Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łodzianka prosiła strażników miejskich o pomoc. Kazali jej dzwonić do... straży miejskiej

Agnieszka Krystek
Agnieszka Krystek
Krzysztof Szymczak
Łódzka straż miejska rozpatruje skargę łodzianki na zachowanie strażnika. Nie chciał pomóc kobiecie, która prosiła go o interwencję.

Pani Ewa z Łodzi prowadziła schorowaną 80-letnią mamę do mieszkania. Staruszka ma problem z poruszaniem się, nie jest w stanie przejść kilku kroków bez pomocy drugiej osoby. Niestety, przejście wokół zaparkowanych na chodniku samochodów dla kobiet było ogromnym wyzwaniem. Auta stały nieprawidłowo i zajmowały miejsce pieszych. Dlatego pani Ewa ucieszyła się, kiedy w pobliżu zauważyła dwóch strażników miejskich. Podeszła do nich, prosząc o interwencję.

- Nie było miejsca na przejście dwóch osób. Chodzi o odcinek ul. Żeligowskiego - opowiada pani Ewa. - Poprosiłam funkcjonariusza o interwencję w sprawie parkujących na chodniku samochodów. Kiedy usłyszałam odpowiedź, zaniemówiłam. Strażnik powiedział, że on nic nie zrobi, że mam zadzwonić do... straży miejskiej. Zamknęłam na chwilę oczy i zaczęłam zastanawiać się czy strażnik stojący przede mną to fatamorgana. Nigdy w życiu nie zdarzyło się, że nie wiedziałam co powiedzieć. Tym razem jednak zabrakło mi słów. Przetarłam oczy, strażnik cały czas przede mną stał. Podał numer do straży miejskiej. Byłam w takim szoku, że tylko powtórzyłam „aha, to mam zadzwonić do straży miejskiej”. Spieszyłam się, nie miałam czasu na dalszą dyskusję. Zastanawiam się jednak w takim razie, dla kogo jest straż miejska i jaką rolę pełni?

Strażnicy miejscy z Łodzi chcą być jak policjanci. Czują się niedoceniani

Pani Ewa podkreśla, że zastrzeżeń do tonu strażnika nie ma.

- Zwrócił się do mnie grzecznie i kulturalnie - zaznacza łodzianka. - Tylko chyba strażnicy nie rozumieją swoich obowiązków. To tak jakby lekarz zauważył wypadek i rannych na ulicy i zamiast ratować ich życie, kazał przechodniom dzwonić po pogotowie.

Leszek Wojtas, zastępca naczelnika wydziału dowodzenia łódzkiej straży miejskiej, tłumaczy, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.

- Wyjaśniamy już tę sprawę - mówi naczelnik Wojtas. - Strażnik nie powinien kazać kobiecie dzwonić do straży miejskiej. Nawet jeśli był zajęty inną interwencją, powinien sam zadzwonić do dyżurnego i zgłosić problem ze źle zaparkowanymi samochodami na ulicy.

Łódzka straż miejska chce być najlepsza w Polsce

Leszek Wojtas zapewnia, że teraz strażnicy zwrócą szczególną uwagę na auta stojące przy ul. Żeligowskiego na odcinku od ul. Więckowskiego do 1 Maja.

- Jeśli zaś zarzuty dla strażnika potwierdzą się, może on spodziewać się środków dyscyplinujących. Może dostać naganę, upomnienie, może stracić premię. To wszystko wpływa na ocenę pracownika i jest brane pod uwagę w przypadku awansów, podwyżek i nagród - mówi Leszek Wojtas. - Chcę jednak podkreślić, że uczymy się na własnych błędach. I wszystkie skargi, jakie wpływają do nas, analizujemy podczas szkoleń dla pracowników. Staramy się jak najlepiej służyć łodzianom. Jesteśmy tylko ludźmi, nie uważamy się za najmądrzejszych na świecie i wszechwiedzących. Ze wszystkich skarg staramy się wyciągać wnioski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki