18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nocne kluby walczą z kryzysem. Godzina nawet za 100 zł [ZDJĘCIA]

Alicja Zboińska
Nocne kluby walczą z kryzysem
Nocne kluby walczą z kryzysem 123RF
Tancerkom erotycznym i prostytutkom coraz większy problem sprawia konkurencja ze strony coraz bardziej wyzwolonych amatorek. Potrzeby rynku wyczuli właściciele hotelików i zaczęli wynajmować pokoje na godziny.

Kryzys dopadł branżę mocno rozrywkową. Z czterech klubów go-go, które do niedawna działały w Łodzi, zostały zaledwie dwa. A i im, jak twierdzi osoba od lat działająca w branży, nie wiedzie się najlepiej. Tym bardziej że rośnie im konkurencja w postaci przemysłu domowego. W branży mówi się o właścicielu jednego z łódzkich domów, w którym jest dużo wolnych pokoi. Choć w zasadzie nie do końca są wolne. Pomieszczenia są wynajmowane prostytutkom za 100 złotych dziennie. Rekordy popularności biją też łódzkie hoteliki, oferujące pokoje na godziny.

50 tys. zł w jedną noc

Do klubu go-go może przyjść każdy. Przeważnie, i na to liczą właściciele takich lokali - jest to klient z pieniędzmi. Jak zasobny musi być jego portfel?

- Przed kryzysem wyliczenie było proste, klient musiał zostawić w klubie przynajmniej tysiąc złotych - mówi mężczyzna związany z branżą od kilku lat. - Składały się na to opłata za wstęp, drinki, napiwki i pieniądze przekazywane tancerkom. To się jednak zmienia na naszą niekorzyść, dlatego kluby istniejące od lat znikają.

W branży ciągle z nostalgią wspomina się czasy, gdy do klubów go-go przychodzili mężczyźni nie tylko z wypchanym portfelem, ale i fantazją. Z rozrzewnieniem mówi się o kliencie, który w ciągu jednej nocy wyszedł uboższy o 50 - 60 tys. zł. Tyle kosztowały go drinki i finansowe uznanie dla prezentowanego tańca. Teraz sytuacja jest najgorsza od 15 lat.

Odczuwają to także tancerki. Jeszcze dwa lata temu pracownica klubu, która zbytnio się nie wysilała, zarabiała miesięcznie przynajmniej 2 tysiące złotych. Oczywiście "na rękę". Jej bardziej pracowite koleżanki inkasowały nawet 8 tysięcy złotych. Dziś o takich pieniądzach mogą tylko pomarzyć. Stawki spadły o ponad połowę. I - przynajmniej na razie - raczej nie można się spodziewać, by ten trend się odwrócił. To cios szczególnie dla tych, które inwestują w siebie. Siłownia, solarium, kosmetyczka to stałe punkty w ich rozkładzie dnia lub miesiąca. Niektóre zainwestowały też w intelekt, wykształcenie, a także rodzinę. W klubach go-go można spotkać absolwentki wyższych uczelni.

Część klubów dba, a przynajmniej w czasach prosperity, dbało o swój personel. Panie miały opłacone regularne badania lekarskie.

Student mniej pożądany

Miejsce bogatych biznesmenów, ku rozpaczy właścicieli takich przybytków, coraz częściej zajmują studenci. To zmiana, która odbija się na zawartości portfeli i tancerek, i właścicieli klubów. Odmładzanie wieku klientów to zły znak dla właścicieli takich klubów. Im bowiem klient młodszy, tym biedniejszy. Duże pieniądze, jak wierzą w tej branży, przychodzą z wiekiem.

- Studenci może i mieliby fantazję, gdyby mieli pieniądze - mówi przedstawiciel branży. - Zapłacą za wstęp, kupią jedno piwo i przy nim spędzają cały wieczór. Sto złotych to cały zarobek na nich. Młodsi wolą piwo, starsi whisky albo kolorowe drinki. Nietrudno policzyć na czym klub zarobi więcej.

Targ znaczy utarg

Trafiają się jednak lepsze dni. Te z kolei ściśle powiązane są z przemysłem targowym w Łodzi. Bo co robią wystawcy, gdy pożegnają już gości targowych i uczestnicy warsztatów, gdy odbędą już wszystkie przewidziane dla nich zajęcia? Odwiedzają kluby go-go. Jak twierdzą znawcy tego biznesu, przyciąga ich klimat nocnych klubów.

- Mężczyzna nie myśli wtedy o rodzinie, żonie, pracy, jest nastawiony wyłącznie na zabawę bez zobowiązań - podkreśla nasz rozmówca. - Czasami mężczyzna potrzebuje dominacji ze strony kobiety, od żony tego nie oczekuje. Nie zwróci się do żony jak do prostytutki, a w klubie płaci, to może sobie na to w stosunku do tancerki pozwolić. Tancerki zresztą wyczuwają na co mogą sobie pozwolić w stosunku do klienta. A im bardziej zadowolony klient, im lepiej się bawi, tym więcej zostawi w klubie.

Może także mieć pewność, że drinka nikt mu nie rozcieńczy. Klient płaci i dostaje to, za co zapłacił. Tak nakazuje klubowy honor, jak twierdzi mężczyzna od lat związany z branżą, nikt nie pozwoli sobie na oszustwo.

- Mężczyzna wchodząc do klubu go-go czuje się jak nastolatek, chodzą koło niego i adorują go młode piękne kobiety, niczym za dawnych czasów - głosi stara klubowa prawda. - Tyle że teraz ma władzę i możliwość wyboru.

Szacunek szklanej wanny

Klient w klubie go-go dostaje jeszcze jedno: szacunek. W klubach starają się poza tym dopieścić swoich gości. Żeby znów zechcieli się tu pojawić.

Łódź jest jednak za biedna, by klienci naszych klubów go-go mogli zobaczyć na środku lokalu szklaną wannę, w której prezentuje się tancerka. Zakup odpowiednio dużego, a na dodatek przeszklonego modelu to spory wydatek, a do tego dochodzi utrzymanie jej w czystości, podgrzewanie wody. U nas musi wystarczyć rura.

Tancerki klubów go-go to naród wędrowny. Rotacja wśród personelu jest duża, panie krążą po całej Polsce. A za nimi krążą zakochani klienci. Bo część klientów w tancerkach nie widzi jedynie ładnych wyginających się ciał, ale także obiekty uczuć.
Kluby go-go walczą z konkurencją ze strony tzw. galerianek. Wyjście do klubu to spory wydatek, tymczasem dziewczyny, które z profesjonalizmem nie mają nic wspólnego, są gotowe zrobić więcej i to za mniej. Bo w samym klubie go-go pełnej obsługi klient nie może się spodziewać, jak zaznacza mężczyzna: to nie jest burdel. Tymczasem galerianka za 50 złotych sprawi, że klient poczuje się naprawdę dobrze...

Hoteliki na godzinkę

Kryzys w klubach go-go przekłada się z kolei na popularność innych tańszych rozrywek. Mężczyźni nadal szukają uciech, tylko dokładniej oglądają każdą złotówkę na nie wydaną. Rekordy popularności biją w Łodzi hotele na godziny. Kiedyś tego typu miejsc nie było praktycznie w ogóle. Ci, którzy chcieli spędzić noc z galerianką, prostytutką czy kochanką decydowali się na noc w hotelu. Płacili z góry i korzystali z uciech. Biedniejsi zabierali kochanki do swojego samochodu. Teraz jadą do hostelu m.in. w centrum Łodzi.

- Rekordy popularności bije teraz hostel przy al. Kościuszki w Łodzi. Mamy wiele zgłoszeń z tego rejonu i wiemy, że wynajmują tam pokoje na godziny - zdradza nam strażnik miejski z Łodzi. - W czasach kryzysu nawet klienci prostytutek decydują się na seks w samochodzie, albo w hostelu na godziny. Podczas patroli często napotykamy tzw. bujające się samochody. Najczęściej znajdujemy w nich dojrzałego mężczyznę i tzw. małolatę. Nie zawsze są to prostytutki, dlatego ciężko komuś cokolwiek udowodnić. Często to po prostu ich kochanki, czy tzw. galerianki.

Ile kosztuje godzina w hostelu wskazanym przez strażnika miejskiego?

- To zależy - odpowiada zapytana przez nas recepcjonistka. - Można wynająć pokój np. na trzy godziny. Dla dwóch osób będzie to kosztowało 80 złotych, tyle samo co cała doba. Jeżeli jednak druga osoba wyjdzie z pokoju przed godziną 22, to za te trzy godziny zapłacą państwo 50 złotych. Można przyjechać w każdej chwili. Jesteśmy czynni 24 godziny na dobę - zachwala recepcjonistka.

To niejedyne tego typu miejsca w Łodzi. Dyskretnych mieszkań czy pokoi można szukać np. na portalu internetowym nagodzinke.pl. Ogłasza się tam np. hostel zlokalizowany przy ul. Zielonej w Łodzi. Godzina kosztuje 40 zł. Nie trzeba się meldować, ani podawać swoich danych. Hostel oferuje tani pokój i dyskrecję w cenie.

Profesjonalistki w cenie

Więcej niż galeriance trzeba zapłacić prostytutce, choć stawki są bardzo zróżnicowane. W drugiej połowie 2010 roku podliczenia dochodów pań, zarabiających ciałem, podjął się portal Wynagrodzenia.pl. Płace prostytutek zostały policzone na podstawie analizy stawek za godzinę, pół godziny lub całą noc na jednym z portali erotycznych. Analitycy posłużyli się wówczas pojęciem mediana, czyli wartością, która dzieli wszystko na pół. Gdy mediana wynosi np. 1.500 zł to oznacza, że połowa badanych zarabia powyżej tej kwoty, a połowa poniżej.

Pod koniec 2010 roku mediana za godzinę pracy prostytutki wynosiła w Łodzi 135 zł, czyli o 65 złotych mniej niż w Warszawie i 45 złotych mniej niż we Wrocławiu. Gdańskie prostytutki zarabiały wówczas 160 zł za godzinę pracy, a krakowskie i katowickie 150 zł. W Poznaniu stawka była zbliżona do łódzkiej, ale jednak o 5 złotych wyższa.

Łódzkie prostytutki dostawały najmniej także za pół godziny pracy. Mediana wyniosła 90 złotych. Najwyższa była we Wrocławiu - 140 złotych, w Warszawie wyniosła 135 zł, a w Gdańsku 120 zł. Krakowscy, katowiccy i poznańscy klienci za pół godziny przyjemności zostawiali 100 złotych.

W tamtym czasie łódzkim paniom lekkich obyczajów najbardziej opłaciło się pracować przez całą noc. Inkasowały za nią nawet 1.400 zł, podczas gdy ich koleżanki po fachu ze stolicy 1.500 zł. W Gdańsku i Krakowie mediana za całą noc wynosiła 1.200 złotych, a we Wrocławiu i Katowicach 1.100 zł. Najmniej płacono w Poznaniu: 900 zł.

Twórcy raportu zaznaczyli wyraźnie, że panie nie zgarniają pełnych stawek. Część pieniędzy trafia do opiekuna lub agencji towarzyskiej, dla której pracuje kobieta. Oddawanie połowy zarobku pośrednikowi to standard w tej branży.

Najdroższe były prostytutki najmłodsze i znające języki obce. Wyliczenie jest proste: prostytutka mówiąca po angielsku może zarobić nawet 400 zł więcej za noc. Z badań wynikało, że 65 procent deklaruje znajomość angielskiego. Po niemiecku miało mówić 21 procent, a po rosyjsku 7 procent. Znajomość francuskiego i włoskiego deklarowało 3 procent pań, a 2 procent hiszpańskiego.

Tyle jesień 2010. Wiosna 2013 i stare zasady nadal obowiązują. Bo 39-letnia Madzia z Łodzi za godzinę bierze 100 złotych, podczas gdy 19-letnia Blanka z Łodzi może zażądać nawet 150 złotych za 60 minut. Madzia nie zna angielskiego, natomiast Blanka mówi biegle i po angielsku, i niemiecku. 25-letnia łodzianka Anita także nie ma zbyt wysokich oczekiwań. Swoje wdzięki oferuje za 120 złotych za godzinę lub 100 zł za pół godziny. Do klientów zwraca się wyłącznie po polsku. Całonocną dyspozycyjność niektóre panie wyceniają np. na 1.200 złotych, jak 19-letni "debiutujący króliczek" z Łodzi na dodatek mówiący w stylu: "What do you want from me, darling?" lub do wyboru: "Was willst Du von mir, Baby". Część pań ma jednak mniejsze wymagania: 28-letnia Caroline, mówiąca po angielsku, za noc spędzoną z klientem inkasuje 800 zł. Debiutująca Nova25 z centrum Łodzi za godzinę inkasuje 100 złotych, za pół godziny o 20 złotych mniej. I to ze znajomością angielskiego.

Jak ocenia Robert Gwiazdowski, ekonomista z instytutu badawczego Centrum Adama Smitha, zapotrzebowanie panów na usługi seksualne nie spadło w ostatnich latach, ale...

- Branża trzymała się mocno, gdyż podaż była niewielka - komentuje Robert Gwiazdowski. - Obecnie podaż się zwiększyła, a ma to m.in. związek ze zmianą zachowań. Kobiety są coraz śmielsze, panowie nie muszą szukać takich wrażeń u profesjonalistek. Więcej pań decyduje się także na karierę w seksbiznesie, a większa konkurencja to zarazem niższe ceny.

Można się więc spodziewać, że niebawem podane powyżej stawki znów przestaną być aktualne. A pracujące w tym charakterze panie będą miały dwa wyjścia: pracować dwa razy ciężej lub znaleźć dodatkowe źródło dochodu...
Współpraca Joanna Barczykowska

***

Wyzwolenie seksualne nie uchroni przed zdradą i wizytą w klubie nocnym
Rozmowa z Czesławem Michalczykiem, łódzkim psychologiem i psychoterapeutą

Ekonomiści sugerują, że zarobki w seksbiznesie spadają, gdyż amatorki zachowują się coraz śmielej i przejmują zachowania zarezerwowane do tej pory dla profesjonalistek. Podpisałby się Pan pod tym stwierdzeniem?

Ta branża była, jest i nadal będzie obecna. Nie bez powodu mówi się, że jest to najstarszy zawód świata. Zawsze znajdzie się też pewien procent mężczyzn, którzy będą korzystać z tych usług. Nie sądzę też, żeby było proste przełożenie ekonomiczne na funkcjonowanie tego przemysłu, a także ścisła zależność między wyzwoleniem obyczajowym a korzystaniem z tych usług.

Czyli mąż, któremu żona zapewni dodatkowe atrakcje w sypialni i tak poszuka wrażeń poza domem?

Mężczyźni mają tendencję do zdradzania, taka jest ich cecha. Próbowanie więc różnych sztuczek nie musi odnieść pożądanego efektu. Na różnych etapach życia mężczyzn powody korzystania z usług profesjonalistek są różne. Młodsi kierują się ciekawością, a także lękiem przed dziewczynami, natomiast starsi mężczyźni są znudzeni związkiem. W krajach, w których obywatele są mniej pruderyjni niż Polacy, ten przemysł jest mocno rozwinięty. Mam na myśli chociażby Holandię, Francję, Niemcy. Różnica jest taka, że w krajach biedniejszych prostytucja uprawiana jest z biedy, w bogatszych jest to po prostu rozwinięty biznes dla właścicieli zasobniejszych portfeli.

Gdzie w tym zestawieniu jest miejsce dla naszych pań lekkich obyczajów?

Prostytucja to przemysł, który ma zastosowanie we wszystkich sferach społecznych. Brutalnie mówiąc, prostytucja kosztuje i - jak każdy towar - ma swoją cenę. Na Zachodzie ten towar jest lepszy, u nas gorszej jakości.

I stąd biorą się narzekania na słabsze zarobki i gorsze warunki w klubach nocnych i agencjach?

Z tymi usługami jest trochę tak jak z popytem na inne dobra. Seksbiznes wiąże się z rozrywką, a na nią wydatki w kryzysie spadają. Przeznacza się na nią dodatkowe pieniądze, a tych zaczyna brakować. Prostytucja to jednak także zakazany owoc, a ten zawsze znajdzie swoich amatorów. Ma to swoje konsekwencje, wolność seksualna to jedna z głównych przyczyn rozwodów po alkoholu i przemocy. Zdrada nie jest do końca akceptowana, z tolerancją w tym aspekcie życia jest u nas średnio.

Może rozwiązaniem tego problemu byłaby w takim razie legalizacja prostytucji?

Popieram takie rozwiązanie, uważam, że ucywilizowałoby cały ten rynek. Obecnie prostytucja jest nielegalna, co wpisuje się po prostu w podwójną moralność. Agencje czy kluby towarzyskie to tak naprawdę domy publiczne i wszyscy sobie z tego zdają sprawę.
Prostytutki korzystałyby wówczas z większej opieki, także medycznej. Popyt i podaż będą zawsze, udawanie, że tego nie ma, nie jest - delikatnie mówiąc - najlepszym pomysłem. Powoduje jedynie utratę kontroli. Podobnie jest z aborcją, oficjalnie udajemy, że to zjawisko nie istnieje. Nie oznacza to jednak, że nie dokonuje się u nas przerywania ciąży.
Nie jestem też zwolennikiem modelu szwedzkiego, z którego wynika, że prostytucja jest legalna, ale karze się osoby, które korzystają z usług profesjonalistek.
[b]Rozmawiała Alicja Zboińska[/b]

***

W innych miastach też mają powody do narzekań...

Twórcy raportu portalu wynagrodzenia.pl z jesieni 2010 roku analizowali także sytuację prostytutek w dużych polskich miastach. Najwięcej zarabiało się wówczas w Warszawie - 200 zł za godzinę, a następnie we Wrocławiu 180 zł za godzinę. W Gdańsku panie lekkich obyczajów inkasowały przeciętnie 160 zł za 60 minut, a w Krakowie i Katowicach 150 zł. W Poznaniu stawka wynosiła 140 zł.

Za pół godziny najwięcej zarabiało się we Wrocławiu - 140 zł. W Warszawie stawka była o 5 złotych niższa, w Gdańsku wynosiła 120 złotych, a w Krakowie, Katowicach i Poznaniu 110 zł.

Obecnie paniom lekkich obyczajów w dużych polskich miastach nie jest łatwo. Najwięcej nadal zarabia się w Warszawie, ale konkurencja też jest tam największa.

O ile 24-letnia Arielka, ze znajomością angielskiego, rosyjskiego i niemieckiego, za godzinę pracy żąda 200 zł, to Izabela Lux już tylko 100 złotych. Izabela ma 24 lata, nie zna żadnego języka obcego. 25-letnia Sexi blondi natomiast ze znajomością angielskiego i rosyjskiego wycenia swoje wdzięki na 150 złotych za godzinę.

42-letnia Magda także chce zarabiać 150 złotych za godzinę. Z klientami rozmawia nie tylko po polsku, ale i po angielsku i rosyjsku.

Także 150 złotych za godzinę chce zarabiać Jessica z Krakowa, która oprócz polskiego zna język angielski. To także stawka krakowskiej "Słodkiej Różyczki 20", która oprócz seksu oferuje konwersacje po włosku, angielsku i niemiecku. Za 100 zł można skorzystać z wdzięków 36-letniej Marleny z Krakowa.
W Poznaniu, w porównaniu z 2010 r., część pań podwyższyła stawki.

Nawet 200 złotych za godzinę wołają te, które są nowe w branży, znają języki i oferują najwięcej.
Część prostytutek jednak obniżyła swoje oczekiwania: 22-letniej Angel wystarczy zaledwie 100 złotych za godzinę pracy i 700 złotych za noc.

Tyle samo oczekuje 23-letnia "Namiętna kochaneczka", która oferuje m.in. miłość francuską.
Nad morzem panie nastawiają się najwidoczniej na zagranicznego turystę. "Dream Angel 18", która mówi po angielsku, chce zarabiać 200 złotych za godzinę. Noc wycenia na 1.700 zł.

Nie wszystkie panie są jednak tak pozytywnie nastawione do swoich możliwości: 32-letnia Monika zadowoli się kwotą 130 złotych za godzinę i 1.200 za noc.

We Wrocławiu stawki w ciągu ponad dwóch lat nieco spadły. "Cycata niegrzeczna 21" godzinę seksu wycenia na 160 złotych, a noc na 1.400 zł. Jej atut to także znajomość angielskiego, rosyjskiego i niemieckiego, przynajmniej w stopniu komunikatywnym. 20-letnia Lilianna zadowoli się natomiast kwotą 130 złotych za godzinę.

Są jednak panie, które swoje wdzięki wyceniają znacznie wyżej. "Niegrzeczna niunia" chce zarabiać 300 zł za godzinę, a klientów przyjmuje w swoim luksusowym mieszkaniu i mówi do nich po angielsku.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki