Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkanocny zajączek i święconka

Anna Gronczewska
Większość łodzian nie wyobraża sobie Wielkanocy bez święconki
Większość łodzian nie wyobraża sobie Wielkanocy bez święconki Jakub Pokora/archiwum
Choć Łódź nazywana jest miastem czterech kultur, jednak najliczniejszą grupą jej mieszkańców byli Polacy. Ich zwyczaje, obyczaje dominowały, choć szanowano też tradycje innych narodowości.

W Łodzi nie zapominano i nie zapomina się o zwyczajach, tradycjach towarzyszących różnym świętom. Nikt nie wyobraża sobie Bożego Narodzenia bez choinki, a dzieci świąt bez prezentów pod nią. W Wigilię chętnie zbieramy się na postnej kolacji, dzielimy opłatkiem, a potem wielu łodzian wybiera się do kościoła na Pasterkę.

Wielkanoc i pisanki

Wiele zwyczajów i tradycji towarzyszy też Wielkanocy. Do Łodzi, w poszukiwaniu pracy i swojej Ziemi Obiecanej przyjeżdżali ludzie z różnych rejonów kraju, a wraz z nimi trafiały tu różnorakie zwyczaje. Tak jak nie ma Bożego Narodzenia bez choinki i Mikołaja, tak Wielkanocy bez jajek, a w zasadzie pisanek i święconki.

Ale okazuje się, że zwyczaj tworzenia pisanek, a więc malowania jaj narodził się już w Persji. Wiele więc wskazuje, że stamtąd trafił na ziemie polskie. Podobno najstarsze polskie pisanki pochodzą z X wieku, a więc początków naszego chrześcijaństwa. Odnaleziono je podczas wykopalisk prowadzonych na wyspie Ostrówek w Opoku. Był tam kiedyś słowiański gród. Prawdopodobnie wzór, który znalazł się na jajkach, narysowano woskiem, a swoją barwę zawdzięczały one łupinom cebuli lub orchy. Dzięki temu miały ciemnobrązowy kolor.

Do dziś jeszcze wiele osób w ten tradycyjny sposób barwi pisanki. Są rodziny, gdzie przez kilka miesięcy zbiera się łupiny od cebuli. Potem wrzuca je razem z jajkami do gorącej wody i tak gotuje. Po wyjęciu z wody jajka mają charakterystyczny ciemnobrązowy, czasem bordowy kolor. Ale są też inne naturalne barwniki. Jeśli chcemy, by pisanki były czarne, to gotujemy je w korze dębu, olchy lub po prostu w łupinach orzecha włoskiego. Żółtozłocistą barwę zapewni kora młodej jabłoni lub kwiat nagietka, fioletową - płatki kwiatu ciemnej malwy, a różową sok z buraka. Potem na tych kolorowych pisankach maluje się wzory nawiązujące do Wielkanocy. Niekiedy po prostu je wydrapuje. Choć w dzisiejszych czasach można kupić całe zestawy naklejek do przyozdabiania wielkanocnych pisanek. Według dawnych tradycji zdobieniem jajek mogły zajmować się kobiety. A kiedy malowały jajka, mężczyźni nie mogli wejść do tej izby!

Jajka to życie

Jajek przecież nie może zabraknąć podczas wielkanocnego śniadania. Symbolizują rodzące się życie, a jednocześnie nadzieję jaką chrześcijanie czerpią ze Zmartwychwstania Chrystusa. Choć do XII wieku Kościół nie zezwalał na jedzenie jaj podczas wszelkich świąt. Według dawnych tradycji zdobienie ich nawiązywało do pogańskich magii. A zwłaszcza pogańskiego święta związanego z kultem zmarłych. Według niego jajko, jako symbol początków życia, odgrywało ważną rolę. Zabroniono więc zabaw jajami, a także jadania ich podczas świątecznych dni. Ale już w XII wieku zniesiono ten zwyczaj. Nakazano jednak odmawianie modlitwy przed ich zjedzeniem. A jeszcze wcześniej trzeba było je poświęcić w kościele, by wypędzić z jajek demoniczne moce.

Polska święconka

Większość łodzian nie wyobraża sobie Wielkanocy bez święconki. To typowy polski zwyczaj. Podobno nie był powszechny na ziemiach, który zostały włączone do granic Polski po zakończeniu drugiej wojny światowej. Na przykład na Kaszubach pokarmy przed Wielkanocą święcili tylko zamożniejsi gospodarze i szlachta. Na Śląsku robiono to tylko początkowo w szlacheckich dworach.

Święcenia potraw dokonuje się w Wielką Sobotę, w kościele. Choć jeszcze do dziś w podłódzkich wsiach istnieje zwyczaj, że mieszkańcy przynoszą święconki do wyznaczonych domów. Przyjeżdża do nich miejscowy ksiądz i je święci.

W święconce nie może zabraknąć jajek, jest zwykle kawałek chleba, kiełbasa, sól. No i tradycyjny baranek. Kiedyś był robiony z masła, potem z cukru, Teraz nie brakuje wielkich, czekoladowych baranków, ale i zrobionych z plastiku. Tradycja nakazuje, by koszyk ze święconką przyozdobić gałązkami bukszpanu.

Ale gdy sięgniemy to tradycji, to okaże się, że przed wiekami ten wielkanocny koszyczek, a raczej kosz, wyglądał zupełnie inaczej. Wkładano do niego upieczonego na rożnie barana, w całości lub pokrojonego na kawałki. Potem zastąpiły go inne rodzaje mięsa, a z czasem, jak już wspominaliśmy, baranka przygotowywano z masła czy cukru. Kosz dalej był bogaty. Bo wkładano do niego też chleb, ciasta, ryby, olej, a nawet mleko z miodem, wino czy piwo. Nie mogło też zabraknąć chrzanu.

Ten koszyczek ze święconką stawiany jest na wielkanocnym stole. Przed jego rozpoczęciem zgromadzona przy nim rodzina dzieli się poświęconymi jajkami składając sobie życzenia.

Lanie wody

Nikt nie wyobraża sobie wielkanocnego poniedziałku bez śmigusa-dyngusa. Ten zwyczaj ma wielowiekową tradycję. Dyngus po słowiańsku nazywał się włóczebny i wywodził się od wiosennego zwyczaju składania wizyt u rodziny i przyjaciół. Oczywiście, nie mogło wtedy zabraknąć biesiady, a wychodzący z niej uczestniczy otrzymywali jedzenie na drogę. Na te biesiady zapraszano często ubogich, których nazywano włóczebnikami. Ich obecność przy stole miała przynieść gospodarzom szczęście. A jeśli wychodząc z uczty nie zostali odpowiednio obdarowani, robili psikusy. Dla takiego skąpego gospodarza była to oznaka pecha.

Słowo dyngus kojarzy się też z niemieckim dingen, czyli wykupić się. Natomiast mianem śmigusa określano zwyczaj polewania się wodą. Tak opisywał śmigus w "Encyklopedii staropolskiej" Zygmunt Gloger: "Śmigusem zaś nazywają Mazurzy oblewanie dziewcząt wodą przez chłopców w drugi dzień Wielkiejnocy i chłopców przez dziewczęta w dniu trzecim, co nieraz przy studni kubłami się odbywa. Najstarsze osoby na Podlasiu, np. 90-letnia matka piszącego to, pamiętają dobrze z lat dziecinnych i tradycyi, że oblewanie się wodą w drugi dzień Wielkiejnocy nazywano na Podlasiu "śmigusem" zarówno u ludu jak po dworach"

Okazuje się, że aż do XV wieku dyngus i śmigus były dwoma osobnymi zwyczajami, które dopiero z czasem się połączyły. Z czasem obie te nazwy stosowano zamiennie, nie widząc między nimi specjalnej różnicy.

- Lud wiejski, dosyć wiernie trzymający się obyczaju starego, pocieszny wyprawia dyngus alias śmigus, a mianowicie koło studzien - pisał w swoim opisie obyczajów za panowania Sasów, ks. Jędrzej Kitowicz, proboszcz z Rzeczycy. - Parobcy od rana gromadzą się, czatując na dziewki, idące czerpać wodę i tam, porwawszy między siebie jedną, leją na nią wodę wiadrami, albo zanurzają ją w stawie, a niekiedy w przerębli, jeżeli lód jeszcze trzyma.

Zaczęło się na wsi

Początkowo był to zwyczaj kultywowany tylko na wsiach. Polegał na tym, że mężczyźni oblewali wodą kobiety. Te miały prawo do rewanżu, ale tylko w poświąteczny wtorek. Z czasem przestały obowiązywać te reguły, a zwyczaj ten przywędrował do miast. Także do Łodzi.

Do dziś śmigus-dyngus jest kultywowany w różnych formach. Między innymi na kujawskich wsiach w wielkanocny poniedziałek kawalerowie wędrowali po nich z orkiestrą. Jeden z nich wchodził na wysokie drzewo i nawoływał wszystkie panny. Pytano też, czy jest ktoś, kto obroni je przed oblewaniem wodą. Jeśli dziewczyna miała narzeczonego, to on powinien podjąć się tej obrony. Musiał wtedy postawić wódkę i mógł... sam oblać dziewczynę.

Jeszcze kilka lat temu po łódzkich osiedlach wędrowały za to grupy młodych ludzi z wiadrami, którzy oblewali każdego, kogo spotkali po drodze. Bywało, że wodę wlewali do autobusów, tramwajów. Oblewali starszych ludzi wychodzących z kościołów. Musiała interweniowac policja, straż miejska. I chyba interwencje pomogły. Nadal na łódzkich osiedlach spotka się młodych ludzi z wiadrami pełnymi wody, ale oblewają się między sobą. Co najwyżej ich ofiarą padnie jakaś dziewczyna.

Większość z nas kojarzy, że prezenty dostaje się na Boże Narodzenie. Jednak w coraz więcej domach upominki przynosi wielkanocny zajączek. Nie są może tak wystawne jak te otrzymywane w grudniu, ale sprawiają radość dzieciom. Ten zwyczaj przywędrował do nas z Niemiec. A na polskich ziemiach rozpowszechniony jest na Śląsku i w Wielkopolsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki