Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samobójstwa nastolatków. Problem narasta

Joanna Barczykowska, Katarzyna Sulima
Psychiatrzy alarmują, że zaburzenia psychiczne ma już co 10 nastolatek. Część z nich próbuje popełnić samobójstwo.
Psychiatrzy alarmują, że zaburzenia psychiczne ma już co 10 nastolatek. Część z nich próbuje popełnić samobójstwo. Polskapresse/archiwum
Ogromny ból, szok, zaskoczenie i niezrozumienie to uczucia, z którymi musi poradzić sobie rodzina i bliscy 16-letniej Marleny. Dziewczyna w marcu powiesiła się na terenie rodzinnego gospodarstwa we wsi w powiecie łęczyckim. Wcześniej napisała do rodziny pożegnalny list. Motywy i okoliczności tej tragedii wyjaśnia łęczycka prokuratura.

- Dziewczyna zostawiła list pożegnalny, ale nie wyjaśnia w nim, dlaczego zdecydowała się popełnić samobójstwo - mówi Przemysław Pokora, z-ca prokuratora rejonowego w Łęczycy. - Wstępne ustalenia wskazywały, że mogła być w ciąży, jednak wykluczyła to sekcja zwłok.

Wszyscy, którzy znali Marlenę, zadają sobie pytanie, dlaczego. Tym bardziej że w ich oczach uchodziła za osobę pogodną, odpowiedzialną, która miała życiowe plany. Dlaczego zatem popełniła samobójstwo? Obecnie prokuratura bada, jakie relacje panowały w rodzinie, przesłuchany będzie również były chłopak nastolatki.

Desperacki krok 16-latki jest też traumatycznym przeżyciem dla uczniów z gimnazjum w Piątku, do którego uczęszczała. Nad uczniami czuwają obecnie nie tylko szkolni pedagodzy, ale też psychologowie. Koledzy Marleny rozmawiają z nimi zarówno o tej tragedii, jak i o własnych problemach.

- Uczniowie noszą w sobie dużo smutku, a my staramy się ułatwić im przebieg procesu żałoby - wyjaśnia Anna Raszewska, psycholog z Powiatowej Poradni Pedagogiczno-Psychologicznej w Łęczycy. - Zajęcia pomogą nam też ocenić ryzyko popełnienia samobójstw przez innych uczniów, zapobiegać tzw. samobójstwom naśladowczym. W przypadku dużego bólu, narastających problemów emocjonalnych, młodzi ludzie mogą szukać rozwiązania problemów w taki sam sposób. Chcemy dać im poczucie bezpieczeństwa, stworzyć warunki do wyrażania emocji oraz pokazania, że nie są sami z dręczącymi ich problemami - dodaje.

Powiesił się koło domu

W sierpniu ubiegłego roku podobnie dramatyczną decyzję podjął 15-letni Łukasz, także uczeń gimnazjum w Piątku. Nastolatek powiesił się na gałęzi drzewa niedaleko domu. Chłopiec nie sprawiał żadnych trudności wychowawczych, był bardzo dobrym uczniem. Nic nie wskazywało, że ma jakieś problemy.

- Chłopiec przebywał do południa z rodziną, potem wybrał się na rowerową przejażdżkę. Kiedy długo nie wracał do domu, zaniepokojona rodzina zaczęła poszukiwania. Powieszonego na gałęzi nastolatka znaleźli znajomi - mówi Przemysław Pokora. - Prokuratura prowadziła postępowanie w sprawie doprowadzenia do targnięcia się na swoje życie, nie udowodniono jednak, aby brały w tym udział osoby trzecie.

Te dwie tragedie łączy nie tylko fakt, że byli to uczniowie jednej szkoły, ale też to, iż według bliskich i znajomych były to osoby, które nie sprawiały trudności wychowawczych, dobrze się uczyły, były wesołe, towarzyskie, snuły plany na przyszłość. Jedna decyzja sprawiła, że już ich nie zrealizują.

Połknęła 40 tabletek

Historia uczniów z Piątku nie jest odosobniona. We wtorek na oddział toksykologii Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi trafiła 17-latka ze szkoły w Łasku. Do szpitala przywiozło ją Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, dziewczyna połknęła 40 tabletek. Zatruła się lekami. Lekarzom udało się ją uratować. Na oddziale toksykologii zostanie jeszcze kilka dni. Potem trafi na oddział psychiatrii młodzieżowej na diagnostykę i obserwację. Lekarze będą chcieli się dowiedzieć, z jakimi problemami zmaga się nastolatka.

Psychiatrzy alarmują, że zaburzenia psychiczne ma już co 10 nastolatek. Co 8 potrzebuje leczenia. Część z nich próbuje popełnić samobójstwo.

Na jedyny w Łodzi oddział psychiatrii młodzieżowej w Centralnym Szpitalu Klinicznym codziennie trafia przynajmniej dwóch nastolatków, którzy próbowali popełnić samobójstwo. Trzy razy częściej są to dziewczęta. Liczba pacjentów we wszystkich szpitalach psychiatrycznych w Łódzkiem w ciągu ostatnich lat wzrosła o 25 proc. Niestety, nie idzie za tym rozwój opieki psychiatrycznej. W Łódzkiem sytuacja jest dramatyczna. Najtrudniej jest w przypadku leczenia nastolatków.

Na oddziale psychiatrii młodzieżowej w Centralnym Szpitalu Klinicznym w Łodzi jest 25 łóżek. Teraz leży tam 10 pacjentów więcej. Ten oddział, podobnie jak inne oddziały psychiatryczne w Polsce, ma obłożenie o 30 proc. większe, niż pozwala na to kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Sytuacja w woj. łódzkim staje się tym cięższa, że liczbę miejsc na oddziale psychiatrii młodzieżowej ograniczył też Szpital Psychiatryczny w Warcie. Jeszcze do niedawna liczył 27 łóżek. Został ograniczony do 18, a oddział psychiatrii młodzieżowej stał się tylko pododdziałem na oddziale kobiecym. Wszystko przez to, że psychiatria się szpitalom po prostu nie opłaca.

- Leczenie psychiatryczne dzieci i młodzieży jest niestety deficytowe i w Polsce niedofinansowane. Osobodzień, za który płaci nam NFZ, nie pozwala na zbilansowanie kosztów, a potrzeby są coraz większe, bo liczba nieletnich pacjentów potrzebujących pomocy wzrasta z roku na rok. Czynnik finansowy odgrywa ogromną rolę w braku łóżek psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży w regionie - tłumaczy prof. Agnieszka Gmitrowicz, kierownik Kliniki Psychiatrii Młodzieżowej na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi i wojewódzki konsultant w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży w Łódzkiem. - Tzw. zdrowszych pacjentów, w częściowej poprawie, bez bezwzględnych wskazań do hospitalizacji, często musimy wcześniej wypisywać do domu, by zrobić miejsca dla następnych w stanach zagrożenia życia lub zdrowia. Tych pierwszych kierujemy na leczenie ambulatoryjne, które też jest mocno oblężone.

W Łódzkiem są tylko dwa oddziały psychiatrii młodzieżowej - w Centralnym Szpitalu Klinicznym IS UM w Łodzi i w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Warcie. Tam trafiają pacjenci w wieku od 13 lat do skończenia nauki w szkole średniej. Młodsze dzieci są kierowane do jedynego oddziału psychiatrycznego w regionie - w Szpitalu im. Babińskiego w Łodzi.
Dla dzieci i nastolatków z zaburzeniami psychicznymi, po przeżytych traumach, tak często brakuje miejsc, że małych pacjentów dodatkowo uzależnionych od alkoholu, narkotyków czy dopalaczy trzeba wysyłać do innych województw.

- Dojrzewanie to bardzo trudny wiek. Często dochodzi do zaburzeń tożsamości, są problemy z identyfikacją, rozpoznaniem ról społecznych, samooceną, akceptacją w grupie rówieśniczej czy nawet akceptacją własnego ciała. To okres, w którym w życiu nastolatka dochodzi do wielu kryzysów, dlatego tak ważna jest szybka, fachowa pomoc - tłumaczy prof. Gmitrowicz.

Naśladują samobójców

Na oddziały psychiatryczne najczęściej trafiają młodzi ludzie po próbach samobójczych. Część z nich udaremnili koledzy, inne rodzice czy sami nastolatkowie. Ci pacjenci dzielą się na dwie grupy, które lekarze starają się od siebie izolować.

- Często na oddziałach w tym samym czasie przebywają nieletni pacjenci z zaburzeniami zachowania, którzy mają ograniczoną zdolność do kontroli agresji i impulsywności oraz pacjenci po doświadczeniu przemocy fizycznej i psychicznej. Doświadczają oni objawów depresyjnych i lękowych. Musimy wtedy oddzielać jednych od drugich, dlatego istnieje w województwie pilna potrzeba sprofilowania oddziałów, co wiąże się z powołaniem nowych placówek - mówi prof. Agnieszka Gmitrowicz.

Psychiatrzy uważają, że wzrost liczby prób samobójczych w ostatnim czasie ma przyczyny w bardzo niebezpiecznym naśladownictwie. Z takim przypadkiem mogliśmy mieć do czynienia właśnie w gimnazjum w Piątku, skąd pochodziła Marlena.

- Sytuacja w regionie łódzkim zrobiła się naprawdę dramatyczna. Młodzież często naśladuje siebie nawzajem. Jedne próby samobójcze generują kolejne. Zauważamy też gloryfikację samookaleczania się. To kolejne niebezpieczeństwo. Obie tendencje są dodatkowo podsycane przez fora internetowe i media - mówi prof. Gmitrowicz. - Codziennie przybywa nam nowych pacjentów po samouszkodzeniach.

Przyczyną prób samobójczych wśród młodzieży w 90 proc. są różne zaburzenia psychiczne i kryzysy.

- Często przyczyną zaburzeń psychicznych są trudne wydarzenia w życiu, jak konflikty, utrata członka rodziny czy kogoś bliskiego, zmiana sytuacji życiowej czy po prostu rodzina dysfunkcyjna, niewydolna wychowawczo - tłumaczy prof. Agnieszka Gmitrowicz.

Kolejną przyczyną, dla której nastolatki trafiają na oddział psychiatryczny, jest nadużywanie środków psychoaktywnych.

- Po wprowadzeniu zakazu sprzedaży dopalaczy w Polsce zaobserwowaliśmy znaczny spadek przyjęć pacjentów po ich zażyciu. Niestety, po kilku miesiącach wyciszenia dopalacze znowu wracają. Coraz częściej przyjmujemy młodych pacjentów z objawami ostrej psychozy spowodowanej zażyciem dopalaczy. To stany bardzo niebezpieczne, trudne do leczenia, ponieważ nie znamy składu tych substancji. Najpierw musimy poradzić sobie z psychozą nastolatka, a dopiero potem staramy się rozmawiać o przyczynach - tłumaczy prof. Gmitrowicz.

Młodzi ludzie, którzy na oddział psychiatryczny trafili po próbie samobójczej, czasem ponawiają ją nawet w szpitalu. Ci pacjenci wymagają szczególnej opieki i troski. Lekarze starają się zapewnić nastoletnim pacjentom możliwie największy spokój. Jednym z rygorów, który wprowadzono, jest np. ograniczenie możliwości korzystania z telefonów komórkowych.

- Młodzi ludzie są bardzo wrażliwi na opinię kolegów i otoczenia. Czasem jeden nieprzyjemny SMS czy zdjęcie przesłane przez telefon może doprowadzić do zachowań autoagresywnych. Chcemy tego uniknąć podczas leczenia - mówi A. Gmitrowicz. - Młodzi ludzie mają dziś problemy z napięciem. Nie potrafią poradzić sobie z tym sami, a często nie mają oparcia i pomocy w rodzinie. Coraz więcej rodzin jest niewydolnych wychowawczo, dlatego powinien istnieć kompleksowy system pomocy psychologicznej, pedagogicznej i psychiatrycznej. Ta pomoc z jednej strony istnieje w naszym regionie, ale nastolatkom trudno do niej dotrzeć.

Psychiatrzy uważają, że przyczyną wzrostu liczby prób samobójczych u dzieci są z jednej strony za małe nakłady na leczenie, bo do psychiatry czeka się dziś dwa miesiące. Z drugiej strony brakuje profilaktyki od najmłodszych lat. W woj. łódzkim jest tylko jeden program profilaktyczny , który ma zapobiegać depresji u dzieci. Prowadzi go Urząd Marszałkowski. W tym roku będzie już czwarta edycja. Na konsultacje z psychologiem mogą się zgłosić dzieci w wieku od 11 do 13 lat.

***
Leczymy dzieci, ale do nas przyprowadzają je rodzice

Z Aleksandrą Hapcar, psychologiem z NZOZ Centrum INTER-MEDICUS w Łodzi, która realizowała program zapobiegania zaburzeniom depresyjnym u młodzieży, stworzony przez Urząd Marszałkowski w Łodzi, rozmawia Joanna Barczykowska

Depresja staje się coraz powszechniejszym problemem. Badania wykazują też coraz wcześniejszy początek tej choroby. Szacuje się, że prawie 24 proc. dzieci i młodzieży doświadczy przynajmniej jednego znaczącego epizodu depresyjnego zanim osiągnie 18. rok życia. To druzgocące dane.

Tak, ale niestety prawdziwe. Każdy człowiek w swoim życiu przechodzi przez przynajmniej jeden taki okres. Sedno sprawy tkwi w tym, jak sobie potrafimy z tym radzić i po to potrzebna jest pomoc i profilaktyka. Młodzi ludzie spotykają się dziś z wieloma trudnymi sytuacjami życiowymi, z którymi muszą umieć sobie poradzić.

Urząd Marszałkowski w Łodzi program zapobiegania zaburzeniom depresyjnym u dzieci i młodzieży rozpoczął cztery lata temu. Przez ten czas przebadano 1,15 tys. dzieci w wieku od 11 do 13 lat. Prawie połowa trafiła na warsztaty terapeutyczne, a 200 osób skierowano na dalszą diagnostykę i leczenie w poradni zdrowia psychicznego. To naprawdę bardzo dużo. Czy to oznacza, że prawie połowa nastolatków w Łódzkiem ma zaburzenia psychiczne?

Nie do końca. Program zakładał konsultacje z psychologiem dla dzieci w wieku od 11 do 13 lat. Tę ofertę kierowaliśmy do szkół w sąsiedztwie i tak robiły wszystkie ośrodki. Ogłaszaliśmy program wśród nauczycieli i rodziców. Do nas trafiali tylko uczniowie, co do których ich opiekunowie mieli podejrzenia problemów lub zaburzeń, a nie wszystkie. Badaliśmy dzieci, ale do poradni musieli je przyprowadzić rodzice. Z tych nastolatków, które do nas trafiły, prawie połowę zakwalifikowaliśmy do udziału w warsztatach terapeutycznych. Okazało się, że były one bardzo pomocne.

Z jakimi problemami styka się teraz młodzież?

U podłoża zaburzeń depresyjnych leżą często problemy oraz konflikty pojawiające się w rodzinie, długotrwały stres, kłopoty w szkole, konflikty z rówieśnikami. Wielu uczniów, którzy do nas trafili, miało za sobą już próby samobójcze i epizody leczenia psychiatrycznego. Potrzebowali dalszej pomocy. Inni z kolei deklarowali, że mają myśli samobójcze i tym koniecznie trzeba pomóc. Młodzi ludzie często nie potrafią na swój problem spojrzeć z dystansem. Nie potrafią wyobrazić sobie, że za miesiąc ta sprawa będzie wyglądała zupełnie inaczej i znajdą rozwiązanie.

Powiedziała Pani o tym, że program kierowany jest do dzieci, ale na konsultacje z psychologiem przyprowadzają je rodzice. To model idealny. A co w przypadku rodzin niewydolnych wychowawczo, z których często wywodzi się młodzież z problemami?

I tu pojawia się kłopot. Czasem zdarza nam się świetna współpraca z nauczycielami ze szkół, którzy przyprowadzają do nas uczniów, z którymi mają problemy, albo tych, u których zauważyli zachowania mogące świadczyć o zaburzeniach depresyjnych. Niestety, nie jest to reguła. Kolejnym problemem jest ograniczenie czasowe. Marzy mi się, żeby program był rozciągnięty również na młodzież gimnazjalną, bo po zmianie szkoły często napotyka ona na kolejne problemy.
Rozm. Joanna Barczykowska

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Samobójstwa nastolatków. Problem narasta - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki