Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie wycieczki śladami historii [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Tak wygląda podwórko kamienicy przy ul. Podrzecznej
Tak wygląda podwórko kamienicy przy ul. Podrzecznej Krzysztof Szymczak
W wielu domach, które znajdowały się na terenie Litzmannstadt Ghetto i ocalały, dziś toczy się normalne życie. Część ich mieszkańców nawet nie ma pojęcia, co tu działo się podczas wojny. Łódzki Oddział Instytutu Pamięci Narodowej organizuje wycieczki dla młodzieży szkolnej śladami historii.

Na Starym Rynku gromadzą się uczniowie trzeciej klasy Gimnazjum nr 37 w Łodzi, przy ul. Jarosławskiej oraz młodzi siatkarze ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego im. Kazimierza Górskiego.

- Dostaniecie zadania, które macie wykonać, mapę i punkty, w których spotkacie przewodników - wyjaśnia im Paweł Kowalski, kierownik referatu Edukacji Historycznej IPN w Łodzi. - Spacer będzie trwał cztery godziny.

Gdy młodzi ludzie słyszą, że będą musieli spacerować aż cztery godziny po mieście trochę krzywią, ale szybko biorą w ręce mapy, wyznaczają kapitana swojej drużyny i ruszają w drogę. Mateusz Chwiałkowski mówi, że to, iż poszedł na ten spacer, to zasługa jego nauczyciela, pana Rafała.

- Ale też wiem, że powinno poznać się historię swojego miasta - mówi Mateusz. - Po takim spacerze zawsze zostanie coś w pamięci.

Jego kolega, Artur Chrząszczewski nie słyszał wcześniej wiele o getcie. Dzięki takiemu spacerowi, będzie mógł wreszcie poznać jego historię, a przy okazji zobaczyć, jak dziś wyglądają miejsca, w których więziono Żydów nie tylko z Łodzi.

Rafał Kaźmierczak, nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie, zapewnia, że nie musiał specjalnie namawiać swoich uczniów, by wybrali się na tę niecodzienną wycieczkę.

- Taka wycieczka na pewno przybliży im skomplikowaną historię naszego miasta - dodaje. - Omawiając materiał dotyczący historii powszechnej, jak na przykład holocaust, nie zapominamy o historii lokalnej. To znakomita okazja, by poznać przeszłość Łodzi.

Młodzi ludzie z zapałem studiują mapę i ruszają w kierunku ulicy Wolborskiej, gdzie kiedyś stała Alte Szil, główna synagoga Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi. Dzisiaj pozostała po niej tylko pamiątkowa tablica i zdjęcie pokazujące, jak kiedyś wyglądała. Spacerująca alejkami Parku Staromiejskiego, zwanego Parkiem Śledzia, para młodych ludzi, nie chce uwierzyć, że kiedyś to miejsce wyglądało zupełnie inaczej. Stały tu kamienice, a nieopodal znajdował się targ rybny, na którym sprzedawano najlepsze w Łodzi śledzie.

- Myśleliśmy, że park to był tu zawsze... - mówi młoda dziewczyna zatrzymując się przed stawem, po którym pływają kaczki.

Paweł Kowalski pokazuje uczniom ul. Podrzeczną. Wyjaśnia, że tutaj była jedna z trzech kładek, czyli małych mostów łączących getto z resztą miasta. Z terenów getta wyłączone były dwie ulice: Zgierska i Limanowskiego. Nad nimi utworzono kładki. Drugą, przy ul. Zgierskiej, utworzono na wysokości Placu Kościelnego. Natomiast ta nad Limanowskiego znajdowała się przy ul. Masarskiej.

Przypomnijmy, że granice przyszłego getta wyznaczono w styczniu 1940 roku. Przesiedlenia Żydów na jego teren zakończono w połowie kwietnia. Granice getta przebiegały wzdłuż ul. Majowej, Jeneralskiej, Modrej, Wrześniewskiej, Piwnej, Urzędniczej, Zgierskiej, Goplańskiej, Żurawiej, Okopowej, Czarnieckiego, Sukienniczej, Marysińskiej, Inflanckiej, wzdłuż murów cmentarza żydowskiego, Brackiej, Przemysłowej, Głowackiego, Brzezińskiej, Oblęgorskiej, Chłodnej, Smugowej, Nad Łódką, Stodolnianą, Podrzeczną i Drewnowską. Włączono do niego też tereny Marysina. Natomiast wyłączono ul. Zgierską, Limanowskiego i Bałucki Rynek.

Łódzkie getto liczyło 4,13 kilometra kwadratowego. Cały teren otoczono zasiekami z drutu kolczastego, ustawiono posterunki niemieckiej policji porządkowej. Ostatecznie granice łódzkiego getta zamknięto 30 kwietnia 1940 roku. Uwięziono w nim 160 320 Żydów. 153 tysiące stanowili mieszkańcy Łodzi...

Paweł Kowalski nie ukrywa, że dziś niektóre miejsca z terenu dawnego Litzmannstadt Ghetto niewiele się zmieniły. Zwłaszcza w okolicach ul. Wojska Polskiego, Franciszkańskiej, Łagiewnickiej, Bałuckiego Rynku.

- Stoją tam dalej kamienice zbudowane w XIX wieku i na początku XX - mówi Paweł Kowalski. - Nienaruszone przez renowacje, a co najwyżej przez mijający czas. Bardzo łatwo więc poczuć atmosferę tamtej Łodzi, zwłaszcza z okresu wojennego.

Na ul. Podrzecznej stoją dziś bloki. Na trawniku ustawiono tablicę przypominającą, że w tym miejscu stała kamienica, w której ukrywał się Chaim Natan Widawski. Był przed wojną kupcem, ale też działaczem społeczny. Podczas wojny słuchał potajemnie radia, wiadomości z Londynu. Takim słuchaniem zajmowała się cała grupa ludzi, która potem rozpowszechniała usłyszane informacje. Niemcy jednak wpadli na jej trop. W czerwcu 1944 roku wielu Żydów słuchających radio Niemcy aresztowali. Chaim Natam Widawski nie został zatrzymany. Bał się jednak, że Niemcy wpadną na jego trop i nie wytrzyma przesłuchań. 9 czerwca w kamienicy przy ul. Podrzecznej popełnił samobójstwo...

Na ul. Podrzecznej, pod numerem 6 wśród bloków stoi niewielka kamienica. Wchodząc w jej bramę ma się wrażenie, że człowiek przeniósł się nie tylko w czasy wojny, ale do początku dwudziestego wieku. Porażają odrapane mury, stare schody łączące mieszkania znajdujące się w oficynie, także rząd drewnianych, pokrytych papą komórek.

- Tu kiedyś Żydy trzymały konie! - informuje pan Wojciech, który przy ul. Podrzecznej mieszka dopiero dwadzieścia lat, ale wiele słyszał o przeszłości kamienicy od sąsiadki, która zajmowała mieszkanie na parterze. - Ta pani już nie żyje, ale mieszkała tu jeszcze przed wojną.

Mężczyzna opowiada, że ta kamienica przed wojną była żydowska. W piwnicach funkcjonowały wytwórnia wód gazowanych i wapniarnia jajek. Słyszał, że tu było potem getto, ale jego wiedza na ten temat nie jest zbyt wielka. Twierdzi, że wtedy przy ul. Podrzecznej też mieszkali Polacy... A nawet słyszał od starszej sąsiadki, że w piwnicy kamienicy ukrywała żydowską rodzinę.
Idąc z ul. Podrzecznej w kierunku Bałuckiego Rynku dotrzemy do tzw. czerwonego domku. Przed wojną była tam parafialna wikariatka, czyli mieszkania księży wikariuszy pracujących w najstarszej łódzkiej parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Teraz w tym budynku mieści się kancelaria parafialna. Natomiast podczas wojny swoją siedzibę miało tu Kripo, czyli niemiecka policja kryminalna.

- Podczas wojny trafiali to więźniowie getta, którzy byli podejrzewani o przechowywanie mienia znacznej wartości - tłumaczy Paweł Kowalski. - Czyli złota, biżuterii, futer. Niemcy torturami wymuszali na nich podanie miejsca ukrycia tych kosztowności.

Podczas wojny kościół pw. WNMP na Placu Kościelnym, tak jak większość łódzkich świątyń, został zamknięty. Niemcy utworzyli w nim magazyn rzeczy zrabowanych Żydom. Gromadzono tu też pierze i sprzęt przeciwpożarowy. Ostatni przedwojenny proboszcz parafii, ks. Hipolit Pyszyński, został aresztowany i zginął w obozie koncentracyjnym. Jak opowiadał nam ks. Józef Masłowski, były proboszcz tej parafii, kiedyś odwiedził go jeden z łódzkich Żydów, Opowiadał, że w czasie wojny na kościelnych wieżach ukrywało się trzech czy czterech uciekinierów z Litzmannstadt Getto. Zgromadzili zapasy kukurydzy, pszenicy. Podobno dzięki tej kryjówce przeżyli.

Młodzież podążająca ulicami Łodzi śladami Litzmannstadt Ghetto odwiedziła też ulicę Łagiewnicką. Tu do dziś stoi okazały, ale zrujnowany budynek. Umieszczony na jego froncie napis informuje, że tu znajdował się szpital Kasy Chorych Miasta Łodzi. Podczas wojny w tym budynku miał swoje prywatne mieszkanie Chaim Rumkowski, przełożony Starszeństwa Żydów w Litzmannstadt Ghetto. Ale był tu podczas wojny żydowski szpital. Tu rozegrała się jedna z największych tragedii w historii getta, Wielka Szpera.

- We wrześniu 1942 roku Niemcy ogłosili w getcie godzinę policyjną - przypomina Paweł Kowalski. - Wyłapano dzieci do 10 lat, ludzi starszych, chorych. W sumie było to około 15 tysięcy Żydów. Wywieziono ich do obozu w Chełmnie nad Nerem, gdzie stracili życie.

Po wojnie w tym miejscu znajdował się szpital położniczy im. Heleny Wolf. W latach 80. rozpoczęto w nim remont, którego nie skończono. Miały tu m.in. powstać prywatny szpital, szkoła techniczna. Mówiło się, że Polsko-Izraelska Izba Handlowa chce tu utworzyć muzeum getta. Dalej stoi też narożna kamienica przy ul. Limanowskiego 1, gdzie podczas wojny znajdowała się siedziba ekspozytury łódzkiego gestapo i Schupo, czyli policji ochronnej.

Nie ocalały zaś budynki przy ul. Lutomierskiej 11 i 13. Dziś w tym miejscu stoją powojenne bloki. A gdy istniało tu getto, to pod numerem 11 mieściła się tak ważne instytucje, jak Urząd Pracy czy Wydział Kwaterunkowy. Działała tam też kuchnia dla urzędników. Natomiast pod numerem 13 znajdowały się Sąd dla nieletnich i biura żydowskiej straży ogniowej.

Na jednej z kamienic znajdujących się przy Rynku Bałuckich umieszczono niewielką tabliczkę z informacją, że tu mieściła się siedziba ekspozytury niemieckiego zarządu getta. Na jego czele stał Hans Biebow. Młoda dziewczyna wchodząca do bramy tej kamienicy przyznaje, że specjalnie nie interesuje się historią. Nawet nie pamięta, kiedy umieszczono tę tabliczkę, nie ma pojęcia, jakie to ważne miejsce dla historii Łodzi.

- Mnie tam takie rzeczy nie interesują! - mówi i znika w bramie.

Nie ma śladu po barakach, które podczas wojny stały na Bałuckim Rynku. Mieściła się w nich żydowska administracja getta, m.in. tzw. centrala, którą zarządzał Chaim Rumkowski. Baraki rozebrano zaraz po wyzwoleniu. Dziś w tym miejscu stoją nowoczesne hale targowe.

Kilkaset metrów dalej, na ul. Łagiewnickiej przy Pasterskiej, stoją dwie charakterystyczne kamienice, z muralami przedstawiającymi żydowskich chłopców. W tych domach mieszkali podczas wojny więźniowie getta.

- Wiem, że tu było getto - twierdzi Patryk, 20-letni chłopak z ogoloną głową, w dresie, stojący przy bramie. - Babcia mi opowiadała. A te murale wymalowali, gdy zaczęły tu przyjeżdżać żydowskie wycieczki. Parę widziałem. Pochodzili, pooglądali i odeszli.

Wycieczka podążająca śladami Litzmannstadt Ghetto odwiedziła też "Kuźnię", miejsce kaźni Cyganów z Austrii, których także uwięziono w getcie. Tu czekał na nich Grzegorz Wróbel, historyk z Muzeum Tradycji Niepodległościowych. Opowiadał o martyrologii Romów. Przytaczał fragmenty książki Arnolda Mostowicza, "Żółta gwiazda i czerwony krzyż"

- Warunki, w jakich Żydzi żyli w getcie, były straszne, ale co powiedzieć o obozie dla Cyganów? - pisał w Arnold Mostowicz.- W tych trzech czy czterech kamienicach mogło znajdować się nie więcej jak sto dwadzieścia, sto pięćdziesiąt niewielkich izb. A izby te miały pomieścić kilka tysięcy ludzi. Pomieścić? Przecież tutaj ci ludzie mieszkali, jedli, chorowali. Większość Cyganów prawdopodobnie nie ruszała się ze swoich legowisk.

Prawdopodobnie nie ocalał nikt z pięciu tysięcy Romów, których uwięziono w Litzmannstadt Ghetto. Na pewno młodzi ludzie zwrócili jednak na kolorowy mural, przedstawiający smoka, który umieszczono na ścianie kamienicy sąsiadującej z "Kuźnią". Wykonał go artysta z Australii. Być może, gdyby wiedział, co rozegrało się w tym miejscu ponad 70 lat temu, namalowałby co innego?

Młodzi wędrujący śladami getta odwiedzili jeszcze Park Ocalałych, Cmentarz Żydowski i stację Radegast. Na pewno dla wielu z nich była to dobra lekcja historii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki