Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcel Szytenchelm: Pomyślmy o nazwach łódzkich podwórek

Roman Czubiński
Marcel Szytenchelm
Marcel Szytenchelm Łukasz Sobieralski
Proponowałbym, żeby wprowadzić obyczaj nadawania patronów niektórym łódzkim podwórkom. Byłaby to tańsza, a jednocześnie bliższa mieszkańcom forma uhonorowania osób związanych z Łodzią. Nazwa takiego miejsca nie miałaby charakteru urzędowego, więc nie wiązałaby się z żadnymi kosztami dla lokatorów. Mogłaby natomiast być punktem wyjścia do rozmaitych inicjatyw artystycznych związanych z patronem - mówi Marcel Szytenchelm, aktor, reżyser oraz organizator Dni Tuwima i Reymonta.

Jakie znaczenie dla propagowania historii Łodzi mają nazwy ulic?
Bardzo duże. Mogą one wręcz inspirować do zagłębienia się w przeszłość naszego miasta. Wiele osób przechodzi obok nich obojętnie, ale na przykład dziecko podczas spaceru z rodzicami może zapytać: Jak się nazywa ta ulica? Tuwima? A kto to był...? Zadając kolejne pytania, będzie wzbogacało swoją wiedzę. Dzięki temu w przyszłości może stać się łodzianinem znającym historię swojego miasta i utożsamić się z nim

Ważne jest również to, żebyśmy potrafili na te pytania odpowiedzieć. Są jednak i problemy związane z tą formą upamiętniania wybitnych postaci...
Liczba ulic w mieście jest ograniczona. Poza tym często trudno przekonać radnych, a tym bardziej mieszkańców, do ich przemianowania. Wiążą się z tym bowiem niebagatelne koszty wymiany tablic, dokumentów urzędowych, dowodów osobistych...

Trudno dziwić się punktowi widzenia mieszkańców. Czy można w jakiś sposób pogodzić ich interes z propagowaniem historii miasta?
Proponowałbym, żeby wprowadzić obyczaj nadawania patronów niektórym łódzkim podwórkom. Na przykład podwórko kamienicy przy ulicy Kilińskiego 46, w której urodził się Julian Tuwim, mogłoby nosić imię poety. A to przy ul. Wschodniej 50 - pod kamienicą, w której przez blisko rok mieszkał Władysław S. Reymont i gdzie zaczynaliśmy kiedyś obchody Dnia Reymonta - można nazwać imieniem autora "Ziemi Obiecanej".

Ciekawa propozycja. Jakie byłyby zalety takiego rozwiązania?
Byłaby to tańsza, a jednocześnie bliższa mieszkańcom forma uhonorowania osób związanych z Łodzią. Nazwa takiego miejsca nie miałaby charakteru urzędowego, więc nie wiązałaby się z żadnymi kosztami dla lokatorów. Mogłaby natomiast być punktem wyjścia do rozmaitych inicjatyw artystycznych związanych z patronem, być może z udziałem mieszkańców? Podwórka są jedną z moich ulubionych przestrzeni takich działań. Ciekawym pomysłem byłoby też oprowadzanie po takich podwórkach wycieczek szkolnych w ramach swego rodzaju lekcji historii w terenie.

Czy łatwo byłoby przekonać mieszkańców do udziału w takich wydarzeniach?
Z doświadczenia, jako animator kultury, wiem, że na początku bywają niechętni. Potem jednak chętnie włączają się do zabawy. Wydarzenia takie, jak choćby wspomniany Dzień Reymonta, pozwalają im uczestniczyć w kulturze i poznawać przeszłość Łodzi w atrakcyjnej formie, prawie bez wychodzenia z domu. Pomagają też zbliżyć się do siebie nawzajem. Dlatego podwórka są jedną z moich ulubionych przestrzeni takich działań.

Nadawanie nazw ulicom ma często podtekst polityczny. Czy z podwórkami nie stałoby się w konsekwencji to samo?
Niech politycy zajmują się swoimi sprawami. Mnie interesuje promowanie artystów. A miejsc z nimi związanych - chociażby domów, w których niegdyś mieszkali - jest w Łodzi bardzo wiele. I jest sporo miejsca, by ważnych dla naszego miasta twórców godnie i pomysłowo uhonorować.

Artyści to sprawa oczywista. Czy swoje ulice powinni mieć również łódzcy fabrykanci?
Myślę, że tak. Postrzegam ich przede wszystkim jako twórców. Nie artystów (choć na przykład Henryk Grohman jako niezły muzyk był nim przecież także), ale ludzi, którzy stworzyli zakłady przemysłowe i całą infrastrukturę miasta. To nasza historia i spuścizna, fabrykantom zatem również należą się tego rodzaju dowody pamięci i wdzięczności.

Rola Lodzermenschów w dziejach Łodzi do dziś budzi jednak kontrowersje...
To prawda. Ale wolę ulicę Scheiblera, Geyera czy Poznańskiego od - mówiąc obrazowo - ulicy Goździkowej czy Słonecznej. Słońce świeci wszędzie tak samo, goździki kwitną wszędzie, a miasto o takiej historii jak Łódź jest tylko jedno. I tak należy na to patrzeć.

Im bardziej kontrowersyjna nazwa, tym lepiej?
Nie posuwałbym się tak daleko. Nazwy ulic należy dobierać odpowiedzialnie, nie powinno się dawać ich byle komu. Ale podwórka mogą już być nazywane bardzo spontanicznie i twórczo.

Rozmawiał Roman Czubiński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki