Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Podróż zimowa" w Teatrze Powszechnym [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Maja Kleczewska zaprasza do świata, do którego nie wszedłby David Lynch
Maja Kleczewska zaprasza do świata, do którego nie wszedłby David Lynch materiały prasowe teatru/www.hueckel.com.pl
Między makabrycznym horror muppet show a kozetką psychoanalityka rozwija się nowy spektakl Mai Kleczewskiej "Podróż zimowa". Na bazie tekstu Elfriede Jelinek powstał on jako koprodukcja Teatru Powszechnego w Łodzi i Teatru Polskiego w Bydgoszczy.

Często oglądana czołobitność wobec tekstów Jelinek wydaje się zrozumiała. Dla teatru "postdramatycznego" (czy jakby go nie zwać) są one łasym kąskiem. Pozwalają wyszaleć się reżyserowi i dramaturgowi, bo z łatwością "otwierają się" i dostosowują do ich zamierzeń. Nawet jeśli jest w nich mniej niż się publicznie twierdzi. Również "Podróż..." przypomina brnięcie przez bagno w poszukiwaniu kilku pereł - trafiających w sedno spostrzeżeń, które lokują Jelinek na pozycji sadystycznego satyryka i sędziego współczesności.

Maja Kleczewska i autor scenografii Wojciech Puś zabierają widzów do przestrzeni przypominającej metafizyczną Czarną Chatę z serialu "Twin Peaks": z początku sterylnej i jak z jakiegoś równoległego wymiaru, zamieszkałej przez postaci ludzkie i nieludzkie zarazem. Tu do głosu dochodzi to, co tłumione, społecznie wypierane lub umyślnie przemilczane: perwersyjne pragnienia, dziki obłęd, zgubna wolność. Jelinek to jednak nie David Lynch, więc ten senny koszmar bardziej zespolony jest z realnością. I nie ma w nim gnostyckiego dualizmu. Jest tylko mrok.

Na celnych spostrzeżeniach dotyczących kondycji społeczeństwa opiera się budowanie postaci. Na ogół pojedynczo dochodzą do głosu: tańcząca na prochach przodków obłąkana panna młoda (Karolina Adamczyk), kompromitujący mit małżeństwa mistrz ceremonii (Michał Czachor), ofiara kazirodczego niewolnictwa (Julia Wyszyńska) zafundowanego jej przez boga-ojca-Fritzla (Mateusz Łasowski) czy uzależniony od seksu i internetu hedonista (Piotr Stramowski, świetnie wykorzystujący fizyczność) z peanem na cześć wolności dawanej przez sieć, odegranym do melodii przeboju Queen. Ten wątek doskonale zostanie opracowany jeszcze w finale, a Czachor powróci z mocnym monologiem jako... szop i zdezawuuje niezdolność społeczeństwa do skupienia się na pojedynczej ofierze... i nadprodukcję ofiar.

Maja Kleczewska udowadnia wielką sceniczną wyobraźnię. Uruchamia potężną teatralną machinę i całkowicie nad nią panując wypracowuje formę estetycznie zadowalającą, przewrotną i niepokojącą. Jakby chciała powiedzieć, że stanem, w którym trwa społeczeństwo jest właśnie piwnica. Wielka, duszna i szczelna, taka sama, w jakiej Josef Fritzl przez dwadzieścia cztery lata gwałcił córkę. Jednak, jak to u Jelinek, ostrość widzenia rozmywa się w miarę rozwoju postaci. Wycofuje się z pogłębiania tematu, na rzecz obejmowania szerokiego obrazu zjawiska, co widać już w monologu szopa. Wtedy nawet teatralnie ciekawie pomyślana scena, gdy Karolina Adamczyk walczy z matką, z którą pępowina nie została przecięta (matka to jakiś skrzep zespolony z córką), pomysł wypala się i gdy aktorka uderza nią o ziemię, jest już tylko śmiesznie. Od tej postaci zaczyna się odwrót spektaklu, który nieco ratuje zmiana scenografii. Tak zmultiplikowanej widowni jeszcze w Łodzi chyba nie mieliśmy. Powstaje świat spektaklu, nadawanego 24 godziny na dobę show, w którym obserwatorzy też są uczestnikami grzesznej gry.

Oczywiście, te same wątki i problemy, nieco inaczej podane, w innych kontekstach, już nieraz widzieliśmy. Aż chce się napisać maila do austriackiej Noblistki: "Pani Jelinek, wyjdź pani z tego domu, w którym odcięłaś się do świata. Czas się przewietrzyć". Ale nie miałoby to sensu. Zamiast różnorodnych zapachów, poczułaby ona tylko zapach ludzi palonych przed pół wieku w obozach zagłady (Holokaust odcisnął piętno na rodzinie pisarki). Ona to wie i mówi wprost: nie może dołączyć do ludzi bawiących się w hałasie stokach narciarskich.

O bezsensowności podobnych oczekiwań dobitnie przekonują ostatnie sceny spektaklu, przewrotne rozliczenie się: przez Kleczewską - z głosami, że w jej spektaklach "musi być mokro i czerwono"; przez Jelinek - że jest wtórna. Oto ze sceny wycofują się aktorzy, niektórzy są nadzy, cali w farbie, której trzy kolory wymieszali na scenie swymi ciałami w trakcie nieskrępowanej orgii. Wycofują, jakby wracali do swych codziennych prac, do "normalności". Jeden z nich (Czachor) wyciąga z torebki markową spódnicę i buty na obcasach. Tak wygląda normalność? Nie. On staje przed widzami jako Jelinek. W monologu (od pewnego momentu improwizowanym) wchodzi w rolę społeczeństwa znudzonego wtórnością podejmowanych przez Jelinek wątków i w ogóle jej cichą (ale jednak) obecnością. Wyznaje, że po prostu nie może przestać pisać. Ta bezwarunkowość byłaby nawet tragiczna, gdyby na scenie nie miała znamion egocentryzmu.

Czachor-Jelinek mówi powoli, cicho, ale odcina widzowi możliwość reakcji na zarzuty, których cześć pisarka zna z pewnością z internetowych forów. Każda reakcja widza zostałaby przez aktora zniweczona. Przetrzymałby tak szczere owacyjne brawa, jak i ostentacyjną dezaprobatę. Tylko, że Jelinek to nie cały świat. Możemy rozważać jej spostrzeżenia, ale też poszukiwać innych dróg, czytać innych autorów, także tych dających nadzieję na naprawy naszej kiepskiej kondycji. Jako widzowie mamy ten wybór, nawet jeśli nie ma go ona. Niestety w tym klinczu widz zostaje tej wolności (wielości) pozbawiony. Albo jest za, albo przeciw Jelinek i jej "męczeństwu".

Premiera "Podróży..." odbyła się na finał XIX. Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, ale nie dajmy sobie wmówić, że to premiera "Powszechnego". Udział w niej łódzkich aktorów (Beaty Ziejki i Jakuba Firewicza) jest znikomy, a i z profilem łódzkiej sceny ma ona mało wspólnego. To ewidentnie spektakl "bydgoski". W sobotę widzowie reagowali różnie. Ktoś opuścił salę w połowie spektaklu z komentarzem "Coś strasznego", ktoś zaśmiewał się z zachwytu. Ciekawe kiedy zatęsknimy do porządnie zrobionej komedii?

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki