Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Sikora z Sieradza uratowała małego jerzyka. "Gwizdek" trafił do klinki w Niemczech

Paweł Gołąb
Anna Sikora nie ukrywa, że ciężko było rozstać się z Gwizdkiem. Liczy, że jej podopieczny wyzdrowieje i wróci do Sieradza
Anna Sikora nie ukrywa, że ciężko było rozstać się z Gwizdkiem. Liczy, że jej podopieczny wyzdrowieje i wróci do Sieradza Paweł Gołąb
Niezwykłym poświęceniem popisała się sieradzanka Anna Sikora, która uratowała małego jerzyka znalezionego na ulicy.

Młody, ledwo opierzony ptak wypadł z gniazda i niechybnie zginąłby, ale zmiękczył serce kobiety, kiedy zasnął jej w dłoniach. Zabrała go więc do domu, wykarmiła, a na koniec odesłała do… kliniki w Niemczech, gdzie Gwizdek - jak „ochrzciła” podopiecznego - wraca do zdrowia.

- Zobaczyłam, jak ten biedak czołgał się po jezdni. Przystanęłam i pomyślałam, że już po nim, bo jak nie przejedzie go auto, to zje go kot. Postanowiłam go przenieść w zaciemnione miejsce, by nie leżał na asfalcie. I wtedy usnął mi w ręce, co mi tak serce „pokroiło”, że pomyślałam „zaopiekuję się tobą, a potem wypuszczę”.

Ptak został w domu Anny i jej męża Pawła na dłużej niż sądzili.

- Jerzyki to stworzenia, które żyją w locie, a on siedział na miejscu w swoim pudełku i szalał. Co rusz łamał więc piórka, potem zaczęło się dziać coś niedobrego z jego ogonem i nie mogliśmy go wypuścić. W końcu wszystkie jerzyki odleciały, a od weterynarza usłyszeliśmy, że w tej sytuacji nic się nie da zrobić i trzeba go będzie uśpić. Na to absolutnie zgodzić się nie mogłam, szukałam jakiegoś rozwiązania, no i w internecie znalazłam jedyną chyba na świecie klinikę dla jerzyków, która znajduje się we Frankfurcie. Najpierw napisałam do nich mejla, czy w warunkach domowych zdołam ptaszka utrzymać przez zimę. Odpisali, że absolutnie nie. Jerzyki mają bardzo wysokie ciśnienie i poprzez latanie rozładowują energię, muszą być więc w nieustannym ruchu, inaczej prędzej czy później taki ptak dostanie zawału albo zwariuje.

Sieradzanka podjęła decyzję o wysłaniu Gwizdka - jak z mężem nazwała pisklaka z racji wydawanych przez niego odgłosów - do Niemiec. Znalazła okazyjny transport i ptak trafił już do kliniki, która jerzykom zapewnia opiekę medyczną, specjalne tory do latania i odpowiednie pożywienie, a na koniec przejazd do Afryki, gdzie są wypuszczane na wolność. Zanim Gwizdek tego doczeka, musi walczyć nie tylko o zdrowie, ale i… o ptasią tożsamość.

- Musi się przyzwyczaić do innych jerzyków, bo ich zwyczajnie nie pamięta i pewnie nie wie, kim jest. Pani doktor z kliniki, z którą utrzymuję kontakt, napisała nawet o nim, że jest takim jerzykowym Kasparem Hauserem, nawiązując do historii chłopca, który pojawił się nagle w jednym z niemieckich miast jako 16-latek. Ledwo chodził, nie umiał mówić, a tu znalazł się niespodziewanie wśród ludzi i był w szoku, że jest ktoś podobny do niego. Mam nadzieję, że Gwizdkowi się uda, nauczy się jerzykowego języka i odnajdzie wśród swoich.

Sieradzanka przyznaje, że wcześniej do ornitologii jej nie ciągnęło.

- Wiedziałam tyle co przeczytałam z racji mojego nazwiska o sikorkach - mówi z uśmiechem i zapewnia, że ani przez moment nie wątpiła, że warto włożyć masę energii w ratowanie Gwizdka. - Bałam się jedynie, że nie mając żadnej ornitologicznej wiedzy, nie dam sobie rady. Samo karmienie okazało się wyzwaniem. To nie jest ptak, który zbiera pożywienie z ziemi - wszystko łapie w locie. Dlatego, gdyby się położyło przed nim te wszystkie robaki, które kupowaliśmy w sklepie zoologicznym, nawet by się po nie „nie schylił”. Trzeba było mu je podać i dopiero wtedy chwytał.

Miłośnika ornitologii Kacpra Kowalczyka z Poddębic, który z powodzeniem walczył swego czasu o zakładanie budek dla jerzyków na ocieplanych blokach, determinacja sieradzanki bardzo cieszy. - Wielu ludzi te ptaki znajduje i częto pyta mnie, co zrobić w takiej sytuacji. Zazwyczaj udawało się wyprowadzić je w domowych warunkach, bo chodziło o dorosłe okazy. Tu mieliśmy do czynienia z pisklakiem, co było trudniejsze. A sprawa jest tym bardziej niecodzienna, że to pierwszy jerzyk z Polski wysłany do Frankfurtu, o którym słyszę. A o jerzyki warto walczyć, bo są naszymi sprzymierzeńcami w walce z uciążliwymi owadami. Niektórzy wyliczają, że dziennie jeden jest w stanie wyłapać 20 tys. komarów.

Jerzyki - jak dowiedziała się sieradzanka - wracają zawsze do miejsca swojego wyklucia.

- Nasza spółdzielnia zainstalowała na blokach budki dla tych ptaków. Mam nadzieję, że w którejś z nich Gwizdek zamieszka ze swoją rodziną. Jerzyki niestety nie przyzwyczajają się do ludzi i mnie nie rozpozna, ale będę liczyła, że gdzieś tam w stadzie będzie i mój. Czy będę wołała Gwizdek z nadzieją, że jednak o mnie sobie przypomni? No, może jak nikt nie będzie słyszał, będę próbować… - mówi Anna Sikora.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki