Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie warto płakać nad tą kamienicą

Piotr Brzózka
O tym dlaczego walą się łódzkie kamienice, czy należy je wyburzyć i dlaczego część warto oddać za darmo w prywatne ręce, z architektem Piotrem Bilińskim rozmawia Piotr Brzózka.

I znowu się zawaliła kamienica... Tym razem Plac Komuny Paryskiej.

Przechodziłem ostatnio kilkakrotnie tamtędy i z niepokojem obserwowałem to, co się działo na parterze. Wykuwanie dużych otworów w cienkiej ścianie , blisko filarków, które przenosiły cały ciężar budynku - to groziło nieszczęściem. Roboty, moim zdaniem, były prowadzone bez zachowania należytej ostrożności.

Ta kamienica nie wyglądała na bardzo starą, ale ponoć pochodziła z XIX wieku?

Rzeczywiście, to jest kamienica XIX-wieczna. Natomiast w latach 50. minionego stulecia została zaadaptowana na biura. W ślepej ścianie, od strony ul. Tuwima zrobiono wejście, wybito okna - bardzo odważnie jak na tamte czasy. Powstała w miarę przyzwoita elewacja. Potem przeprowadzano bieżące remonty. Tyle, że w ramach pierwotnego projektu pl. Komuny Paryskiej, ta kamienica była do wyburzenia. Plac, skądinąd słusznie, miał być zieleńcem i parkingiem, miejscem reprezentacyjnym. „Wrzód” w postaci resztki tej kamienicy optycznie przeszkadzał.

Więc jak się uchował?

Biuro, które tam działało, w końcu uzyskało zgodę na wybudowanie nowej siedziby i w latach 70. się do niej wyprowadziło. Ale miasto powołało nową ważną instytucję, Biuro Programowania i Projektowania Rozwoju Łodzi, w którym pracowałem w latach 1980-82. Ponieważ nie było wiadomo, gdzie to biuro „wstawić”, a budynek przy placu Komuny był akurat pusty, to wstawiono je tutaj. I sprawa wyburzenia się odsunęła. Biuro Rozwoju działało chyba do 1996 roku i zostało zlikwidowane. Zastanawialiśmy się wtedy, co zrobić. Trzeba pamiętać, że plac miał być nie tylko parkingiem i zieleńcem, ale też, że będzie tu zlokalizowana stacja metra. Bo było planowane przecież w Łodzi metro, z przystankiem na tym placu. Kamienica oczywiście miała zostać zburzona. Ale prezydent Marek Czekalski podarował ją - w ramach rekompensat za inne nieruchomości - gminie żydowskiej. Więc po raz kolejny odsunęła się możliwość uporządkowania placu zgodnie z jego pierwotnym założeniem. Z tego co czytałem, ostatnio kamienicą władała prywatna firma. Pamiętam też, że w 2010 r. Miejska Pracownia Urbanistyczna rozstrzygnęła konkurs „Wielkomiejska Piotrkowska” i jak jeden mąż, wszyscy jego uczestnicy wskazywali konieczność wyburzenia tej kamienicy i uporządkowania placu. Zwłaszcza, że nie miała ona dużej wartości historycznej, ani technicznej. Miło by było, gdyby teraz powrócono do starej koncepcji. Plac Komuny mógłby stać się jednym z atrakcyjniejszych miejsc w Śródmieściu.

W tym sensie, szczęśliwie się złożyło...

Szczęśliwie jedynie to się złożyło, że nikt nie zginął. Ale dziś trzeba pilnie postawić pytanie, czy miasto skorzysta z szansy uporządkowani placu, obecnie tak bardzo zaniedbanego. Ja bym bardzo namawiał.

Diagnoza przygotowana na potrzeby strategii mieszkaniowej, mówiła o katastrofalnym stanie technicznym łódzkich kamienic, z sugestią, że 47 proc. zasobu komunalnego powinno być wycofane z użytkowania. Kilka kamienic faktycznie już się zawaliło. Będą kolejne?

Każda statystyka jest trochę przesadzona. Oczywiście, stan techniczny kamienic, 150 lat po ich wybudowaniu nie może być dobry. Tym bardziej, że przez ostatnich 50 lat nie inwestowano w nie. To były obiekty, o których chciano zapomnieć. Ale jeśli gospodarz, czyli miasto, ma we władaniu kilkadziesiąt tysięcy mieszkań, to trudno, żeby w sposób racjonalny nimi gospodarował. Prywatyzacja lokalowa nie do końca się udała. Pierwotnie chodziło o to, żeby wspólnoty mieszkaniowe były gospodarzami całych posesji, a to się nie udało. Moim zdaniem, w dalszym ciągu miasto nie ma spójnej, dalekosiężnej polityki mieszkaniowej, w tym także prywatyzacyjnej. Kamienica, w której mieszkam i mam biuro, ma tylko jeden lokal komunalny. Nasza wspólnota dwukrotnie występowała z wnioskiem o jego przejęcie. Odmówiono nam. Uważam, że tzw. resztówki miejskie w kamienicach wspólnotowych powinny być na preferencyjnych warunkach przekazywane wspólnotom i obciążać budżetu miasta.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Wiceprezydent Ireneusz Jabłoński zdaje się myśleć o daleko posuniętej prywatyzacji.

Słowa jedno, praktyka drugie. Znam prezydenta Jabłońskiego, wiem że ma taki punkt widzenia. Ale dlaczego wciąż się tego nie robi? Przecież miasto potrzebuje pieniędzy.

Jak Pan oceniłby stan łódzkich kamienic? Tragiczny?

To za duże słowo. Większość budynków mieści się w przedziale dostateczny, dostateczny plus. Jest też wiele kamienic w bardzo dobrym stanie, zwłaszcza te przedwojenne, które są wybitnej jakości architektonicznej i technicznej. Oczywiście, zawsze jest pytanie, co zrobić z tymi w bardzo złym stanie. Czy wyburzyć? Gdybym ja decydował, to wyburzenia traktowałbym jako ostateczność. Przywołam przykład Detroit, gdzie we wczesnych latach 90. podjęto decyzję o wyburzaniu wszystkich budynków w złym stanie technicznym. Tyle, że na ich miejsce nic nowego nie powstało! Nie wolno wyburzać kamienic nie mając gwarancji, że na ich miejscu nie powstaną nowe. Dlatego uważam, że należy przeprowadzić selekcję kamienic pod innym kątem. Część z nich faktycznie nie nadaje się do remontu w „układzie przemysłowym”, ale duża część nadaje się do remontu w systemie gospodarskim.

To znaczy?

Na przykład powstaje spółdzielnia 10 młodych ludzi, wedle starej łódzkiej zasady „ty nie masz nic, ja nie mam nic, ale mamy ręce do pracy”. W wielu przypadkach nie jest problemem techniczna wytrzymałość murów, tylko proste zaniedbanie. Jeżeli chcielibyśmy to robić w układzie „przemysłowym”, czyli doprowadzić do stanu zgodnego z przepisami - bo miasto nie może remontować inaczej - to wiadomo, że taki remont byłby nieopłacalny. Ale kiedy jest to remont bieżący, wykonywany przez ludzi dla siebie, można uzyskiwać pewne kompromisy - bo to się robi nie dla kogoś, tylko dla siebie. Myślę, że przekazując budynki za darmo takim grupom ludzi, można spokojnie wyremontować kilkadziesiąt łódzkich kamienic, których nie opłaca się już remontować gminie. Ci ludzie dostawaliby mieszkania na własność, ale nie na dzień dobry, tylko po zakończeniu remontu. Dzięki temu, jakaś grupa ludzi mogłaby zamieszkać w centrum, zwiąże się na stałe z miastem, wpłynęłoby to stymulująco na rozwój usług budowlanych w mieście itd. Taki program byłby doskonałym uzupełnieniem planowanych wielkich procesów rewitalizacyjnych. Bo jeśli o nie chodzi , to o tyle w nie wierzę w ich skuteczność, że nie widzę dostatecznej liczby zamożnych ludzi, którzy mogliby zamieszkać w budynkach odnowionych przez miasto i płacić komercyjne czynsze. Dowodów dostarcza Mia100kamiec - niewielki odsetek starych lokatorów z przyczyn finansowych wraca po remontach. To bardzo poważny problem, o którym raczej się nie mówi.

Jest dużo prawd i mitów na temat tego, jak budowano łódzkie kamienice. Czy rzeczywiście w wielu przypadkach jest to przypudrowana tandeta?

Wiadomo, że przy Piotrkowskiej wszystkie frontowe kamienice są budowane solidnie, ale już oficyny były budowane bez fundamentów. Kopano dół, w tym dole ubijano z kamieni polnych tzw. ławę fundamentową, wylewano pierwszą warstwę wyrównawczą i zaczynano murować. Więc to się wszystko trzyma na takiej zasadzie jak nasze zęby - jeden wspiera drugi. .Jak się jeden ząb wyjmie, to sąsiednie zaczynają się luzować. Te mieszkania nie były budowane po to, by miasto stały wieki - one miały charakter komercyjny. Jak najszybciej, stosunkowo najtaniej, by osiągnąć maksymalny zysk. Tak budowano w XiX wieku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki