Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotrowski: Ani karnawał, ani post. Żyjemy z dnia na dzień

Joanna Leszczyńska
Dr Marcin Piotrowski
Dr Marcin Piotrowski Krzysztof Szymczak
Z dr. Marcinem Piotrowskim, etnografem z Uniwersytetu Łódzkiego, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Czy był Pan w tym roku na balu karnawałowym?
Nie, nie bywam w ogóle na balach karnawałowych. Ostatni bal, w jakim brałem udział miał miejsce chyba 30 lat temu. Nie mówię tu o spotkaniach towarzyskich mojego wydziału, na których też można potańczyć i na których bywam. Ale to się odbywa zazwyczaj w czerwcu, czyli nie w karnawale.

Dla wielu z nas karnawał przemknął prawie niezauważony. Dlaczego tak się dzieje?
Myślę, że dlatego, że jesteśmy coraz bardziej zlaicyzowanym społeczeństwem. Karnawał, który nadchodzi po okresie postu i adwentu, przestaje być dla nas taki istotny, ponieważ zarówno w adwencie, jak i w wielkim poście dzisiaj się baluje. Z tym jednym wyjątkiem, że najczęściej nie zawieramy ślubów i nie organizujemy wesel w tym terminie. Imprezy, zarówno te publiczne, jak i domowe spotkania towarzyskie przy alkoholu czy tańcu dziś odbywają się, kiedy tylko mamy na to ochotę. Balujemy w zasadzie przez cały rok.

Dziś mamy środę popielcową. Ona już coraz rzadziej wprowadza nas w czas wstrzemięźliwości od wszelkich uciech i nie przeszkadza w imprezowaniu...
Sporadycznie spotykam wśród swoich znajomych osoby, które deklarują i potem utrzymują wstrzemięźliwość zabawowo-alkoholową, a nawet papierosową. To są osoby starsze i bardziej religijne. Natomiast u pozostałych nie zauważam objawów wstrzemięźliwości właściwej dla postu. Może jedynie w Wielkim Poście przed Wielkanocą.

Czy ma to związek z tym, że płytsza jest nasza wiara?
Myślę, że jeśli chodzi o wiarę, to trudno się tu wypowiadać, ponieważ wiara jest indywidualną sprawą każdego z nas. Powiedziałbym raczej o mniejszej kontroli społecznej i mniejszym przywiązaniu do tradycji, jakie cechują dzisiejsze społeczeństwo. Odejście od czasu cyklicznego, czasu rytualnego, obrzędowego na rzecz życia z dnia na dzień, w czasie ciągłym, a nie powtarzalnym, powoduje, że mniej istotne staje się powtarzanie pewnych rytuałów. To może powodować, że w mniejszym stopniu uświadamiamy sobie, że oto znowu nadchodzi czas karnawału, czy postu. Raczej żyjemy od okazji do okazji. Nie odnawiamy swojej więzi z tradycją, kulturą, religią. Właściwie żyjemy zgodnie z dewizą carpe diem, czyli korzystaj z dnia, a nie na zasadzie: "wróćmy do naszych korzeni, do naszych początków."

Zdaniem Pana, tracimy na tym, że żyjemy dniem codziennym i nasz czas nie jest dzielony na czas świąteczny i zwykły?
Odchodzenie od naszej tradycji i korzeni może być w konsekwencji niebezpieczne, bo europeizacja, amerykanizacja i globalizacja powodują właśnie ten codzienny pościg po pierwsze za pieniądzem, po drugie za szybką rozrywką. Zapominamy o takich wartościach, jakim są wspólnota i tradycja. Czas cykliczny: świąteczny i zwykły powoduje, że jesteśmy bardziej ulokowani i umiejscowieni w naszej kulturze, a czas linearny, ciągły powoduje, że odchodzimy od tradycji i ciągle szukamy czegoś nowego, żyjąc w pośpiechu.

Czy to może się zmienić?
Myślę, że to nie jest możliwe. To jest proces postępujący. Tak jak pewnie w XVIII wieku moglibyśmy powiedzieć, że odchodzimy od tradycji, tak i w XXI możemy stwierdzić to samo. Człowiek i jego kultura, jego układy społeczne stale się zmieniają. Możemy powiedzieć, że globalizacja kultury jest o tyle niebezpieczna, że szukamy coraz to nowych wzorów nie we własnych korzeniach i tradycji, tylko właśnie w tym, co modne, co jest na czasie. W związku z tym nie sądzę, by można było wrócić do tej tradycji. Ale gdyby tak na przykład sieć supermarketów zaproponowała nam akcję promocyjną postnego jedzenia, czy karnawałowych strojów, to wtedy się tego chwytamy i idziemy na pasku reklamy jak te owieczki za baranem.

Czyżby wszystko było w rękach sieci handlowych, które mogą nam pomóc podtrzymywać tradycję?
Ale pamiętajmy, że jednocześnie supermarkety wprowadzają wzory globalne, które nie zawsze są adekwatne do naszej kultury. Powiedziałbym nawet, że to jest męczące i irytujące. Mam na myśli walentynki, Halloween, czy inne święta absolutnie niezwiązane z naszą kulturą.

Sieciom handlowym chodzi o jak największą sprzedaż, a nie o podtrzymywanie rodzimej tradycji...
Z pewnością takich celów sobie one nie stawiają. Im chodzi o kasę. Trudno nawet oceniać, czy jest to przykre, czy nie. To jest biznes, a biznes i kultura to dwie różne sfery. Zwróćmy uwagę, że zaraz na początku postu mamy walentynki, tak bardzo eksploatowane przez handel. A nie mamy śródpościa, które kiedyś w tradycyjnej kulturze miało duże znaczenie. Śródpoście było krótką przerwą w długim poście przed Wielkanocą. Takiego pojęcia jak śródpoście w ogóle już u nas nie ma. Kiedyś zgodnie z tradycją ludowej na świętego Józefa wolno było się trochę zabawić, a dzisiaj się już w ogóle o tym nie pamięta.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki