Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witold Skrzydlewski: Ludzie wybierają sterowalnych. A ja taki nie byłem, nie jestem i nie będę

Marcin Darda
Witold Skrzydlewski
Witold Skrzydlewski Krzysztof Szymczak
Z Witoldem Skrzydlewskim, przedsiębiorcą, rozmawia Marcin Darda.

Wybory do Sejmu miały być testem rozpoznawalności Pańskiego nazwiska. Test wypadł dość blado, niecałe 3,6 tys. głosów.

Blado? Wypadł tragicznie, przynajmniej dla mnie. Ludzie na ogół do porażek się nie przyznają, ale ja się przyznam: to dla mnie dotkliwa porażka. Choć faktem jest, że pięciu kandydatów z listy PSL nie wzięło tyle co ja, choć byłem ostatni na liście. Tyle, że mnie to wcale nie cieszy, bo w rzeczywistości odbieram to jako czerwoną kartkę od łodzian na zasadzie, że „jak my coś chcemy, to ty, Skrzydlewski, daj, ale jak ty chcesz coś od nas, choćby krzyżyk przy nazwisku na kartce do głosowania, no to ty, Skrzydlewski, won”.

Nie znaleźli Pana na tej wciąż w Łodzi egzotycznej liście PSL. Po prostu...

Ale dziś mamy społeczeństwo, które umie czytać, pisać, większość posługuje się internetem, a w internecie, w gazetach mnóstwo było informacji o tym, że kandyduję. PSL może dziś powiedzieć, że w Łodzi nigdy wcześniej takiej kampanii nie miało, bo ja i generał Działoszyński mocno pracowaliśmy w tej kampanii . Tyle, że ważniejszy od nazwiska okazał się partyjny szyld, a także to, że można pójść na bazar, rozdać kawę i dostać w wyborach 18 tys. głosów. Jeśli ludzie wolą hasła od czynów, to ja im gratuluję. Ale gdybym ja został posłem, to te 600 tys. zł, które wypłaciłby mi Sejm w ciągu kadencji, przekazałbym na cel charytatywny, tak jak robiłem to jako radny łódzkiej Rady Miejskiej. Ciekaw jestem, czy któryś z tych posłów, których wybrano w Łodzi, przekaże choćby złotówkę na taki cel...

Gdy pańska córka, Joanna Skrzydlewska, przegrała wybory do Parlamentu Europejskiego, dość gorzko i publicznie zastanawiał się Pan nad rezygnacją ze sponsorowania Orła Łodź. Ciekaw jestem, czy teraz też...

Uważam, że kibice Orła nie tyle mnie zawiedli, ile wręcz spuścili z wodą. Przychodzą ich na stadion tysiące, a zagłosowały jednostki. I powinienem powiedzieć „dziękuję” i się z klubu wycofać. Tyle, że wtedy dałbym argument innym do wycofania się z budowy stadionu, a potem jeszcze ktoś powiedziałby, że „stadionu nie będzie, bo Skrzydlewski się obraził i wycofał”. Nie zrobię komuś...

...czyli i miastu, i prezydent Hannie Zdanowskiej...

(śmiech) ...Nie zrobię komuś takiej przyjemności, nie dam argumentu do wycofanie się z budowy stadionu. Poprowadzę ten klub, choć podejdę do tematu inaczej, bardziej komercyjnie.

Gdyby nie Pan, lista PSL zaliczyłaby jeszcze większą kompromitację. Spodziewa się Pan teraz rewanżu z ich strony?

PSL dziś leczy rany, a ja nie mam wobec tej partii żadnych oczekiwań. O start poprosił mnie premier Piechociński i nie odmówiłem. Sprawa nie jest taka prosta. U nas jest tak dziwnie, że ten kto ma nr 1 w książeczce do głosowania, ten wygrywa wybory i PSL rok temu tak wygrało sejmiki województw. Ludzie w tym PSL oszaleli, bo myśleli, że mają taką siłę, ale ich faktyczną siłę pokazały właśnie te wybory do Sejmu. Ja z kolei zakładałem realnie, że mandatu nie zdobędę, natomiast uważałem, że wynik poniżej 5 tys. głosów będzie moją porażką. Oczywiście nie chciałem też przegrać z panem Godsonem. I to mi się udało (śmiech).

Pan mówi, że nie ma wobec PSL oczekiwań, ktoś inny może powiedzieć, że PSL poprze pańską córkę na marszałka województwa, tym bardziej, że w zarządzie województwa szykuje się właśnie polityczny przewrót...

Ale my, Skrzydlewscy, nigdy się do władzy nie pchamy, nikogo o nic nie prosimy i przed nikim nie klękamy. Ja może jestem pyskaty, ale nie uważam tego za złą cechę. A bycie marszałkiem teraz, to nie byłaby miła przejażdżka, przecież kupa ludzi się ustawi po pracę.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Ale pańska córka chyba nie lubi jak jest miło, woli jak jest trudno.

Ludzie mogą w to nie wierzyć, ale od czasu gdy moja córka jest zawodowym politykiem, to w ogóle nie konsultujemy ze sobą żadnych stanowisk. Poza tym mamy inne poglądy. Mnie jest bliżej do narodowców, ona jest demokratką, ja jestem dyktatorem (śmiech), niemal jak Dzierżyński, bo wyznaję zasadę „ufaj, ale kontroluj”. Córkę najlepiej określił prezydent Kropiwnicki, mówiąc, że dłoń ma w aksamitnej rękawiczce, ale gdy ktoś jej zajdzie za bardzo za skórę, to pod tym aksamitem jest stalowy pręt. Gdy był zamach na moje życie, zapytałem ją co by zrobiła, gdyby mnie wtedy zabili. Odpowiedziała, że tych co to zrobili, sama by zlikwidowała. Myślę, że faktycznie by zrobiła. A na moje pytanie, że przecież poszłaby do więzienia, odpowiedziała po prostu, że „i tak zdążyłaby pożyć, bo stara nie jest”.

Interesuje Pana to, co ludzie o Panu sądzą?

Tak.

Wobec tego, te gorzkie żale, „czerwone kartki”, są po prostu słabe. Bo wygląda na to, że Skrzydlewski pomaga ludziom, działa charytatywnie, jest mecenasem sportu, ale nie czyni tego bezinteresownie, ponieważ potem ma żal, że ludzie na niego nie głosują.

Nie przeczę, że niektórzy ludzie w ten sposób mogą sobie pomyśleć. Ale taki zarzut byłby uzasadniony, gdybym to robił miesiąc, dwa, tak jak ktoś właśnie roznoszący kawę po bazarach, ktoś, kto chce się przed wyborami w kampanii pokazać. A człowieka trzeba oceniać po całym jego życiu. Uważałem, że po tych wszystkich aferach, tych ośmiorniczkach, ludzie otrzeźwieją i zaczną głosować na konkretne nazwiska, nie na partyjne szyldy. Ale jest inaczej, bo nadal głosują nie tylko na szyldy, ale i na spadochroniarzy z innych miast, którzy być może pokażą się tu ponownie przed kolejnymi wyborami.

A jak tę pańską porażkę skomentowała Helena Skrzydlewska?

Mamusia do mnie zadzwoniła i powiedziała: „Synek, nie przejmuj się”. W tym moim wyniku jest też prawdopodobnie sporo tej, typowo polskiej, zawiści.

„Bo Skrzydlewski ma pieniądze”.

Tak, no to po co mu jeszcze Sejm? Każdy mierzy swoją miarą, a to jest nasza narodowa cecha. Tylko wie pan, ja prezesem jestem jeszcze w kilku innych miejscach, nie biorę za to pieniędzy, a jeszcze poświęcam swój czas i jeżdżę na drugi koniec Polski. Uważam, że jak człowieka do czegoś wybierają, to powinni wybrać takiego, który nie chce z tej funkcji żyć. A tymczasem ludzie wolą wybierać takich kandydatów, którzy z tej polityki chcą żyć, choć przez to są bardziej sterowalni. A ja nigdy sterowalny nie byłem, nie jestem i nie będę, a przez to nigdy nie zdarzy się już taka sytuacja, że będę gdziekolwiek kandydował. Dla mnie nauczką powinna być już Rada Sportu. Zgłoszono mnie do niej, a w wyborach dostałem dwa głosy i to był ten moment, w którym powiniem się ocknąć i zauważyć, że jestem oceniany jako człowiek niewygodny. Wszyscy wolą towarzystwo złożony z ludzi sterowalnych.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Mówi Pan, że nie będzie nigdzie kandydował. Ale na co to Panu miałoby się w ogóle przydać? I tak ma Pan bardzo szerokie wpływy w Kościele, w polityce i to nie tylko w Łodzi, ale daleko poza nią...

Ja wiem, czy tak szerokie? Znam różnych ludzi, a oni nie boją się ze mną utrzymywać kontaktów.

Nie do każdego dzwoni wicepremier z propozycją startu do Sejmu.

Cóż, znam pana Piechocińskiego, zapytał, czy bym nie pomógł, a ja się zgodziłem i to wszystko. Bardzo dużo ludzi mających wpływy wykorzystuje je do własnych celów, a w takiej sytuacji, prędzej czy później, pojawia się smród. Natomiast mnie nikt nie może zarzucić, że poszedłem do kogoś, mówiąc, że coś mu kiedyś załatwiłem i teraz potrzebuję od niego przysługi. Ja, proszę pana, jestem w stanie załatwić komuś przyjęcie na oddział w szpitalu, ale sobie czegoś takiego nie załatwię. Nie czułem się ostatnio najlepiej i swoje odstałem w kolejce do lekarza. Najbardziej zdziwieni byli moi pracownicy, którzy akurat do tego szpitala przyjechali. Nie mogli uwierzyć, że czekam w kolejce jak zwyczajny człowiek. A dlaczego mam nie czekać, skoro jestem zwyczajnym człowiekiem? Zupełnie poważnie uważam, że to nie szkodzi, gdy człowiek zachowuje się normalnie i że chce być normalnym. Dlatego uważam, że te moje wpływy zwyczajnie są przez niektórych przeceniane.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki