Grzegorz Waranecki w najbliższych dniach pożegna się z klubem. Podobnie, jak kiedyś Sylwester Cacek, tak dzisiaj jego działań nie doceniają kibole Widzewa, którzy obrażali go w trakcie meczu ze Stalą Głowno.
- Nie chcę na razie tego komentować. Nie ukrywam, że była to dla mnie przykra sytuacja, również dlatego, że byłem na stadionie razem z dzieckiem. Proszę mnie zrozumieć, że przykro mi o tym mówić - powiedział nam wieczorem Waranecki.
Zasługi biznesmena w odbudowie Widzewa są nie do przecenienia, bo to on zorganizował grupę inicjatywną, która podjęła się założenia w błyskawicznym tempie nowego klubu po upadku spółki należącej do Sylwestra Cacka. Waranecki nie tylko przekazywał prywatne pieniądze na działalność klubu, ale również załatwiał dziesiątki formalności niezbędnych do tego, by Widzew mógł wystartować. A wszystko dlatego, że jest kibicem klubu z al. Piłsudskiego, bo przecież nie dla zysku - na czwartoligowym klubie nie da się zarabiać.
Waranecki nie ukrywał, że nie podoba mu się zachowanie niektórych ludzi związanych z tzw. grupami kibicowskimi, którym zarzucił chęć zarabiania na Widzewie. Przedwczoraj jeden z kibolskich portali, który w dodatku jest partnerem medialnym klubu ukazało się zdjęcie obrażającego Waraneckiego rysunku, który powstał w pobliżu boiska przy ul. Potokowej, gdzie trenują piłkarze. A dzień później na meczu usłyszał pod swoim adresem obraźliwe przyśpiewki.
Odejście Waraneckiego jest kolejnym ciosem dla Widzewa, bo kilka dni temu z klubem rozstał się także inny założyciel Stanisław Syguła, który również współfinansował klub. Sposób, w jaki zachowali się kibole wobec osoby, która wielokrotnie pomagała Widzewowi, jest skandaliczny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?