Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olgierd Annusewicz: wybory w Elblągu są jak ogólnopolskie prawybory

Marcin Darda
Dr Olgierd Annusewicz, politolog z UW.
Dr Olgierd Annusewicz, politolog z UW. Wojciech Gadomski/POLSKAPRESSE
Dla mediów są to jakieś prawybory. To jest prawdziwe polityczne wydarzenie: prawdziwi wyborcy idą do prawdziwych urn i wrzucają prawdziwe głosy, po których mamy prawdziwe wyniki. (...)A jeśli na dodatek kandydat Palikota pokonałby kandydata SLD, to znów jest symboliczna wygrana. Palikot może wyjść i powiedzieć: "Ludzie, nie wierzcie w sondaże, bo to bzdury. Prawdziwi wyborcy wybierają nas, a nie SLD". Gdyby SLD był lepszy od Palikota, wykorzystałby to tak samo. Takie wybory mają po prostu duży polityczny potencjał do wykorzystywania w komunikacji. PiS chce udowodnić PO, że może ją pokonać, PO PiS-owi chce pokazać, że stać ją na dobry wynik itd. Wszyscy wszystkim chcą coś udowodnić, a nie zapominajmy, że wybory w Elblągu to nie jest koszt kampanii na całą Polskę. Z dr. Olgierdem Annusewiczem, politologiem z UW, rozmawia Marcin Darda.

Na przedterminowe wybory prezydenta i radnych w Elblągu zjechała cała polityczna elita kraju. Czy to nie przesadny prestiż?

To raczej wyciągnięcie wniosków z przedterminowych wyborów do Senatu w Rybniku. To była pierwsza i dlatego symboliczna przegrana PO od lat. Były to jedyne w owym czasie wybory i to wygrane przez kandydata PiS. A wszystkie partie wiedzą, że w sytuacji gdy w roku 2012 nie ma żadnych wyborów ogólnopolskich, media będą się interesować wyborami uzupełniającymi. Tym bardziej jeśli chodzi o miasto, w którym odwołanym prezydentem jest człowiek PO. Teraz nie chodzi już o to, że w niedzielę przegra w Elblągu kandydat PO, tylko z jakim on wynikiem przegra, bo wynik wyborczy to informacja czarno na białym..

Premier mocno w sondażach dołuje, może położyć kandydatkę PO?

Tu jest drugi aspekt sprawy, bo za chwilę mamy wybory wewnętrzne w PO i premier nie może sobie pozwolić na zlekceważenie wyborów. Jeśli ta kandydatka wybory przegra, no to przegra. Ale jeżeli przegrałaby w sytuacji, w której nikt z PO, nawet premier, nie pofatygowałby się do Elbląga, wówczas przegrałaby dlatego, że władzom nie zależało. Tym razem władzy zależy. Zresztą aktywność w Elblągu to nie tylko aktywność PO. Elbląg nie jest Polską w pigułce, nie ma przełożenia ogólnopolskiego.

Ale taką rangę dziś się temu miastu nadaje, jakby były to prawybory.

Są dwie strony. Po pierwsze dla mediów są to jakieś prawybory. To jest prawdziwe polityczne wydarzenie: prawdziwi wyborcy idą do prawdziwych urn i wrzucają prawdziwe głosy, po których mamy prawdziwe wyniki. Z drugiej strony przykład Rybnika pokazał, że partia, która "zrobi wynik", czyli niekoniecznie odniesie zwycięstwo, bo mówię o takich partiach jak Ruch Palikota, PJN, czy nawet SLD, zyskuje jak w sondażach ogólnopolskich. Jeśli Palikot ma sondażach około 6 proc. w sondażach, a w wyborach w Elblągu zyskałby jego kandydat 15 czy 20 proc., wówczas powstaje duży symbol, który Palikot mógłby wykorzystać w mediach. A jeśli na dodatek ten kandydat Palikota pokonałby kandydata SLD, to znów jest symboliczna wygrana. Palikot może wyjść i powiedzieć: "Ludzie, nie wierzcie w sondaże, bo to bzdury. Prawdziwi wyborcy wybierają nas, a nie SLD". Gdyby SLD był lepszy od Palikota, wykorzystałby to tak samo. Takie wybory mają po prostu duży polityczny potencjał do wykorzystywania w komunikacji. Media pompują temat, bo widzą żywe polityczne mięso, a politycy pompują, bo to szansa na odbicie się od stereotypowego sondażu. PiS chce udowodnić PO, że może ją pokonać, PO PiS-owi chce pokazać, że stać ją na dobry wynik itd. Wszyscy wszystkim chcą coś udowodnić, a nie zapominajmy, że wybory w Elblągu to nie jest koszt kampanii na całą Polskę.

Przed nami raczej pewne referendum w Warszawie i być może w Łodzi, gdzie rządzą prezydentki z PO. Jak zachowa się elita PO w sytuacji, gdy chodzi o nienapędzanie frekwencji, a zatem nieprowadzenie kampanii?

Te udane referenda w dużych miastach, jak Łódź, Częstochowa i Olsztyn pokazały, że jeżeli prezydent gra na niską frekwencję, to ma duże szanse na przegraną. Tak było w Częstochowie i Łodzi. Uważam zatem, że jedyną szansą dla pań prezydent w Łodzi i Warszawie, jeśli rzeczywiście doszłoby w tych miastach do referendów, byłoby namawianie do udziału w referendach i jednoczesne mocne trzymanie kciuków, by ludzie na te głosowania nie przyszli.

Zachęcać do przyjścia i liczyć, że nie przyjdą?

Tak. Przecież żaden polityk nie może oficjalnie przyznać, że on jest przeciwny wysokiej frekwencji. Do tego nie wypada namawiać, bo wydaje się na to spore publiczne pieniądze. Każdy polityk, który namawia do niskiej frekwencji, przegra. Wygrać ma szansę ten, który namówi do wysokiej frekwencji, choć w jego interesie jest frekwencja niska.

A gdyby PO warszawskie referendum wygrała, to ma szansę na odwrócenie ogólnopolskich sondaży?

To referendum nie jest jeszcze pewne. Nie wiem też, czy ewentualne zwycięstwo Hanny Gronkiewicz-Waltz w razie referendum odwróci notowania PO. Ale na pewno przytrze nosa niektórym politykom, bo to ogromne miasto często z ludźmi bez stołecznego meldunku, a prezydent została wybrana w I turze i ma swój elektorat.
Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki