Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edmund Wittbrodt: niedobrze się dzieje, gdy szkoła uczy tylko "pod testy"

Joanna Leszczyńska
Prof. Edmund Wittbrodt, senator, były minister oświaty.
Prof. Edmund Wittbrodt, senator, były minister oświaty. Grzegorz Mehring
Założenie testów sprawdzających wiedzę było takie, że one nie mają służyć uczniowi, ale mają być wykorzystywane w procesie doskonalenia szkoły. Czyli to głównie szkoła ma z nich korzystać. Dzięki temu bowiem wiadomo, z czym uczniowie mają problemy i na co nauczyciele powinni położyć nacisk, by lepiej przygotować dzieci do kolejnych etapów kształcenia. Niedobrze się dzieje, jeśli szkoła zaczyna uczyć pod testy, gdyż chce wypaść jak najlepiej. To, niestety, krytykujemy potem na kolejnych, wyższych etapach kształcenia, gdyż zbieramy tego owoce. Absolwenci naszych szkół nierzadko mają braki merytoryczne i kłopoty z samodzielnym myśleniem. Z prof. Edmundem Wittbrodtem, senatorem, byłym ministrem oświaty, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Dziś uczniowie szóstej klasy szkoły podstawowej przystąpili do sprawdzianu, będącego podsumowaniem ich dotychczasowej nauki. Wyniki tego egzaminu nie będą miały jednak wpływu na przyjęcie do gimnazjum. Czy zatem, Pana zdaniem, jest sens, by go przeprowadzać?

Założenie tych testów sprawdzających wiedzę było takie, że one nie mają służyć uczniowi, ale mają być wykorzystywane w procesie doskonalenia szkoły. Czyli to głównie szkoła ma z nich korzystać. Dzięki temu bowiem wiadomo, z czym uczniowie mają problemy i na co nauczyciele powinni położyć nacisk, by lepiej przygotować dzieci do kolejnych etapów kształcenia.
Oczywiście, że najłatwiej jest sprawdzać wiedzę za pomocą testów, które można prosto sprawdzić. Ale niedobrze się dzieje, jeśli szkoła zaczyna uczyć pod testy, gdyż chce wypaść jak najlepiej. To, niestety, krytykujemy potem na kolejnych, wyższych etapach kształcenia, gdyż zbieramy tego owoce. Absolwenci naszych szkół nierzadko mają braki merytoryczne i kłopoty z samodzielnym myśleniem. Niestety, mam wiele sygnałów, że szkoły uczą schematycznie i szablonowo "pod testy", zamiast kłaść nacisk na rozumienie zjawisk i myślenie. To na pewno nie jest dobre.

Czy szkoły podstawowe wyciągają wnioski z wyników tych testów?

Wydaje mi się, że szkoły niedostatecznie wykorzystują wiedzę z tych sprawdzianów. To widać, jeżeli się przeanalizuje wyniki jakiejś przeciętnej szkoły przez kilka kolejnych lat. Jeżeli młodzież miała kłopoty z jakimś przedmiotem, na przykład z matematyką, i te wyniki są przez kilka lat słabe, to znaczy, że coś w tej szkole jest nie tak. Oczywiście, szkoła się często tłumaczy, że działa w trudnym środowisku, że uczniowie są słabi i nic się nie da zrobić. Słowem: wszyscy są winni, tylko nie szkoła. A to znaczy, że szkoła sobie po prostu nie najlepiej radzi.

Spójrzmy na ten sprawdzian z punktu widzenia rozwoju emocjonalnego i społecznego dzieci. Czy to jest także sprawdzian odporności dziecka na stres?

W pewnym sensie tak. Dzieci później na kolejnych etapach kształcenia będą się spotykać ze sprawdzianami i egzaminami. Taki pierwszy sprawdzian w szkole podstawowej to dobry trening. Nie widzę powodów, żeby dzieci przed tym chronić.

Ale z drugiej strony, jeśli dzieci wiedzą, że wynik tego egzaminu nie ma wpływu na ukończenie lub nie szkoły ani na przyjęcie do gimnazjum, to mogą do niego podchodzić lekceważąco...

Wszystko zależy od tego, jaki klimat wokół tego sprawdzianu wytworzą nauczyciele. Jeśli do uczniów dotrze komunikat typu "możesz w ogóle się nie uczyć, możesz się nie mobilizować, bo to nie ma wpływu na nic, jeśli chodzi o twoją edukację", to byłoby fatalnie. Pewna mobilizacja wokół tego sprawdzianu powinna być. Nie ma co chronić uczniów przed stresem, bo jeśli ktoś nie zderzył się z trudnymi sytuacjami, to potem w życiu będzie mniej odporny niż inni.

Wraz z tym pierwszym testem egzaminacyjnym zaczyna się w życiu młodego człowieka etap wielu testów. Niektórzy mówią, że nasze szkolnictwo ogarnęła testomania. Jest Pan zwolennikiem testów?

Nie ma idealnego rozwiązania, jak sprawdzać wiedzę i umiejętności. Na całym świecie trwa dyskusja nad zaletami i wadami testów. I testy nadal są, tyle że próbuje się minimalizować ich wady. Moim zdaniem, najlepszym rozwiązaniem jest stosowanie metody mieszanej, czyli testu z osobistą konfrontacją z nauczycielem. Chodzi o to, by nauczyciel poznał sposób rozumowania ucznia.

Podczas sprawdzianu dla szóstoklasistów, oprócz testu, uczniowie piszą wypracowanie...

To już jest sposób poznania, w jaki sposób uczeń myśli. Sam test staje się czasami szablonem i nawet wtedy myślenie jest niepotrzebne. Człowiek uczy się pod test. Jeśli to jest wybór pomiędzy tak lub nie, to statystycznie ma on już 50 punktów zaliczonych. Na Politechnice Gdańskiej, gdzie uczę mechaniki, dużą wagę przywiązuję do rozmowy ze studentem. Czasami wynik tej rozmowy zupełnie nie jest w zgodzie z tym, co uczeń napisał czy rozwiązał. I dlatego uważam,że taka rozmowa jest bardzo ważnym elementem sprawdzianu.

Za dwa lata szóstoklasiści będą mieli dodatkowy sprawdzian z języka obcego. Podziała to mobilizująco na naukę języka?

W dobrej szkole na pewno. Warto jednak pomyśleć o tym, by sprawdzano również użytkową znajomość języka obcego. Z doświadczenia wiem, że jest różnica w podejściu uczniów do przedmiotu, który kończy się egzaminem albo nie. Jeśli jest egzamin, to uczeń się lepiej przykłada. Znowu dam przykład ze swojego podwórka. Matematyka jest na mojej uczelni fundamentem pod wszystkie przedmioty. I odkąd przywrócono obowiązkową maturę z matematyki, widać, że studenci są lepiej przygotowani z tego przedmiotu.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki