Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze z "Matki Polki" uratowali życie choremu chłopcu. Serce Maksa biło 260 razy na minutę

Redakcja
Grzegorz Gałasiński/Archiwum
Dużym osiągnięciem było już to, że Maksymilian przeżył poród. Miał częstoskurcz i niewydolność krążenia. Stan był krytyczny, ale Maks nie poddał się.

Lekarze mówią, że to cud medyczny, rodzice przyznają, że siła wiary. W przypadku Maksymiliana najważniejsze jednak jest to, że chłopiec żyje.

Maksymilian urodził się z ciężką niewydolnością krążenia, do której doprowadziły poważne zaburzenia rytmu serca. Przypadek choroby był jednak wyjątkowy, bo serduszko malca biło 260 razy na minutę, czyli dwa razy szybciej niż u zdrowego noworodka. Skurcze nie pojawiały się też w pewnych odstępach czasu, rytm serca był nieustannie szybki. To nie zdarza się często. Niewydolność krążenia pojawiła się u Maksa, gdy jeszcze był w brzuchu mamy. Później pojawiły się też obrzęki.

– Początkowo nic nie wskazywało, że z Maksem są jakieś problemy, wyniki w trakcie ciąży były bardzo dobre. O tym, że są zaburzenia rytmu serca wykazały dopiero badania pod koniec ciąży. Usłyszałam, że nie ma pewności, czy Maks przeżyje – wspomina pani Ewelina Matusiak, mama Maksymiliana.

Operacja "na żywo" w ICZMP w Łodzi. Transmisję oglądali lekarze z całego świata [ZDJĘCIA+FILM]

Lekarze zareagowali natychmiast. Jeszcze przed porodem podawali pani Ewelinie leki, które miały wywołać u chłopca spowolnienie rytmu serca. Leki nie przynosiły znaczącej poprawy zdrowia, choć powinny. Wtedy zdecydowano o cesarskim cięciu. Maks po urodzeniu dostał jedynie pięć punktów w skali Apgar. Choć pierwsza doba, to moment, gdy rodzice powinni cieszyć z narodzin swojego dziecka, pani Ewelina i pan Bartłomiej wyczekiwali chwili, gdy lekarze powiedzą, że stan ich syna ustabilizował się. To nie był jednak jeszcze ten moment. W pierwszej dobie po urodzeniu serce Maksa zatrzymało się aż dwa razy, musiał być reanimowany. Lekarze od razu go zaintubowali i podłączyli do respiratora.

– Staraliśmy się być przy nim cały czas. Często sytuacja była bardzo ciężka, ale pojawiały się też momenty, które dawały nadzieję, że tym razem będzie już lepiej z Maksiem – mówi pan Bartłomiej, tata.

Stan chłopca zmieniał się niemal każdego dnia. Poprawiał, by po chwili znów wrócić do stanu wyjściowego. Oprócz niewydolności krążenia i obrzęków, w płucach Maksa zbierał się płyn, co dodatkowo utrudniało mu oddychanie.

– Wszystko początkowo szło w złym kierunku. Próbowaliśmy różnych sposobów, by obniżyć czynność serca. Maks miał kilkanaście razy podawane leki na częstoskurcz. Kiedy zawodziły, prowadziliśmy defibrylację. Nie pamiętam dziecka, które miałoby około dwudziestu defibrylacji w ciągu kilku dób – przyznaje dr Jerzy Guzowski z Kliniki Intensywnej Terapii i Wad Wrodzonych Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.

Sytuacja zmieniła się w trzynastej dobie życia. Lekarzom udało się uzyskać dłuższe okresy normalnej czynności serca i powoli stan chłopca zaczął się poprawiać. Maks został rozintubowany w pod koniec pierwszego miesiąca swojego życia. Obrzęki zaczęły ustępować i mógł razem z rodzicami wrócić do domu. Mimo licznych badan, lekarze nie znaleźli przyczyny częstoskurczu u Maksa. Najważniejsze jednak, że dziś chłopiec czuje się już coraz lepiej. – Nadal przyjmuje leki, ale jest ich coraz mniej. To silny i pełen ochoty do życia chłopiec – przyznają rodzice.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki