Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mozart w wersji przyjemnej. „Don Giovanni” w Teatrze Wielkim w Łodzi [RECENZJA]

Aida Stępniak
W rolę Don Giovanniego wcielił się gościnnie Aleš Jenis, który oddał pełnę nonszalancję i przebojowość swojego bohatera. Także pozostali śpiewacy okazali się również znakomitymi aktorami
W rolę Don Giovanniego wcielił się gościnnie Aleš Jenis, który oddał pełnę nonszalancję i przebojowość swojego bohatera. Także pozostali śpiewacy okazali się również znakomitymi aktorami Materiały promocyjne
Teatr Wielki w Łodzi zaprosił na premierę „Don Giovanniego” W.A. Mozarta w reż. Marii Sartovej. Nienaganne muzycznie widowisko przenosi widza w lata 50. XX wieku - złotej ery Hollywood.

Chyba każdy ojciec dorastającej córki drży ze strachu na myśl, że jego ukochana latorośl wpadnie w ręce uwodziciela, który ją cynicznie wykorzysta i porzuci. Te same troski spędzają zresztą sen z powiek niejednej (niekoniecznie młodej) kobiety. A jeśli jakiś problem jest uniwersalny i nęka ludzkość od stuleci, to znalazł on swoje odzwierciedlenie w sztuce, także tak wyjątkowej, jak opera. Motyw Don Juana, który rozkochał w sobie nieprawdopodobną liczbę kobiet został podjęty między innymi przez samego Wolfganga Amadeusza Mozarta. Jego „Don Giovanni” należy do najpopularniejszych oper w historii gatunku, które goszczą na scenach całego świata. Ten właśnie spektakl w minioną sobotę zagościł w nowej odsłonie również na scenie łódzkiego Teatru Wielkiego. Była to pierwsza premiera przy placu Dąbrowskiego, odkąd stery tej placówki przejął Paweł Gabara.

Reżyserię nowy dyrektor powierzył Marii Sartovej. Postanowiła ona na scenie wykreować filmowy klimat lat 50. i 60. ubiegłego stulecia, inspirując się przy tym gwiazdami wielkiego ekranu z tamtego okresu. Te wpływy widoczne były w przygotowanych przez Martynę Kander kostiumach zarówno solistów, jak tancerzy i chórzystów, ale na tym owe odniesienia się zakończyły. Dość skromna, prosta w formie scenografia autorstwa Diany Marszałek mogła sprawiać wrażenie „innej bajki”, niekoniecznie przystającej i wpisującej się w koncepcję Marii Sartovej.

CZYTAJ TEŻ: Maria Sartova: „Don Giovanni” to najbardziej zmysłowa opera Mozarta

Pod względem wokalnym przedstawieniu trudno cokolwiek zarzucić - śpiewacy bardzo dobrze wywiązali się ze swoich zadań (niewielkie zastrzeżenia co do balansu głosów i orkiestry można było mieć niekiedy do odtwórcy roli Leporella, Patryka Rymanowskiego, a w przedostatniej scenie o wyjątkowo soczystej, rozbudowanej i utrzymanej w głośnej dynamice instrumentacji - Don Giovanniego, czyli Aleša Jenisa). Również Wojciech Rodek, który poprowadził spektakl od pulpitu dyrygenckiego, starał się o precyzję, wierność mozartowskiej partyturze i odpowiednią ekspresję.

W wizji Marii Sartovej wokaliści otrzymali zadanie wykreowania czytelnych, niemalże stereotypowych postaci. Don Giovanni (wspomniany Aleš Jenis) to typowy nonszalancki hedonista i uwodziciel, dla którego zdobywanie kolejnych kobiet jest świetną zabawą, rozrywką i sposobem na życie. Do swoich podbojów bezwzględnie wykorzystuje sługę Leporella (Patryk Rymanowski), który bardzo chciałby w dziedzinie uwodzenia dorównać swemu panu, niestety nie ma ku temu zdolności. Donna Anna, której partię świetnie zaśpiewała Iwona Sobotka, to niewiasta, dla której cnota jest najwyższą wartością, a żałoba po ojcu sprawia, że odsuwa od siebie ukochanego Don Ottavia - w wykonaniu Tomasza Krzysicy (nieco bezbarwnego, oszczędnego w gestach).

Dorota Wójcik Donnę Elvirę wykreowała na oszalałą z miłości kobietę, która jest w stanie wszystko wybaczyć swemu ukochanemu, mimo że ten podstępnie ją uwiódł i porzucił - znalazło to również odzwierciedlenie w jej wokalnej interpretacji. Aleksander Teliga w roli Komandora najpierw wcielił się w gotowego bronić czci córki ojca, a potem- po prostu (a właściwie aż, bo nie było to zapewne zadanie proste) w posąg, który po próbie nawrócenia grzesznika na dobrą drogę staje się sprawcą jego zguby (ta „posągowość” była także słyszalna w jego śpiewie). Zerlina Partycji Krzeszowskiej to nieco głupiutka trzpiotka, która jednak zna siłę kobiecych sztuczek, a Masetto, którego rolę powierzono Grzegorzowi Szostakowi - zazdrośnik, który zdaje sobie sprawę, że dla młodziutkiej dziewczyny nie jest atrakcyjnym ideałem, ale jej zgrabne nóżki z łatwością skłaniają go do wybaczenia jej wszystkich błędów.

Śpiewacy aktorsko podołali temu zadaniu, pochwalić należy również ich zgodną współpracę w scenach zbiorowych: Don Giovanni i Leporello zarówno aktorsko, jak i wokalnie dopełniali się w recytatywach, Zerlina i Masetto potrafili wytworzyć liryczny klimat kłócącej się, lecz jednak zakochanej w sobie pary, a Donna Anna i Don Ottavio w swoim śpiewie zachowali równowagę między arystokratyczną powagą a emocjonalną ekspresją. Dobrze zaprezentowali się także chór i tancerze łódzkiego Teatru Wielkiego - ci ostatni bardzo sprawnie wykonali ciekawe choreografie, będące swoistym kontrapunktem dla rozgrywającej się na scenie akcji.

Wizja Marii Sartovej w jej wypowiedziach była przejrzysta, lecz pewne jej założenia albo nie zostały zrealizowane, albo nie były wyartykułowane w odpowiednio wyrazisty sposób. Sens niektórych pomysłów zastanawia, inne w pełni nie wybrzmiały - np. towarzysząca ostatniej scenie projekcja morskich fal, na tle których przechadzali się tancerze i chórzyści. Całość ogląda się jednak bardzo przyjemnie, w zachwycie nad piękną muzyką Mozarta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki