Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy dni kruszenia barier na festiwalu „Musica Privata” w Łodzi

Łukasz Kaczyński
Julianna Siedler i „K’an” Wojtka Blecharza
Julianna Siedler i „K’an” Wojtka Blecharza Tomek Ogrodowczyk / mat. festiwalu
Gdy tysiące osób przelewały się przez śródmieście Łodzi od jednej do drugiej instalacji Festiwalu Światła, a wizualizacje pięły się po ścianach zrewitalizowanej elektrociepłowni EC1 Wschód, w dawnej Widzewskiej Manufakturze przy al. Piłsudskiego kilkadziesiąt osób w ciszy wsłuchiwało się w „muzykę prywatną”.

Asystowały im m.in. przemieszczające się dwiema windami fortepiany, z których wybrzmiewały preludium Rachmaninowa i noktury Chopina. Jeśli coś rozjaśniało te hale, to nie oślepiające reflektory, a intensywne światło potrzeb kulturalnych. Z nich wyrasta Festiwal „Musica Privata”, którego czwarta edycja zakończyła się w niedzielę. Dziś część wykonawców zagra w Berlinie, w klubie XB-Liebig.

Tegoroczny program „Musica Privata” rozciągnął się między trzema lokalizacjami. Najważniejsze wydarzenia rozegrały się od piątku w Wi-Ma, która po raz kolejny użyczyła swych przestrzeni twórcom festiwalu, stając się wręcz jego współorganizatorem. Dawna przędzalnia za sprawą wiceprezesa Wi-Ma Stanisława Zaręby od kilku lat udowadnia jak dobrą jest przestrzenią dla działań niepokornych, inicjowanych przez ludzi z pasją i wykraczających poza nurt kultury oficjalnej. Drugą tamtejszą przestrzenią, był klub „Bajkonur”.

Program IV „Musica Privata” ułożony był z dużym rozmysłem, aby wciągnąć publiczność w zajwiska coraz bardziej zaawansowane. W każdej z przestrzeni Wi-Ma ulokowano inne charakterem wydarzenia. Piątek zaczęły w pofabrycznej hali wydarzenia w różnym stopniu łączące muzykę i performance (Kuba Krzewiński, duet Michał Sember i Ania Bogdanowicz).

Niemal równolegle na trzecim piętrze Wi-Ma odbywała się żywa instalacja na dwa fortepiany, które dotarły tam windami towarowymi. Najpierw w zaaranżowanej jak przytulny pokój windzie zakapturzona postać (Aleksandra Chciuk) zmagała się z preludiami Rachmaninowa i Chopina, wprowadzając korekty do partytury, próbując dźwięki. Drugą windą przybył Tomasz Wiracki, grając na koszmarnie rozstrojonym fortepianie bez nóg, by ostatecznie go porzucić i grać na cztery (i trzy) ręce z Chciuk. Co też nie trwało długo, bo zajął się przygotowywaniem sałatki, a gra Chciuk zaczęła mieszać się z dochodzącym niejako „zza ściany” odgłosami z kolejnej sali prób.

Wiele było w tym humoru, muzycznych parodii, zaś z drugiej strony - powagi wykonawczej i absolutnej determinacji, bez której przestrzeń performatywna szybko zlałaby się z tą właściwą widowni (która w ciszy przyglądała się poczynaniom duetu). Treść wydrzenia: refleksja na temat niemożności dopełnienia aktu twórczego? A może co innego: podobno w szkołach i akademiach najpierwsi stawiają się na ćwiczenia pianiści - by zająć najlepsze instrumenty, ze świadomością, że świat pełen jest pianistów i trudno zając w nim wysoką pozycję (znamienne, że autorzy performansu ukończyli pianistykę w Łodzi, ale podążyli w innym kierunku niż sale filharmoniczne).

Chwilę później, piętro niżej, pośrodku hali zagrała marimbistka Julianna Kamila Siedler, znana choćby z koncertów na nie odbywającym się od dwóch lat Festiwalu Muzyki Filmowej w Łodzi, ale maribma („preparowana” oklejeniem techniczną taśmą) zabrzmiała solo jedynie w prawykonaniu utworu „un” Marty Śniady. Zaczęło się zaś od „Blacksnowfalls” Wojtka Blecharza na kocioł, którego membrana to uderzana, to drapana służyła też jako pole do wykonywanych w ciszy gestów, które rzucane były na rozpięty za Siedler ekran. Występ zakończył „K’an” na steel drum i około 130 patyczków, które raz służyły do uderzenia w instrument, a raz rozsypane w nim zwielokrotniały dźwięki. Tu też ważny był element wideo.

Dzień później w hali performance dał występ Miejskie Darcie Pierza, a na wioloneczeli improwizowała Gosia Bogusz. „Bajkonur” był zaś miejscem improwizacji m.in. duetu Olbrzym i Kurdupel, z którego powstało trio (dołączył Michał Sember) i nagradzanego bydgoskiego Tria Layers, które w nowym kontekście (poza salą koncertową) osadziło m.in. muzykę Stockhausena. Niedziela w klubie Wytwórnia należała zaś do weterana przełamywania muzycznych granic, Jerzego Mazzolla i zespołu Dźwięk-bud, których poprzedzili grupa Odpoczno i trio Trio Masecki/Sadkowska/Pałosz.

Prywatność festiwalu ma ten jeszcze wymiar, że prócz wsparcia od sponsorów, organizatorzy pozyskują środki zbiórką na portalu Wspieramkulture.pl. Środki przekazują na honoraria dla wykonawców, a publiczność może poczuć się współodpowiedzialna za organizację przedsięwzięcia. Nic dziwnego, że „Musica Privata” doczekała się dobrych opinii w prasie branżowej. I oby tak zostało na dłużej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki