Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W święta najważniejsza jest rodzina

Alicja Zboińska
Przy stole 83-letniej łodzianki Krystyny Kosior zasiada kilkadziesiąt osób
Przy stole 83-letniej łodzianki Krystyny Kosior zasiada kilkadziesiąt osób Krzysztof Szymczak
Dla Krystyny Kosior, 83-letniej gospodyni z łódzkiego osiedla Mileszki, najważniejsze są dwa, a w zasadzie trzy dni w roku: Wigilia i Boże Narodzenie oraz Niedziela Wielkanocna. To czas, gdy zbiera się cała rodzina, a zdarzało się, że przy stole pani Krystyny zasiadało nawet 45 osób. Wystarczyło trochę poprzestawiać meble, by cała rodzina się pomieściła. W ostatnich latach frekwencja jest nieco niższa, ale jedno się nie zmienia: tradycje, które pani Krystyna wyniosła z rodzinnego domu.

Gdy łodzianka była młodsza, przygotowania do Wielkanocy zajmowały jej przynajmniej tydzień. Był to czas, poświęcony na dokładne wysprzątanie domu, przygotowanie świątecznych potraw. Teraz pani Krystyna korzysta z pomocy dzieci, a najstarsza córka przejęła większość tradycji. W tym roku pomogła także w wielkim sprzątaniu.

- U mnie w domu zarówno w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, jak i Wielkanocy nie je się obiadu - mówi pani Krystyna. - W Wielkanoc wystarczy uroczyste śniadanie, obiad przygotowuje się dopiero w lany poniedziałek. Zawsze podawany jest wtedy rosół i potrawka z kurczaka.

Podczas Wielkanocy najważniejszy jest jednak biały barszcz. Tradycja rodziny Kosiorów nakazuje, by był on gotowany minimum cztery dni. Tyle czasu wymaga bowiem przygotowanie zakwasu, zupełnie od podstaw. Pani Krystyna nie wyobraża sobie, by zastąpić go barszczem z papierka.

- Nie lubię tych gotowych, to jest chemia, która truje - mówi 83-letnia gospodyni. - Do barszczu trzeba dodać dużo włoszczyzny, wtedy ma dobry smak. Białą kiełbasę gotuję dopiero w niedzielę i dodaję do zupy, wtedy jest najlepsza.

W Wielkanoc obowiązkowe są także ciasta: baby, mazurki, koniecznie własnej produkcji, nie z cukierni. Nestorka rodu w ostatnim czasie poprzestaje na przygotowaniu wielkanocnej baby, produkcję mazurków przejęła od niej najstarsza - 56-letnia córka, która nauczyła się także gotować prawdziwie świąteczny barszcz.

Świętowanie w wielkanocną niedzielę w rodzinie Kosiorów trwa od rana do wieczora, nikt z bliskich nawet nie myśli o tym, by wcześniej wrócić do własnego domu.

Wszyscy spotykają się przy śniadaniu i zostają razem do kolacji. W lany poniedziałek rodzina raczy się prawdziwie przedwojennym obiadem. Pani Krystyna gotuje rosół, a do tego przyrządza potrawkę z kurczaka. Tak nakazuje jej rodzinna tradycja. Pani Krystyna obawia się, żeby jej bliscy zbyt szybko nie poszli "na skróty". Uważa, że kłopoty ze znalezieniem pracy, a także duży udział telewizji w życiu zagraża tradycji.

Jej zdaniem, zachowanie dawnych zasad jest znacznie łatwiejsze na wsi, w mieście ludzie odchodzą od tradycji.

Zagrożeniem dla danych zwyczajów jest wszechobecny pośpiech. Łodzianka rozumie, że jej wnuczki nie mają szans na przygotowanie tradycyjnych świąt. Jak miałyby to zrobić, skoro pracują do ostatniej chwili przed samymi świętami...

- Ludzie, zwłaszcza w mieście, nie przywiązują dziś wagi do świąt - ubolewa 83-letnia gospodyni. - Spotyka się tylko bliska rodzina, brat z siostrą, którzy chwilę posiedzą razem. Nie ma już zwyczaju zjazdów świątecznych, w których brała udział rodzina z całego kraju.

Tradycja może na ten temat milczeć, ale na wielkanocnym stole u pani Krystyny nie brakuje alkoholu. Nikt się nie upija, a procenty pojawiają się tu tylko "dla wesołości". Kieliszek, maksymalnie dwa kieliszki nalewki własnej roboty i... tyle wystarczy.

Wielkanoc to obowiązkowa wizyta w kościele, na rezurekcji. Pani Krystyna w mszach świętych uczestniczy zresztą regularnie, tak została wychowana.

Równie ważny będzie rodzinny zjazd. - Jak jest rodzina, to jest wszystko - podkreśla Krystyna Kosior, która z okazji świąt życzy sobie przede wszystkim zdrowia. Swojej rodzinie, bliskim, sąsiadom oprócz zdrowia także pomyślności zawodowej i osobistej.

W pokoju pani Krystyny już na tydzień przed świętami honorowe miejsce zajmowała palma wielkanocna. Gospodyni zrobiła ją sama, podobnie jak drugą, którą zaniosła na grób męża. Kupna gotowego stroiku łodzianka nie jest w stanie sobie wyobrazić...

Od 1952 roku łodzianka jest członkinią koła gospodyń w Mileszkach. Działa tam 20 pań, z których najmłodsza skończyła 50 lat. Krystyna Kosior ubolewa, że młode kobiety nie są zainteresowane poznawaniem i kultywowaniem dawnych zwyczajów. - Wszystko ta telewizja popsuła - wzdycha łodzianka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki