Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Neverending story, czyli S14 jako inwestycja o długim terminie przydatności

Piotr Brzózka
GDDKiA ogłosiła przetarg na budowę trasy ekspresowej S14, wojewoda wydał decyzję ZRID dla pierwszego odcinka drogi. Czy to już koniec? Przed nami budowa, która zapewne skończy się dopiero po następnych wyborach w 2019 r. Do tego czasu dużo może się jeszcze wydarzyć.

Pieniądze już są, nie ma co do tego wracać - mówią w łódzkiej Platformie, gdy zapytać, co działo się w ostatnich dniach z S14. Wróćmy jednak, bo to ciekawe jest.

Ledwie tydzień przed ogłoszeniem przetargu na budowę zachodniej obwodnicy Łodzi nastąpił kryzys finansowo-marketingowy. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wystąpiła do wojewody z wnioskiem o wstrzymanie wydania zezwolenia na realizację inwestycji drogowej, które było spodziewane lada dzień. Powód - brak planu finansowego. Mówiąc inaczej - w budżecie państwa nie było pieniędzy w ilości wystarczającej na przeprowadzenie wykupów ziemi pod S14. A właśnie wykupy są pierwszą bezpośrednią konsekwencją wydania decyzji ZRID. Skutkuje ona bowiem automatycznym przewłaszczeniem ziemi potrzebnej do budowy drogi na rzecz Skarbu Państwa. Tym samym niemal z marszu należy przystąpić do wyceny nieruchomości, a następnie wypłaty odszkodowań. Jak to możliwe, skoro 8 września rząd przyjął program budowy dróg w Polsce, uwzględniający S14?

Wiceminister infrastruktury Paweł Olszewski podpisywał w ostatnim czasie listę inwestycji, które są kierowane do realizacji i które mają zabezpieczenie finansowe (nie mylić z bardziej ogólnym wykazem, zapisanym w rządowym programie). Z naszych informacji wynika, że na liście tej zabrakło S14 (jak i kilku innych dróg w Polsce). Ponoć nie było to działanie zamierzone, a efekt automatyzmu pracy urzędnika listę przygotowującego, który inwestycje zamieszczał w kolejności, według numeru dróg, tak długo, jak wystarczało mu pieniędzy przewidzianych wcześniej w budżecie państwa. A że S14 ma dalszy numer, to się po prostu nie zmieściła. Ciężko tę wersję będzie zweryfikować, wiadomo natomiast, że w Łodzi sprawa nabrała rangi politycznej.

Jeszcze tego samego popołudnia rozmowę z Pawłem Olszewskim przeprowadziła wojewoda Jolanta Chełmińska (szczegóły nieznane), interweniować też miał Cezary Grabarczyk. U kogo? Grabarczyk sugeruje dziś, że całą zasługę w błyskawicznym zgaszeniu pożaru należy przypisać Ewie Kopacz. Niestety, poseł nie daje się namówić na rozwinięcie tej myśli, odpiera jedynie, że to dobra historia, ale do pamiętnika, który kiedyś napisze. Pozostaje więc niedopowiedziana narracja, że premier, zaalarmowana przez Grabarczyka, skądś pieniądze wytrzasnęła (ciekawe, komu odbierając). Ale jeśli już przyjąć tak romantyczną wersję wydarzeń, to niech choć część splendoru spadnie na opozycyjnego posła Marka Matuszewskiego, który alarm pierwotnie w sprawie wstrzymanego ZRID-u wzniecił. Kto wie, co by było, gdyby sprawy toczyły się po cichu swoim torem, aż do wyborów. A kontekst wyborczy przecież jest tu najważniejszy.

Nie można zapomnieć o tym, że S14 jest od samego początku inwestycją polityczną. Choć perspektywa „łodziocentryczna” każe niektórym w S14 upatrywać komunikacyjnego pępka świata, wiadomo, że w Warszawie nie była to nigdy inwestycja priorytetowa - i to mówiąc eufemistycznie. Dlatego można zaryzykować tezę, że gdyby nie wybory, pieniądze by się nie znalazły.

Obietnicę dotyczącą finansowania S14 Ewa Kopacz złożyła w momencie szczególnym, na dwa dni przed wyborami samorządowymi w 2014 roku - premier przyjechała wtedy do Łodzi wspierać walczącą o reelekcję Hannę Zdanowską. Być może prezydent Łodzi przesadziła wtedy z entuzjazmem na Twitterze, nieświadomie stawiając szefową w kłopotliwej sytuacji. Werbalną obietnicę szybko zderzono bowiem z papierową wersją rzeczywistości. Gdy premier składała obietnicę, na stronie Ministerstwa Infrastruktury od kilku dni wisiała pierwsza wersja projektu programu budowy dróg, w którym pozycja S14 pozostawała niezmienna w stosunku do planów z lat poprzednich - znów znalazła się tylko na liście rezerwowej, co oznaczało, że żadnych pieniędzy na zachodnią obwodnicę Łodzi nie ma.

Droga obiecana ziemi obiecanej

Mimo że w czasie styczniowych konsultacji o pieniądze na S14 upomniało się 3 tysiące osób, projekt listy pozostawał niezmieniony, co zaczynało budzić konsternację nawet w szeregach lokalnej Platformy, gorące żelazo kuli też posłowie z komisji Dariusza Jońskiego (on sam mógł liczyć, że zapunktuje niezależnie od wyniku tej rozgrywki - albo jako jeden z ojców sukcesu, albo surowy krytyk Platformy). Premier tymczasem powtarzała swoją obietnicę, najpierw zimą, potem w lipcu, w czasie wyjazdowego posiedzenia rządu w Łodzi. Interesujące, że na początku lata za lobbing w sprawie S14 wziął się Cezary Grabarczyk, dotąd raczej milczący, przynajmniej publicznie. Interpretacje były dwie: albo się lansuje, albo obietnica premier faktycznie stanęła pod znakiem zapytania.

W każdym razie pisemny dowód szczerości swych zapowiedzi rząd dał dopiero 8 września, przyjmując ostatecznie drogowy program, z S14 na liście planowanych inwestycji. Co oczywiście nie zamknęło historii, nazywanej już złośliwie „neverending story” - chwilę potem wystąpił wspomniany na początku kryzys, przecięty dopiero jednoznaczną w swej wymowie informacją, że już 2 października zostanie ogłoszony przetarg na S14.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Całą sprawę z charakterystyczną dla siebie zjadliwością skomentował Jerzy Kro-piwnicki, pytając ironicznie na blogu, ile jeszcze razy będziemy musieli być wdzięczni Platformie za S14. Odpowiadamy: nieraz Platforma nam o tym przypomni. Tak się bowiem składa, że zachodnia obwodnica Łodzi to inwestycja z bardzo długim terminem przydatności - dokończenie jej budowy politycy będą prawdopodobnie obiecywać jeszcze w kampanii parlamentarnej w 2019 r.

Budowa S14 będzie kosztować około 1,8 miliarda złotych. Chyba że wykonawcy zaproponują mniej. To naprawdę zła wiadomość - głównym, bo „ważącym” aż 95 procent kryterium wyboru oferty będzie najniższa cena. Pozostałe 5 procent to warunki gwarancji. To powszechnie już krytykowany sposób wyboru wykonawców, który nie- raz skutkował poważnymi perypetiami. Bo tanio nie zawsze znaczy dobrze. Między innymi dlatego należy studzić entuzjazm i z ostrożnością podchodzić do terminów, które zamajaczyły w warunkach ogłoszonego właśnie przetargu na budowę drogi, a które i tak same w sobie są bardzo odległe: 26 miesięcy na odcinek południowy i 32 miesiące na odcinek północny plus 3-miesięczne okresy zimowe (dwa lub trzy, w zależności od tego, w jakim miesiącu rozpoczną się prace). Sama więc budowa zajmie 3 - 4 lata. Do tego przynajmniej 12 miesięcy na rozstrzygnięcie przetargu i ciężki do określenia czas, jaki mogą pochłonąć ewentualne odwołania.

Realna data oddania S14? Rok 2020, przy założeniu, że wszystko od dziś będzie szło jak z płatka. A historia nie nastraja w tej materii optymistycznie. S14 będzie ostatnią z czterech obwodnic Łodzi, a budowie każdej z pozostałych towarzyszyły mniejsze bądź większe perturbacje. Skrajnym przypadkiem jest tu oczywiście autostrada A1 Stryków--Tuszyn - pierwotnie przez 10 lat blokowana na etapie administracyjnym, później przez lata wstrzymywana, a to przez prywatnego koncesjonariusza, który nie zebrał pieniędzy na jej budowę, a to wykonawcę, który utknął w polu. Sprawna budowa tego odcinka to historia dopiero ostatnich miesięcy - i naprawdę, w tym kontekście nie ma powodu, by się A1 chwalić, to raczej powód do wstydu.

Diabeł siedzi w łącznikach

S14 będzie liczyć 28 kilometrów. Droga będzie obsługiwać lokalny ruch w okolicach Łodzi, Zgierza, Aleksandrowa, Konstantynowa i Pabianic, będzie też trasą tranzytową, pozwalającą ominąć Łódź od zachodu, łączącą autostradę A2 z trasą S8. Będzie to klasyczna droga ekspresowa darmowa, dwujezdniowa, z bezkolizyjnymi skrzyżowaniami.

Na planowanym odcinku S14 zaprojektowano 7 węzłów, z czego 4 są zjazdami do Łodzi. Pierwszy z tych zjazdów to węzeł Aleksandrów. Jest to miejsce przecięcia z drogą krajową nr 71 (Aleksandrów - Zgierz), ale łodzian bardziej zainteresuje informacja, że z tego węzła wyprowadzony ma też być dwupasmowy łącznik do tzw. kolanka na al. Włókniarzy, w pobliżu osiedla Radogoszcz. Jest to łącznik tyleż potrzebny, co ze wszech miar problematyczny.

Choć korytarz dla tej drogi był zarezerwowany od lat, w pobliżu kwitło budownictwo mieszkaniowe, dlatego droga - jeśli powstanie - zostanie zbudowana niemal pod oknami najbliższych segmentów. Jak pamiętamy, jej przebieg był ostro oprotestowany przez mieszkańców, którzy postulowali budowę łącznika w innym miejscu - w śladzie ul. św. Teresy. Jednak przyjęty w tym roku plan miejscowy dla doliny Sokołówki sankcjonuje sporny przebieg. Grzegorz Nita, szef Zarządu Dróg i Transportu i domniemany dyrektor przyszłego Zarządu Inwestycji Miejskich, mówi, że ta kwestia w ogóle nie podlega już dyskusji.

Dotąd budowa łącznika była uzależniana wprost od decyzji w sprawie S14. W sytuacji, gdy jest przetarg na drogę ekspresową, w kwestii łącznika pozostaje przejść od pytania „czy” do pytania „kiedy”. Żeby całość miała sens, wypadałoby inwestycję zakończyć mniej więcej w roku 2020. Tyle że plany Łodzi to w tej materii najmniejszy problem. Większym jest to, że ostatni odcinek łącznika (ok. 1,2 km) przechodzi przez gminę Zgierz. A Zgierz na tego typu inwestycję nie ma pieniędzy, o czym władze mówią wprost. Stąd karkołomna próba namówienia na tę inwestycję Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Póki co - bez powodzenia. GDDKiA ma w planach zbudowanie wyprowadzenia z węzła w stronę Łodzi o długości zaledwie 200 metrów.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Drugi zjazd do Łodzi to węzeł Teofilów. Istotnie, zgodnie z nazwą zjedziemy z niego na osiedle Teofilów, aczkolwiek by tam dotrzeć, trzeba będzie wykonać niezły zygzak. Generalnie, na tej wysokości S14 ma być skomunikowana z centrum Łodzi za pomocą ulicy Aleksandrowskiej. Tyle że nie będzie bezpośredniego połączenia między tymi trasami. Owszem - S14 przetnie Aleksandrowską tuż za Kochanówką, ale nie planuje się w tym miejscu węzła, a więc żadnej możliwości zjazdu i wjazdu. Powód - m.in gęsta zabudowa.

Możliwość pojawia się dopiero dwa kilometry dalej - węzeł Teofilów powstanie za ul. Toeplitza, przed przecięciem z ul. Słowiańską. Z węzła GDDKiA wybuduje zupełnie nową, kilometrową drogę w kierunku wschodnim - aż do ul. Szczecińskiej w Łodzi. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o pionierskie rozwiązania w szczerym polu. Aktualny i realny do wykonania plan zakłada, że z tego miejsca kierowcy będą musieli cofnąć się ul. Szczecińską do Aleksandrowskiej. Pocieszeniem może być to, że ZDiT planuje przebudowanie Szczecińskiej.

Warto jednak wspomnieć, że wjazd do Łodzi z węzła Teofilów miał być prostszy - przynajmniej hipotetycznie. Plany zakładały, że GDDKiA wybuduje wspomniany kilometrowy łącznik, a dalej, od ul. Szczecińskiej zostanie poprowadzona na wschód prosta jak drut, zupełnie nowa trasa Wojska Polskiego. Omijałaby ona osiedle Teofilów od południa i dalej przebijała się prosto aż do al. Włókniarzy. Najbardziej fantastyczne plany zakładały przebijanie podziemnych fragmentów tej arterii jeszcze dalej na wschód, pod centrum Łodzi, aż do ul. Wojska Polskiego (stąd robocza nazwa) w rejonie pl. Kościelnego. Tyle że na dziś plany te można włożyć między bajki, a zważywszy na topniejącą gwałtownie liczbę mieszkańców miasta, można założyć, że ta droga nigdy nie powstanie.

Jak podłączyć Maratońską?

Węzeł Konstantynów zostanie zlokalizowany napółnoc odmiasta otej samej nazwie. Łódzki ZDIT, zgodnie zwładzami Konstan-tynowa, planuje budowę nowej drogi biegnącej mniej wiecej pogranicy miast, która ztego węzła sprowadzi kierowców doul. Łódzkiej wKonstantynowie.

Ostatni zjazd do Łodzi to węzeł Retkinia. Jest rozbuchany plan, by podłączyć do niego nową ulicę Maratońską, biegnącą w zupełnie nowym śladzie, w pobliżu torów kolejowych. Ale szczerze mówiąc, nie należy się do tego pomysłu przywiązywać, ZDiT przyznaje, że do węzła zostanie włączona stara poczciwa Maratońska w takim kształcie, jaki znamy obecnie. Wypadałoby dodać - oby chociaż z nową nawierzchnią.

Tym, co tylko pozornie może zainteresować inżynierów budownictwa oraz pasjonatów tego typu konstrukcji, jest rozlokowanie wiaduktów na trasie S14. Budowa tego typu trasy nieuchronnie ciągnie za sobą przerwanie biegu wielu istniejących ulic. Tylko niektóre będą przecinać S14, czy to górą, czy dołem. Takie „przebicia” przewidziano m.in w przypadku ul. Sokołowskiej, Aleksan-drowskiej, Słowiańskiej czy Sanitariuszek w Łodzi, Zgierskiej i Łódzkiej w Konstantynowie, Witosa w Zgierzu. O ile S14 ułatwi komunikację w skali całej aglomeracji, o tyle lokalnie dla wielu mieszkańców dużą uciążliwością może być niemożność przedostania się na drugą stronę i konieczność szukania najbliższego wiaduktu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki