Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Urbaniak: Muzyka ma nam przede wszystkim sprawiać radość [ROZMOWA]

rozm. Dariusz Pawłowski
Michał Urbaniak już dziewiąty raz zaprosił młodych muzyków na warsztaty muzyki rytmicznej UrbanatorDays
Michał Urbaniak już dziewiąty raz zaprosił młodych muzyków na warsztaty muzyki rytmicznej UrbanatorDays Grzegorz Gałasiński
Nie bój się jazzu - zachęca Michał Urbaniak, skrzypek i saksofonista, który zakończył niedawno w Łodzi 9. edycję UrbanatorDays.

Po raz dziewiąty spotykamy się w Łodzi na UrbanatorDays Fest, organizowanych w klubie Wytwórnia. Przyjechał Pan z czołowymi jazzmanami z Nowego Jorku, by wyławiać talenty i zarażać muzyków pasją, otwierać ich na jazz. Jak na przestrzeni tych lat, w Pana ocenie, zmienili się ludzie zgłaszający się na warsztaty? Mam wrażenie, że dziś są bardziej odważni...
To się zgadza. Pewnie też dlatego, że nasza inicjatywa zdążyła już mocno zaistnieć w świadomości łodzian zainteresowanych muzyką. Ci, co się do nas teraz zgłaszają, zdecydowanie wiedzą, czego chcą. Ale muszę też podkreślić, że z warsztatów w kolejnych edycjach wywodzi się parę zawodowych zespołów, a także parę wokalistek i wokalistów zajmujących się dziś jazzem. Co roku przyznajemy nasze nagrody i przywołam choćby zespół z Gomunic pod Radomskiem, który brał udział w naszych warsztatach, dostał nagrodę, a dziś są to znakomici, zawodowi muzycy. To nas bardzo cieszy i dowodzi, że właśnie w żywych relacjach muzyków doświadczonych z młodymi rodzą się diamenty.

Wystarczy odpowiedni impuls?
Czasem rzeczywiście tak. Młodzi ludzie na początku drogi bywają nieśmiali, niepewni swoich umiejętności, grają w domach, czasem coś zachałturzą, nie wiedzą, co dalej ze sobą zrobić. Tymczasem wspólne muzykowanie ze znakomitymi i gotowymi do pomocy muzykami ze Stanów Zjednoczonych czy z Anglii nagle otwiera mu głowę i uświadamia, że oto on może grać, że muzyka jest tym, czemu chce się poświęcić. A my mu mówimy: graj, jak równy z równym! Oczywiście, dajemy również uwagi. Ale w konsekwencji i tak płynie muzyka.

Jakie błędy młodzi ludzie popełniają najczęściej na początku warsztatów?
Przede wszystkim próbują „za dużo grać”, żeby pokazać, jak wiele potrafią, popisać się. Kolejny podstawowy błąd pojawia się, gdy dzielimy ich na małe zespoły i każemy zagrać coś wspólnie, na przykład prostego bluesa. I okazuje się, że oni nie słuchają się wzajemnie, każdy gra dla siebie i sobie. Mówimy wtedy: zamknijcie oczy i wtedy próbujcie grać, usłyszcie co gra wasz partner i grajcie razem z nim. Gdy sytuacja robi się stresowa, dodajemy: nie bój się, gdy nie wiesz co zrobić, przestań grać, nie musisz grać cały czas. Zdarzają się sytuacje, w których zawodowym muzykom ciężko jest się porozumieć. Nie trzeba panikować, czasem lepiej przestać grać, wsłuchać się i gdy się ponownie „wejdzie” w utwór ze swoim instrumentem, będzie to miało większą wartość. Na tym też polega jazz.

Brzmi prosto.
Bo to nie filozofia. Ale gdy młodzi ludzie usłyszą to od muzyków, którzy spędzili życie na scenie, jest to dla nich prawdziwe i bezcenne.

A wiele zmian w postawie muzyków dokonał internet?
O, tak! Zresztą w tym roku właśnie duży nacisk kładziemy na internet i ten sposób funkcjonowania muzyki. Zresztą dla młodych to już oczywiste. Przychodzą do nas i pokazują na SoundCloudzie (portal internetowy dla artystów tworzących muzykę - dop. red.) swoje miksy, remiksy, prowadzą ze sobą bogatą korespondencję muzyczną. Wiedzą, co się dzieje na świecie. Od nowego roku chcemy takie forum stworzyć przy Urbanatorze, działać mocno online i offline, wciągać w to ludzi z całego świata. Rzecz jasna dużo zależy od funduszy, poszukujemy mecenasa.

Muzycy dostaną więc swój zastrzyk wiedzy. A co z publicznością? Odnoszę wrażenie, że jazz jest ciągle muzyką, której słuchacze trochę się boją, nie wiedzą, jak się przy niej zachować...
Zgadzam się. Daliśmy sobie wmówić jakieś zasady i konwenanse, nawet gdy chcemy zaklaskać, to spoglądamy na innych, czy biją brawo. A przecież muzyka ma nam przede wszystkim sprawiać radość, więc jeśli masz ochotę klaskać, człowieku, to klaszcz! To też chcemy pokazywać na naszych koncertach, które odbywają się w ramach UrbanatorDays. To wspólna celebracja muzyki zawodowców z niezawodowcami i publicznością. Organizujemy też paradę ulicą Piotrkowską, by przekonać również ludzi, którzy nie chodzą na koncerty jazzowe, by usłyszeli i powiedzieli sobie: o, to ja lubię jazz!

Z czego, Pana zdaniem, wynikają te nasze problemy z jazzem? Czy dlatego, że edukacja muzyczna w szkołach leży?
Z całym szacunkiem dla tradycji, uważam, że problem tkwi z jednej strony z braku przyzwyczajania do muzyki w szkołach powszechnych, a z drugiej w zbyt konserwatywnym podejściu do grania w szkołach muzycznych. Za moich czasów za zagranie akordu jazzowego można było dostać od nauczyciela po łapach, a za boogie woogie byli wzywani rodzice. W naszej edukacji brakuje otwartości, zbyt dużo jest teorii, niepotrzebnie każe się wszystkiego wkuwać na pamięć. Nie pozwala się na cieszenie się muzyką. Na nasze warsztaty przed kilku laty przyszła młoda skrzypaczka z Akademii Muzycznej i mówi do mnie: ja tak kocham jazz, tak bardzo chciałabym sie nauczyć improwizować, jak to zrobić? Odpowiedziałem jej, że na pewno jej to niepotrzebne, bo już impowizuje. - Jaka melodia przychodzi ci teraz na myśl? - zapytałem. Taka i taka. Kazałem jej zaśpiewać, potem zagrać. - Teraz to rozwijaj - mówię - i zobacz, improwizujesz. Doradziłem, by grała do płyt z muzykami jazzowymi. W następnym roku przyjechała i dostała nagrodę. U nas, niestety, się raczej ogranicza niż rozwija.

Myślał Pan o tym, że zająć się edukacją?
Nigdy nie myślałem, że znajdę się w takiej sytuacji, że ktoś się będzie ode mnie uczył. Ale prowadząc warsztaty, że wielu rzeczy młodym muzykom się nie mówi, tylko uczy ich schematów. Uważam, że nie wszystko da się ubrać w ramy, ba, nie wszystko w muzyce da się zapisać. Doświadczeni, znakomici muzycy grają, moim zdaniem, nuty nie do zapisania. On wypracował coś takiego, czego nie da się nazwać, trzeba poczuć. To jest jego nuta. Ja taką mam i gdy ją zagram, to przechodzą mi ciarki po grzbiecie. A jakie nuty miał Miles Davis i wielu innych! Ta nienazwana, nieokreślona część muzyki bywa ważniejsza. Nie zawsze bowiem chodzi o to, by wszystko precyzyjnie odegrać, tylko by wywołać w sobie i słuchaczu emocje.

Najtrudniej jest przekazać te emocje...
Trzeba być prawdomównym. Wtedy można dotrzeć do każdego. Tak jest zresztą w każdej dziedzinie sztuki. I, co poruszające, tego w szkołach też się nie mówi. Mnie profesorowie uczyli grać tak, jak oni uważali. Jeden, pamiętam, gdy pomyliłem coś grając w kwartecie smyczkowym, wykopywał spode mnie krzesło i spadałem na podłogę. A naucz też mówienia od siebie!

A może, żeby dojść do tej prawdy, życie musi człowieka po prostu trochę „przeczołgać”?
Ha! Bez „przeczołgania” przez życie nie ma twórczości. Wymuskani artyści, w białych rękawiczkach, wychowani w salonach, którym wszystko się udawało i życie ich nie dotknęło, nigdy nie stają się najwięksi. Artyzm to krwawica. Ale bez tego nie ma głębi.

Co zatem przed artystą jazzu?
Mam nadzieję, że pod koniec roku nagram nową płytę. Zebrałem znakomitych muzyków, mam przygotowany materiał, myślę, że będzie dla wielu zaskoczeniem. Sięgniemy bowiem do bluesa, pokażemy jego różne odcienie, ale wychodząc od bluesa, będziemy jazzować. To było marzenie. A jeśli nie masz marzeń, których się boisz, to znaczy, że słabo mierzysz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki