18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przejechał rowerem Saharę! [ZDJĘCIA]

Alicja Zboińska
1.200 kilometrów, 18 dni na pustyni. Było gorąco, dlatego Piotr Kolenda myśli teraz o wyprawie na północ Europy.
1.200 kilometrów, 18 dni na pustyni. Było gorąco, dlatego Piotr Kolenda myśli teraz o wyprawie na północ Europy. archiwum Piotra Kolendy
Łodzianin Piotr Kolenda, który uwielbia dalekie wyprawy rowerowe, zawitał na Saharę. Statystyka robi wrażenie: 1.200 kilometrów, 18 dni, ośmiu śmiałków na rowerach. Przełom września i października grupa Polaków spędziła na rowerowej wyprawie przez Saharę. Wśród śmiałków, którzy byli w stanie przejechać dziennie ponad sto kilometrów rowerem w 42-stopniowym upale, znalazł się łodzian Piotr Kolenda.

Motywacja była prosta
- Bo mnie tam jeszcze nie było - tak Piotr Kolenda tłumaczy najbardziej egzotyczną ze swoich wypraw.
Do tej pory był znany głównie z jazdy po drogach na północy i wschodzie Europy. Na dwóch kółkach zwiedził także Włochy.
Nie wahał się nawet przez moment, gdy pojawiła się okazja, by jechać przez Saharę z zapaleńcami, skupionymi wokół grupy United Cyclists.

Czerwień z rudawym odcieniem
Wyprawę, która zaczęła się w Krakowie (stamtąd Lufthansa lata do Casablanki), łodzianinowi najłatwiej opisać kolorami.
Z najbardziej egzotycznego w swoim życiu wyjazdu najlepiej zapamiętał bowiem feerię barw. Już na początku trasy, po przejechaniu busem do Marrakeszu, gdy tylko słońce pojawiło się nad poszarpanymi skałami, kolory eksplodowały czerwienią z lekkim rudawym odcieniem. Zieleń po deszczu stała się soczysta.

Niezapomniana, ze względu na barwy, jest wizyta na miejscowym targu. Pan Piotr podziwia kolorowe stoiska z warzywami , niektóre z nich o nieznanych nazwach. Stosy granatów, pomarańczy, batatów, pomidorów, dyń, cukinii, marchwi, zielone papryki i ostra, czerwona pipi-piri, zwisające na sznurkach kiście bananów... W pamięci zostały też kopce z przyprawami w barwach Maroka: papryk ostrych i słodkich, kurkumy, szafranu, kuminu, pieprzu, soli, cynamonu...

2.260 metrów - tak wysoko jest przełęcz Tichka. Berberowie częstują grupkę herbatą. Kolejna przełęcz i już tylko 1.700 metrów. Rowerzyści pokonują Antyatlas. Mijają kolejne kilometry w towarzystwie żebrzących dzieci, rzucających kamieniami. Rowerzyści znajdują jednak broń: wystarczy wyciągnąć aparat fotograficzny, by dzieci zaczęły uciekać przy wrzasku: No photo.

Pustynia za bramą
Marokańczycy mają ogromny szacunek do pustyni. Zdają też sobie sprawę z tego, że nie wszyscy mają pojęcie, na co się porywają, gdy decydują się na wyprawę po Saharze. Dlatego też przy symbolicznej bramie, odgradzającej pustynię od "zielonego" lądu, znajduje się ostrzeżenie o konieczności posiadania wody zdatnej do picia. A tej potrzeba naprawdę dużo. Łodzianin pije dziennie siedem litrów. I tyle też zapewne wypaca.

Znając wymogi Sahary, zrezygnował ze standardowego stroju rowerowego, czyli obcis-łych spodenek i koszulek. Trasę pokonał w stroju bawełnianym, który ma tę zaletę, że pochłania sól. Bawełniana koszulka przesycona solą chłodzi, a podczas jazdy w temperaturze 42 stopni Celsjusza to naprawdę ogromna zaleta.

Kolor żółty zacznie przeważać, gdy grupka dotrze do wydm Chigaga, u podnóża których stoją kolorowe namioty, należące do Berberów. Dominuje piach.

- Stojąc na jednej z wydm, widzę tylko olbrzymią piaskownicę - śmieje się łodzianin. - Jedynie z jednej strony widać rośliny o mięsistych liściach, pokrytych woskiem.

Grupka kieruje się w stronę Agadiru. O tym, że nadmorskie miasto Sidi Ifni kiedyś należało do Hiszpanów, świadczą budowle i nazwy ulic. Tutaj także miejscowi słyszeli o kwadransie akademickim. Odmiana marokańska polega na tym, że na zwykłą sałatkę trzeba sporo czekać, gdyż jak zabraknie jakiegoś składnika, to pracownik restauracji wybiera się po niego na targ lub do sklepu.

Oczy podróżnych, spragnione zieleni, cieszą się przy wjeździe do oazy.

- Bujna roślinność i jej od dawna niewidziany kolor to miła odmiana dla oczu - wspomina Piotr Kolenda. - Przecinamy rzeki, rzeczki, kanały. Nieznane bliżej rośliny tworzą tunele. Asfalt wije się wśród nich.

Ecru z kamiennymi drogowskazami
Sahara nie jest aż tak żółta, jak można zobaczyć w telewizji. Zdaniem rowerzystów dominuje ecru, przeplatane wyglądającymi jak skamieniałe kaktusami w kolorze pieprzu z solą.

Rowerzyści mijają poustawiane z kamieni piramidki. Kamienie pomalowane są na czarno i biało i - zdaniem uczestników wyprawy - pełnią rolę drogowskazów.

Przeciętnie przejeżdża się kilkadziesiąt, do stu kilometrów dziennie. Rekordowy odcinek liczy 190 kilometrów.
Upał dokucza, ale na szczęście nie ma dużych różnic temperatur między dniem a nocą. Gdyby nocami było zimno, byłoby trudno nocować na campingach lub pod gołym niebem, jak zdarzało się uczestnikom wyprawy.

Na rowerze oszczędza się dirhamy
Nie jest łatwo, zwłaszcza paniom. Nie dość, że umyć można się raz na trzy - cztery dni, to na dodatek im dalej grupka wjeżdża w pustynię, tym większe zastrzeżenia mają miejscowi. Nie podobają im się rowerowe stroje Polek. Berberowie najchętniej widzieliby je w szatach, zakrywających niemal wszystko.

Kolenda przekonuje jednak, że brak kąpieli nie był aż tak dokuczliwy, jak można by się było tego spodziewać. Bo skoro wszyscy nie mają jak się umyć, to wszyscy prezentują podobny stan i nikomu nie przeszkadza, że kolega z grupy pachnie tak, a nie inaczej...

Podróżowanie rowerem ma rozliczne zalety. Rowerzyści mogą liczyć na to, że niezbędne zakupy zrobią znacznie taniej niż zmotoryzowani. Ceny nie są bowiem sztywne, ale uzależnione najwidoczniej od statusu materialnego kupującego. A ten oceniany jest m.in. na podstawie pojazdu.

Najwięcej płacą uchodzący za najbogatszych kierowcy samochodów. Niższe stawki obowiązują motorowerzystów, a rowerzyści uchodzą za biedaków. Na Saharze rzadko spotyka się bowiem turystów na dwóch kółkach. Polska grupa spotkała Belga oraz parę Niemców.

Dla rowerzysty półtoralitrowa butelka coca-coli kosztuje pięć, góra dziesięć dirhamów marokańskich (jeden dirham to około40 groszy), bochenek chleba dwa dirhamy, a owoce i warzywa "idą" po sześć dirhamów za kilogram.

Na całą wyprawę pan Piotr wydał 2.800 zł, najwięcej pochłonęły bilety lotnicze.
Na Saharze przez blisko trzy tygodnie można się wyżywić, wydając wszystkiego dwieście euro, a w tej cenie są też koszty noclegów.

Czas na Bajkał
O wyprawie na Saharę łodzianin już zapomina. Teraz żyje Moskwą i Bajkałem. Wraz z włoskim przyjacielem Vincenzo chcą przejechać rowerami trasę z Moskwy nad Bajkał, a po drodze przyjrzeć się dawnym sowieckim obozom, w których więźniami byli także Włosi. Wyprawa ma się odbyć w czerwcu tego roku, a łodzianin i Włoch szacują, że pokonanie tej trasy zajmie im ponad miesiąc.

Piotr Kolenda przymierza się do napisania kolejnej książki. Relacje z wypraw opisuje na blogu pod adresem rowerologia.pl, ale także zamieszcza je w książkach. Tuż przed Bożym Narodzeniem ukazała się książka pod tytułem "Founde między niebem a ziemią", która zawiera wspomnienia z najwcześniejszych rowerowych wycieczek łodzianina.

A w dalszej perspektywie majaczy wyjazd daleko na Północ, jeszcze za Nordkapp i stamtąd trasa na Wschód...

iframe]http://tematy.wroclaw.pl/dzienniki/lodz.php[/iframe]

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki