Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zupa z Małpy na karnawał [RECENZJA]

Joanna Kocemba
Od lewej: Marta Kuśmirek, Magda Dratkiewicz i Masza Bogucka.
Od lewej: Marta Kuśmirek, Magda Dratkiewicz i Masza Bogucka. cztery kolory/materiały prasowe
Pod pretekstem karnawału łódzki Teatr Zupa z Małpy zaprosił do Akademickiego Ośrodka Inicjatyw Artystycznych na spektakl "Honeymoon" (według Gabriela Barylli).

Na scenie obserwujemy miłosne perypetie trzech bohaterek. Każda z nich jest inna, ale wszystkie reprezentują sobą bardzo konkretny, dobrze utrwalony zespół cech, którymi określa się stereotypowo kobiety. Barbara (Magda Dratkiewicz) jest delikatną, naturalnie śliczną, drobną, czułą blondynką, która po spektakularnej zdradzie męża odkrywa, jak podły jest świat (wcześniej nie miała przecież o tym pojęcia). Christine (Masza Bogucka) jest przedsiębiorcza, dobrze wykształcona, energiczna, bogata i niezależna, nie dba o wygląd, narzeka na obyczaje współczesnych mężczyzn. Linda (Marta Kuśmirek) zawsze otoczona wianuszkiem wielbicieli, od których potrzebuje pieniędzy i drogich wycieczek, nie wierzy w miłość, nadmiernie dba o wygląd, na końcu oczywiście okazuje się, że jest w ciąży. W spektaklu bierze udział jeszcze mężczyzna: Patryk Steczek. Aktor wciela się w wiele ról, przede wszystkim animuje ogromnego muppeta małpę, która jest reprezentantem każdego mężczyzny. Przedstawienie stara się opowiedzieć o skomplikowanych relacjach damsko-męskich i problemach klasy średniej żyjącej w rozwiniętym, europejskim kraju (bohaterowie zarabiają w euro).

Spektakl "Honeymoon" z założenia miał dostarczać rozrywki w czystej postaci. Został tak pomyślany, by wszystkie jego komponenty spełniały cele komediowe, zabawowe, ludyczne. Dlatego jesteśmy w stanie zaakceptować, nawet może nas bawić, operowanie stereotypami płciowymi i narodowościowymi, wyrazisty kostium, gest i rekwizyt czy nieprawdopodobne postaci. Ciężko jednak zrozumieć powagę, z jaką twórcy odnieśli się do wybranej przez siebie konwencji teatralnej. Widzowie przy przestarzałej formie scenicznej mają prawo oczekiwać "mrugnięć okiem", łamania iluzji scenicznej czy autoironii i dystansu. Przy "Honeymoon" tego zdecydowanie zabrakło. Powstała komedia, która jednak jest na poważnie: choć porusza trudne tematy, robi to w sposób powierzchowny; niedopowiedzenia wywołują częste salwy śmiechu, ale tuż po ustaniu chichotów aktorzy tłumaczą widzom żarty. Możemy odnieść wrażenie, że nie wszystko zostało dokładnie przemyślane lub że postanowiono zbyt wiele zmieścić w skromnym godzinnym przedstawieniu, którego reżyserią zajęli się sami aktorzy. Gdyby ograniczyć ekspresję postaci, zrezygnować z kilku stereotypów, a dołożyć elementy łamiące iluzję teatralną - "Honeymoon" mógłby stać się ciekawą propozycją na karnawałowe wieczory.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki