Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostry dyżur na oddziale ratunkowym w Koperniku

Joanna Barczykowska
Dr Tomasz Borkowski na szpitalnym pierwszym froncie. W izbie przyjęć kwalifikuje chorych do dalszego leczenia
Dr Tomasz Borkowski na szpitalnym pierwszym froncie. W izbie przyjęć kwalifikuje chorych do dalszego leczenia Grzegorz Gałasiński
Ruch nigdy tu nie ustaje. Lekarze pracują na pełnych obrotach przez 24 godziny. Jak na "Ostrym dyżurze", który znamy z ekranów telewizora. Karetki przywożą pacjentów co kilkadziesiąt minut. Kolejni chorzy trafiają przez izbę przyjęć. Przyszli sami, albo przywiozła ich rodzina. W ciągu doby na szpitalny oddział ratunkowy w Szpitalu im. Kopernika w Łodzi trafia do 120 osób. Liczba chorych rzadko spada poniżej 100.

SOR w Koperniku to największy tego typu oddział w regionie. Największy, a co za tym idzie najbardziej oblegany. Nie jest dobrze finansowany. Szefowie innych szpitali w Łódzkiem o tym wiedzą i dlatego nie chcą pójść w ślady "Kopernika" i zorganizować u siebie tego typu oddziału.

Czerwony, żółty i zielony

W nocy na SOR do Szpitala im. Kopernika trafia młoda dziewczyna. Ma 23 lata. Jest w tragicznym stanie. Miała wypadek samochodowy o trzeciej nad ranem. Lekarze chcą ją ratować, przeprowadzić reanimację. Niestety, nie udaje się...

Ale na SOR-ze nie ma czasu na rozpamiętywanie. Za chwilę trafia tu kolejny trudny "przypadek". Pogotowie przywozi staruszkę ze złamanym biodrem. Spadła ze schodów u siebie w domu poprzedniego dnia. Niestety, mieszka sama i nie mogła nikogo zawiadomić. Całą noc spędziła leżąc na podłodze. Rano znalazła ją rodzina. Zaraz potem trafiła do szpitala. Położono ją na SOR-ze, gdzie czeka na szpitalne łóżko.

Na oddziale jest osiem łóżek. Sześć zwykłych i dwa stanowiska intensywnej terapii. W niedzielę wszystkie są zajęte. A na oddział trafiają kolejni pacjenci. Lekarz musi podjąć decyzję, których chorych należy przetransportować na inne oddziały. Mężczyzna z bólem w klatce piersiowej zostaje przeniesiony na kardiologię. Starszy łodzianin, który ma kłopoty z krążeniem, trafia na ten sam oddział.

60-letnia łodzianka trafiła tu z powikłaniami po grypie. Trzeba znaleźć dla niej miejsce na internie. Na internie jest 20 łóżek, ale leży tam 25 pacjentów. Pięciu na dostawkach na korytarzu. Dla łodzianki nie ma już miejsca.

Dr Dariusz Timler, który ma akurat dyżur, szuka dla niej miejsca w innych szpitalach. Bezskutecznie. Wszędzie mają komplet. Dr Timler musi ją zostawić na razie na SOR.

Teraz nie ma czasu zastanawiać się, co będzie z nią później. Karetka przywozi nieprzytomnego pacjenta. Lekarz podejrzewa udar, więc musi od razu się nim zająć.

Pacjenci w izbie przyjęć muszą czekać. Ile? Nie wiadomo.

SOR jest specyficznym oddziałem. Tu trafiają pacjenci w stanie zagrożenia życia i tymi trzeba zająć się w pierwszej kolejności. Lekarze z szpitalnych oddziałów ratunkowych przydzielają pacjentom kody: czerwony, żółty i zielony.

- Kod czerwony oznacza stan zagrożenia życia. Ci pacjenci mają pierwszeństwo. Kod żółty to pacjent wymagający leczenia szpitalnego, ale taki, którego życie nie jest bezpośrednio zagrożone. Ten powinien zostać opatrzony w drugiej kolejności. Pacjenci z kodem zielonym mogą być leczeni ambulatoryjnie i nie wymagają leczenia szpitalnego. Ci muszą zaczekać - tłumaczy dr Timler, ordynator szpitalnego oddziału ratunkowego i z-ca dyrektora ds. lecznictwa w Szpitalu im. Kopernika.

Tych ostatnich pacjentów jest zdecydowanie najwięcej.

- Nie zawsze rozumieją, że muszą zaczekać, często się denerwują. Niestety, na dyżurze w SOR jest tylko dwóch lekarzy, którzy muszą najpierw pomóc najbardziej potrzebującym pacjentom - tłumaczy dr Timler.

Na tym oddziale często dochodzi do awantur. Wszczynają je zazwyczaj pacjenci zniecierpliwieni oczekiwaniem. Chorzy nie potrafią zrozumieć, że przed nimi są pilniejsze "przypadki".

- Średni czas oczekiwania na naszym SOR-e dla pacjentów z kodem zielonym wynosi dwie godziny. Raczej nie zdarza się, żeby chory czekał dłużej aż podejdzie do niego lekarz. Nie oznacza to jednak, że pacjent po dwóch godzinach wychodzi do domu. Najczęściej musimy zlecić kilka badań, a potem czekać na wyniki. Laboratorium i wszystkie pracownie diagnostyczne pracują całą dobę. Łączny średni czas pobytu pacjenta na SOR-ze dochodzi w sumie do pięciu godzin. Jeśli lekarz ma dużo pilnych przypadków, ten czas może się jeszcze wydłużyć - przyznaje dr Timler.

Nie wszyscy pacjenci potrafią wykazać się zrozumieniem. Czasem musi interweniować policja.

W poprzedni weekend jedną awanturę wszczął łodzianin, który przyjechał do "Kopernika" z bólem brzucha. Musiał czekać, bo w tym samym czasie na oddział trafili mężczyzna z krwiakiem w mózgu i chory po udarze. Mężczyzna zaczął wyzywać lekarza, kiedy ten uzupełniał dokumentację medyczną. Zaczął nagrywać go na swoją komórkę i groził, że będzie film upubliczniał. Skończyło się interwencją policji. Łodzianin w końcu się uspokoił i już grzecznie czekał na swoją kolej.

Przegląd wszystkich chorób

Szpitalne oddziały ratunkowe powstały, by ratować chorych w stanie zagrożenia życia i zdrowia. Pracujący tu lekarze - specjaliści od medycyny ratunkowej - mają szybko dokonywać selekcji pacjentów i decydować o dalszym leczeniu. Lekarze medycyny ratunkowej muszą mieć wiedzę z wszystkich specjalności. To w ich ręce trafiają chorzy z urazami, udarem, zawałem, problemami neurologicznymi.

Po wstępnej diagnozie lekarz decyduje o podaniu leku, zabiegu, przeniesieniu na specjalistyczny oddział, gdzie pacjent będzie czekał na operację. SOR to szpitalny pierwszy front.

- Trafia do nas wielu chorych z zaburzeniami neurologicznymi i z zaburzeniami serca. Mamy też oczywiście wielu chorych po urazach - wylicza dr Timler.

Jak przychodnia

SOR-y coraz częściej traktowane są - niestety - jak przychodnie. Pacjenci przychodzą tu w weekend, bo znaleźli chwilę czasu na zadbanie o siebie, albo przypomniało im się właśnie, że kilka dni temu źle się czuli.

- Ale my nie jesteśmy ambulatorium. Pacjenci, którzy potrzebują pomocy doraźnej, powinni zgłaszać się do nocnej i świątecznej pomocy, a nie do nas - przekonuje dr Dariusz Timler.

Pracę SOR-u w "Koperniku" skontrolowała w zeszłym roku NIK. W raporcie są pochwały dla lekarzy, ale także ostrzeżenia dla pacjentów, którzy coraz częściej zamiast do lekarza rodzinnego przychodzą do szpitala, żeby ominąć kolejki do specjalistów. Zdaniem NIK, nawet 80 proc. zgłaszających się nie wymaga pilnej pomocy.

Kontrolerzy stwierdzili, że jest to jeden z lepiej działających oddziałów. Zaznaczyli jednak, że zawodzi system eliminowania z SOR pacjentów niewymagających natychmiastowej pomocy.

Czas na urzędników

NFZ podpisuje coraz mniej umów ze Szpitalnymi Oddziałami Ratunkowymi. W Łodzi pracują tylko dwa SOR-y dla dorosłych - w szpitalach im. Jonschera i im. Kopernika. Trafiają na te oddziały chorzy z Łodzi i okolic, ponieważ od początku 2012 roku nie ma już SOR-ów w Pabianicach i Brzezinach.

Szpital im. Barlickiego nie ma szans na przywrócenie kontraktu na SOR, bo podjazd dla karetek nie jest zadaszony...

SOR-y się nie opłacają. NFZ płaci mało, dlatego oddziały przynoszą szpitalom ogromne straty. Lekarze nie mogą jednak odmówić pacjentom przyjęcia.

Łódzki impas ma się jednak skończyć. Nowa dyrektor łódzkiego NFZ zapowiedziała, że będzie walczyć, aby SOR-ów było w Łodzi więcej.

- Tak duża aglomeracja, jaką jest Łódź, nie może opierać się tylko na trzech takich oddziałach, to stanowczo za mało. Większość szpitali w naszym mieście zamiast SOR-ów prowadzi izby przyjęć. Spowodowane jest to tym, że aby zakontraktować taki oddział, należy spełnić wysokie wymagania. Rozmawiałam na ten temat z panią wojewodą. Będę również rozmawiała z prezesem NFZ. Może nie wszystkie SOR-y muszą mieć np. lądowiska dla helikopterów? Trudno przecież budować lądowiska w centrum miasta - mówi Jolanta Kręcka, dyrektor łódzkiego oddziału NFZ.

Zdaniem dyrektor, wojewoda zaproponowała, żeby rozmawiać o wprowadzeniu kategoryzacji SOR-ów. Te z lądowiskami byłyby lepiej opłacane, a pozostałym - bez lądowiska, ale za to z dobrym czasem dojazdu - za-proponowano by niższą stawkę.

- Mam nadzieję, że takie rozwiązanie będzie możliwe, gdyż zgodnie z obowiązującymi przepisami, od 2014 roku każdy Szpitalny Oddział Ratunkowy będzie musiał posiadać profesjonalne lądowisko. Dla mnie prawdziwe, wieloprofilowe szpitale to te, które mają szpitalne oddziały ratunkowe, a nie izby przyjęć - twierdzi Kręcka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ostry dyżur na oddziale ratunkowym w Koperniku - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki