Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Edmund Wittbrodt: doszkalanie nauczycieli powinno być przymusowe

Joanna Leszczyńska
Prof. Edmund Wittbrodt, były minister edukacji.
Prof. Edmund Wittbrodt, były minister edukacji. Grzegorz Mehring/Polskapresse
Doszkalanie się nauczycieli jest dobrowolne, ale ja uważam, że to powinien być przymus. Organy prowadzące szkoły powinny zamawiać takie szkolenia, a dyrektorzy szkół powinni być zobowiązani, żeby nauczyciele matematyki czy innych przedmiotów ścisłych z tego korzystali. Niestety, korzysta z tego niewielu nauczycieli. A gdyby popytać, jacy nauczyciele się dokształcają, to by się okazało, że ci, którzy są na najwyższych szczeblach awansu zawodowego, najrzadziej z tego korzystają, bo brak jest im motywacji. Z prof. Edmundem Wittbrodtem, byłym ministrem edukacji, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Z raportu Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Łodzi, dotyczącego tegorocznych egzaminów gimnazjalnych wynika, że nadal piętą achillesową szkolnictwa jest matematyka. Ciągle słyszymy, że to sygnał dla nauczycieli, iż trzeba coś zmienić.

I w końcu trzeba to zrobić. Przyczynę słabszych wyników z matematyki upatruję w złym przygotowaniu nauczycieli.

Ale przecież nauczyciele matematyki to absolwenci wyższych uczelni...

Gdyby zapytać rektorów wyższych uczelni, jak uczyć takich przedmiotów jak matematyka, bo uczniowie sobie nie radzą, to obawiam się, że niewiele bym od nich usłyszał... Ale z drugiej strony są ośrodki dokształcania nauczycieli, które powinny oferować programy wspierające między innymi nauczycieli przedmiotów ścisłych, jak matematyka czy fizyka, by podpowiadać im, w jaki sposób prowadzić lekcje, by uczniowie chętniej się uczyli.

Nauczyciele korzystają z tego dokształcania?

No właśnie, z tym jest problem. Choć są na to nawet pieniądze, to obserwuję, że oferta tych ośrodków często nie obejmuje przedmiotów ścisłych. Nauczyciele wybierają sobie natomiast zajęcia, które są im bardziej potrzebne do życia pozaszkolnego, na przykład języki obce, a nie te, z czym mamy problemy w szkołach. Doszkalanie się nauczycieli jest dobrowolne, ale ja uważam, że to powinien być przymus. Organy prowadzące szkoły powinny zamawiać takie szkolenia, a dyrektorzy szkół powinni być zobowiązani, żeby nauczyciele matematyki czy innych przedmiotów ścisłych z tego korzystali. Niestety, korzysta z tego niewielu nauczycieli. A gdyby popytać, jacy nauczyciele się dokształcają, to by się okazało, że ci, którzy są na najwyższych szczeblach awansu zawodowego, najrzadziej z tego korzystają, bo brak jest im motywacji.

Szczególnie słabo na egzaminach gimnazjalnych wypadły zadania wymagające samodzielnego rozumowania matematycznego...

Czyli najsłabiej wypada nauczanie matematyki poprzez rozumienie. Temu nie sprzyja uczenie pod testy. Nikt nie mówi nauczycielom, że ma uczyć pod testy, ale jednak nauczyciel, który chce jak najlepiej wypaść, próbuje tak właśnie uczyć.

Egzamin z języka obcego lepiej wypadł w większych miastach niż na wsiach. To niepokoi.

Tak już jest, że na pracę na wsi decyduje się nauczyciel w ostateczności. Najlepsi szukają jej w miastach. Ponadto, w dużych miastach uczeń na co dzień może doświadczyć, jak ważna jest znajomość obcego języka, bo częściej spotyka się z cudzoziemcami. Uczeń ma też tam większy dostęp do różnego rodzaju kursów.

Znajoma anglistka słyszy na wsi od rodziców swoich uczniów "A po co moim dzieciom angielski w polu?"

Nie dziwię się, że jest jej nielekko zachęcić dzieci do nauki. Z badań amerykańskich wynika,że jeżeli w domu przywiązuje się wagę do jakiejś dziedziny wiedzy, to 40 procent dzieci uzyskuje pozytywne wyniki, a w domach, gdzie się jej nie przywiązuje, dobre wyniki osiąga tylko 8 procent.

Czym Pan by wytłumaczył znaczny wzrost liczby dyslektyków w regionie łódzkim?

To jest dla mnie tak samo niezrozumiałe jak dwukrotnie większa liczba dyslektyków i dysgrafików w Sopocie niż w innych miastach na Pomorzu. Myślę, że trochę zbyt łatwo "namaszcza" się uczniów na dyslektyków. A najgorsze jest to, że taki "namaszczony", jeśli uzyska zaświadczenie, czuje się zwolniony, by pracować nad sobą.

Tylko jeden egzamin w regionie łódzkim został unieważniony z powodu ściągania. To efekt kampanii plakatowej w szkołach "Nie ściągaj", czy może uczniowie stali się większymi perfekcjonistami?

(śmiech) Myślę, że uczniowie wiedzą, że nauczyciele bardziej teraz pilnują. Obawiam się, że nie do wszystkich uczniów dotarło, iż ważna jest wiedza w głowie, a nie ta ściągana.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki