizacji pozarządowych wystąpił po 2004 roku, kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej i można było ubiegać się o fundusze unijne.

Głównym obszarem działania łódzkich organizacji jest pomoc, skierowana przede wszystkim do dzieci, a dopiero potem do rodzin, chorych, ludzi starszych, niepełnosprawnych, czy bezdomnych. Te grupy ludzi są najchętniej wspierane przez społeczeństwo.

Ale już trudniej jest zebrać fundusze na przykład na świetlicę dla dzieci z trudnych środowisk. A ta działalność jest droga. Wymogi bezpieczeństwa, czy sanitarne są kosztowne. W kuchni nie może pracować wolontariusz, bo sanepid się nie zgodzi. Musi to być człowiek z uprawnieniami.

Wydaje się, że 300-400 organizacji pozarządowych, działających w Łodzi to bardzo dużo. Tylko że problemem Łodzi jest to, że bardzo dużo ludzi potrzebuje pomocy, a bieda łódzka urosła już do rangi symbolu i trafiła nawet na wystawę fotograficzną w Brukseli. Niezależnie od politycznego rozgrywania tejże biedy na forum unijnym, obiektywnie trzeba przyznać, że jest ona wyróżnikiem miasta. Wystarczy prześledzić, w jakich dziedzinach życia pomaga łódzki Caritas, żeby przekonać się o skali potrzeb. Caritas pomaga dzieciom, chorym, niepełnosprawnym, bezrobotnym, ludziom starszym. Prowadzi świetlice dla dzieci, domy dziennego pobytu dla starszych, organizuje turnusy rehabilitacyjne dla niepełnosprawnych, ma ośrodki aktywizacji dla bezrobotnych i niepełnosprawnych, hospicjum domowe, kuchnię dla biednych, punkt pomocy, wspierający doraźną pomocą ubogie osoby. Form pomocy stale przybywa.

Potrzebujących w Łodzi jest więcej niż na przykład w Poznaniu czy Krakowie. To prawda, że czasami reprezentują oni silne postawy roszczeniowe, z czym organizacje pozarządowe powoli zaczynają walczyć, by nie uzależniać ludzi od pomocy. Jednak, jak mówią psycholodzy, często ludziom trzeba dać najpierw przysłowiową rybę, czyli nakarmić ich i ogrzać, a potem wędkę, by sobie sami radzili. W przeciwnym wypadku nie będą w stanie utrzymać tej wędki w ręku.

W minionym roku Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej wydał na różne formy pomocy około 261 mln złotych. Od kilku lat suma ta zmniejsza się. Dla porównania: w 2007 roku MOPS wydał na ten cel około 334 mln złotych, a w 2008 - około 300 mln. Pomoc społeczna okazuje się niewystarczająca. Ponadto jeden pracownik socjalny przypada w Łodzi średnio na 70-90 środowisk, czyli rodzin lub jednoosobowych gospodarstw domowych, co utrudnia mu dogłębne pochylenie się nad potrzebującymi pomocy.
Organizacje pozarządowe są zatem nieocenione pod względem pomocy tym, którzy otrzymują pomoc niedostateczną lub nawet wcale. Chociaż Łódź nie jest w czołówce miast najbardziej aktywnych pod względem organizacji pozarządowych (biją nas na głowę bogatsza Warszawa, czy Kraków - bo co tu kryć, siłą organizacji pozarządowych jest zamożne społeczeństwo), to jednak w Łodzi działają organizacje, posiadające silną markę nie tylko w regionie w całym kraju. Należy do nich m.in. Fundacja Gajusz, "Krwinka", czy łódzki Caritas, mające nie tylko wysokie wpływy z jednego procenta podatku od dochodów, mimo dużej konkurencji ze strony innych organizacji, ale też wsparcie indywidualnych darczyńców. Nie ulega wątpliwości, że sukces tych i innych łódzkich organizacji jest efektem ich ciężkiej pracy, zdobytej wiarygodności i talentów organizacyjno-marketingowych, zatrudnionych ludzi, jak i doświadczenia.

Działająca już 16 lat fundacja "Krwinka", niosąca pomoc dzieciom chorym onkologicznie oraz klinikom i oddziałom onkologii dziecięcej, w 2011 roku zyskała z darowizn 194 tysiące. Od dwóch, trzech lat wysokość darowizn jednak spada. Strategiczni sponsorzy, czyli firmy, tłumaczą się złą sytuacją gospodarczą. Fundacja docenia jednak to, że ma stałych darczyńców, którzy co miesiąc wpłacają jej stałe kwoty od 20 po 2 tysiące złotych. Stałych, comiesięcznych darczyńców "Krwinka" ma około 30. Przed świętami dołączają nowi darczyńcy, nie zawsze wiążąc się z fundacją na stałe. A właśnie tacy wierni darczyńcy są pożądani przez wszystkie organizacje.

Interesującym wkładem w działalność organizacji pozarządowych jest darowizna akcyjna. Jej przykładem może być współpraca Uniwersytetu Łódzkiego z "Krwinką". Chociażby akcja "Za kwiaty dziękujemy", polegająca na tym,że studenci rezygnują z kupowania kwiatów promotorom, tylko po obronie prac magisterskich przekazują im kartki, wykonane przez podopiecznych "Krwinki". Jedna kartka kosztuje 10 złotych, ale rocznie z tego źródła wpływa na konto fundacji około 30 tysięcy. Nieoceniony jest także dodatkowy efekt - promocja postaw prospołecznych u młodych ludzi.

Zwłaszcza, że w Łodzi wiele jest pod tym względem do zrobienia. Wiele organizacji narzeka, że zdecydowanie trudniej jest o stałą formę współpracy z łódzkimi przedsiębiorcami, tak jakby nie było tu takiej tradycji. A przecież fabrykanci, którzy tworzyli przemysłową Łódź, wspierali też liczne akcje dobroczynne.

Ale jest jeszcze druga strona medalu. Trzeba stworzyć warunki, by przedsiębiorcy mogli wspierać działalność organizacji, a obostrzenia urzędowe i podatkowe temu nie sprzyjają.

Siłą organizacji pozarządowych są wolontariusze. Łódzcy wolontariusze stanowią koło 13 procent społeczeństwa. Jest to trzy procent poniżej średniej krajowej.

Z doświadczenia "Caritasu" wynika, że wolontariuszy akcyjnych generalnie nie brakuje. Bo to jest zaangażowanie na krótki dystans, na przykład podczas świątecznej zbiórki żywności w supermarketach. Ale trudniej jest o wolontariuszy stałych, którzy systematycznie są zaangażowani w pracę, np. jako wychowawcy na świetlicy dla dzieci z trudnych środowisk, czy odwiedzających chorych w ramach opieki hospicyjnej.

Ale wolontariusze, zdaniem Tisy Żawrockiej, są kolejnym dowodem na to, że świat jest dobry. Z "Gajuszem" związanych jest około stu wolontariuszy. Ich praca często nie ogranicza się do godziny spędzonej z chorym dzieckiem w szpitalu. Wolontariuszem jest na przykład kierownik budowy hospicjum, pani elektryk, która każdą wolną godzinę poświęca tej inwestycji, czy dziesięciu kierowców, którzy na stałe wożą chore dzieci. Wolontariusz z "Gajusza" są w różnym wieku i o różnym statusie. Od studentów po pracujących i emerytów.

Paweł Kazimierczak, prezes Centrum Medycznego Szpital Świętej Rodziny, powiedział niedawno szefowej "Gajusza", że to żadna sztuka pomagać, kiedy jest się bogatym, a sztuka, kiedy jest się biednym i dostrzega się, że są biedniejsi od nas. Ale pomaganie generalnie jest sztuką. Niezależnie od stopnia zamożności, trzeba znaleźć w sobie pokłady dobra. Trzeba też wiedzieć, jak pomagać, by osiągnąć najlepsze rezultaty.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki