18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto powalczy o prezydenturę Łodzi? [GALERIA KANDYDATÓW]

Marcin Darda
HANNA ZDANOWSKA (Platforma Obywatelska)Była wiceprezydent z czasów Jerzego Kropiwnickiego, potem poseł, a dziś prezydent Łodzi, przewodnicząca łódzkiej PO. Na dziś jej start po drugą kadencję jest pewny, tym bardziej że odejście Krzysztofa Kwiatkowskiego do NIK w naturalny sposób pacyfikuje wewnętrzną opozycję w łódzkiej PO. Ma poparcie nieformalnego lidera łódzkiej PO Cezarego Grabarczyka.
HANNA ZDANOWSKA (Platforma Obywatelska)Była wiceprezydent z czasów Jerzego Kropiwnickiego, potem poseł, a dziś prezydent Łodzi, przewodnicząca łódzkiej PO. Na dziś jej start po drugą kadencję jest pewny, tym bardziej że odejście Krzysztofa Kwiatkowskiego do NIK w naturalny sposób pacyfikuje wewnętrzną opozycję w łódzkiej PO. Ma poparcie nieformalnego lidera łódzkiej PO Cezarego Grabarczyka. Grzegorz Gałasiński
John Godson, łódzki poseł Platformy Obywatelskiej, ogłaszając "rozważanie" startu na prezydenta Łodzi, rozpoczął de facto debatę nad tym, kogo zobaczymy w roli kandydatów. Do wyborów rok, ale gra już się rozpoczęła.

Odejście Krzysztofa Kwiatkowskiego z czynnej polityki (zostanie prezesem Najwyższej Izby Kontroli) zamknęło spekulacje na temat ewentualności jego startu na prezydenta Łodzi jesienią 2014 r. Oczywiście, łódzka Platforma Obywatelska kandydatkę już ma - urzędującą prezydent Hannę Zdanowską. Jednak w PO, po kwietniowym sondażu Wyższej Szkoły Informatyki, w którym Krzysztof Kwiatkowski pokonał Zdanowską o trzy długości, tkwiły obawy, że Kwiatkowski może jednak powalczyć jako niezależny kandydat (tak go w sondażu przedstawiono), tym bardziej że Donald Tusk nie dał mu żadnej rządowej fuchy.

Dziś sprawa jest już jasna. Ale wszystkie partie w Łodzi szykują się do przyszłorocznego starcia, stąd ruch na giełdzie potencjalnych kandydatów już trwa.

Nie będzie Kwiatkowskiego, ale pojawił się John Godson ze swym "rozważaniem" startu na prezydenta Łodzi, co też zaczęło stymulować temat na ponad rok przed wyborami. Godson, poseł PO, przejął od Kwiatkowskiego rolę złego chłopca i wewnętrznej opozycji w partii, bo jego start oznaczałby konkurowanie ze Zdanowską.

Godson wciąż kolekcjonuje ankiety, w których pyta łodzian m.in. o to, kim ma być, a także o to, co w Łodzi idzie nie tak. Decyzję ma podjąć jesienią, dziś nie chce odpowiedzieć na pytanie w ilu z 1,5 tys. ankiet, które zgromadził, zakreślono kwadracik z funkcją "prezydent Łodzi".

Wydaje się jednak, że Godson będzie musiał wystartować. Prawdopodobnie po wyborach przewodniczącego PO wyleci z partii razem z Jarosławem Gowinem za łamanie partyjnej dyscypliny w głosowaniach sejmowych. Nawet, gdyby Gowin do czasu majowych wyborów do europarlamentu zdołał zarejestrować partię i sklecić listy wyborcze, jest wątpliwe, by zdobyła ona mandaty.

W "dużej" polityce Godson na pewno zostanie do jesieni 2015 r., bo wtedy kończy się kadencja parlamentu. Co szkodzi potykać się o prezydenturę rok wcześniej? Tym bardziej że to może być okazja do zbudowania zaplecza (konieczność wystawienia kandydatów do Rady Miejskiej), które jednocześnie będzie fundamentem struktur nowej, Gowinowej partii w Łodzi. To może się nawet okazać ważniejsze niż zdobycie dobrego wyniku.

Godson, gdyby wystartował, w kampanii posłuży się swymi ankietami, które mogą trochę pokąsać Zdanowską, w zależności od tego co też ankietowanym w Łodzi się nie podoba. Ale sam kandydat jej raczej nie zaszkodzi, bo odprowadzi z PO tylko konserwatywnych wyborców. Jego poglądy sprawiają jednak, że jednocześnie wejdzie także na poletko uprawiane przez PiS.

A w PiS jest ciekawie. Na giełdzie kandydatów chodziło nawet nazwisko Jana Tomaszewskiego, legendarnego bramkarza reprezentacji, bo bez kampanii wszedł do Sejmu z wynikiem ponad 8 tys. głosów. W PiS wiedzą, że szanse na drugą turę mają niewielkie, ale dziś wiadomo, że kandydatura Tomaszewskiego była tylko żartem rzuconym przez posła Witolda Waszczykowskiego i stąd plotki. Sam poseł Waszczykowski raczej szans nie ma, by ponownie zostać kandydatem, jak to było przed trzema laty. Wtedy miał się tylko wypromować przed wyborami parlamentarnymi, a w wyborach na prezydenta zajął czwarte miejsce.

W PiS krążyły opowieści, że nowy szef okręgu łódzkiego, poseł Marcin Mastalerek, miał pytania ze strony hierarchów kościelnych, czy PiS skłonny byłby poprzeć Jerzego Kropiwnickiego, gdyby ten był zainteresowany startem, ale sam poseł to pytanie pomija milczeniem. Dziś wiadomo, że PiS Kropiwnickiego raczej nie poprze, jeśli ten zdecyduje się na start. Dlaczego? Bo były prezydent pracuje dziś jako doradca prezesa Narodowego Banku Polskiego, instytucji niezależnej, ale traktowanej przez PiS jako "robota u Tuska".

Mastalerek pytania o Kropiwnickiego zbywa. Wyjaśnia tylko, że PiS zrobi odwrotnie, niż w 2010 roku zrobił ówczesny prezes Jarosław Jagiełło. Wtedy był najpierw kandydat, potem program, teraz będzie najpierw program, potem kandydat. Raczej trudno, by tym kandydatem został Marek Michalik, były wiceprezydent, który liczył się w partyjnych przedbiegach w 2010 r. Ale tylko w przedbiegach. Podobno nie przepada za nim prezes Kaczyński, który pamięta go jeszcze z czasów, gdy łodzianin był posłem KPN.

Wiadomo też, że gdyby kandydat się nie znalazł, może nim być sam Mastalerek. To byłoby powtórzenie manewru z 2010 r. Mastalerek pewno by na wygraną nie liczył, ale jako prezes okręgu miałby szansę się umocnić przed wyborami parlamentarnymi AD 2015 (pisałyby o nim nie tylko media łódzkie, także dlatego "bo za młody i nie z Łodzi"). Zresztą to jego, a nie Waszczykowskiego nazwisko pojawiło się w przywoływanym już sondażu na zlecenie WSInf, w którym zdobył 9 proc., oczko mniej od prezydent Zdanowskiej i tyle samo co kandydat i przewodniczący Łódzkiego Porozumienia Obywatelskiego, były wiceprezydent Włodzimierz Tomaszewski.

PiS bardziej zainteresuje się sejmikiem województwa, gdzie liczba radnych przekłada się na koalicję i jest szansa na funkcje w zarządzie województwa, bo marszałka i jego zastępców nie wybiera się w wyborach bezpośrednich, tylko proponują ich radni. A jeśli idzie o Łódź, to kalkulacja jest zapewne taka, że teraz wystarczy mocny klub, który będzie wyrazistą opozycją. Sukces w kontekście prezydentury może przyjść dopiero w kolejnych wyborach, czyli w 2018 r., "bo wtedy będziemy mieć już rząd i premiera".

Tak naprawdę to Mastalerek, który de facto tworzy łódzki PiS od nowa i dzieli się wpływami z Janiną Goss, ma czas na ustawienie partii właśnie do kolejnych wyborów. Zdaje się, że i tym razem nie będzie mowy o połączeniu sił z Łódzkim Porozumieniem Obywatelskim.

Przed trzema laty wynik PiS i ŁPO w pierwszej turze dawał 33 proc., czyli o 9 punktów proc. więcej niż dostał Dariusz Joński (SLD), który dostał się do II tury. Wtedy wszystko rozbiło się o ambicje: ówczesny szef PiS Jarosław Jagiełło kusił Włodzimierza Tomaszewskiego poparciem PiS, ale w zamian chciał, by Tomaszewski wstąpił do partii. Ten nie chciał i sam starał się o poparcie PiS. Potem okazało się, że dobrze zrobił nie idąc na opcję Jagiełły, bo on i tak nic nie mógł - centrala PiS wystawiła Waszczykowskiego. Poza tym Tomaszewski swą kampanię osadził na swej "bezpartyjności", a od PiS chciał tylko poparcia.

Jak będzie teraz? W ŁPO mówią, że … "Włodek Tomaszewski chętnie ustąpiłby Jerzemu Kropiwnickiemu w kandydowaniu na prezydenta Łodzi". Jeden z działaczy ŁPO powiada tak: "W filmie "Tumult na Łodzią" jest taka scena, gdy Kropa kończy wypowiedź i mówi, że gdyby miał możliwość, to chętnie wróciłby do projektu Franka Gehry'ego. Dla mnie to znak, że on myśli o kandydowaniu, choć niczego jeszcze nie zadeklarował. Szansa na zwycięstwo byłaby jednak tylko wtedy, gdyby było poparcie PiS. My wiemy, że łódzki PiS nie jest za poparciem Kropiwnickiego. Ale z całym szacunkiem, tę decyzję podejmie ewentualnie prezes Kaczyński".

Ewentualny start Kropiwnickiego wyznaczyłby też jeden z kierunków kampanii: PO i SLD, a może i nawet John Godson wykorzystywaliby referendum z 2010 r., po którym Kropiwnicki musiał odejść z Piotrkowskiej 104. To byłoby coś w stylu, że "skoro go odwołano, to nie ma moralnego prawa do kandydowania". Takie stwierdzenie już kiedyś padło ze strony polityka PO.
Na prawicy brak porozumienia może skutkować jeszcze jednym problemem. Trzy lata temu mało brakowało, że kandydaci PiS i ŁPO, czyli środowisk poglądowo zbliżonych, rywalizowaliby nie tylko ze sobą, ale i z prof. Dominikiem Sankowskim. Sankowski był kandydatem Ruchu Przełomu Narodowego. Zrezygnował dwa dni przed wyborami, popierając Waszczykowskiego. Kto wie, czy i tym razem na prawicy nie pojawi się ktoś trzeci...

Kandydat Sojuszu Lewicy Demokratycznej może być wybrany w prawyborach i nie mieć pochodzenia partyjnego, albo możliwe jest też wskazanie przez miejskich działaczy kogoś ze swoich. Kandydata poznamy na przełomie grudnia i stycznia, po tym, jak zbudowany będzie program partii do wyborów samorządowych.

Na dziś wygląda to tak, że niekoniecznie musi być nim Dariusz Joński, po którym widać, że woli karierę na warszawskich salonach i bycie pół kroku za szefem partii Leszkiem Millerem. Joński nie ma też żadnej gwarancji, że zostanie prezydentem Łodzi, a funkcja rzecznika SLD daje mu bardzo szerokie możliwości funkcjonowania w polityce i w mediach, czyli wśród wyborców. Trzy lata temu przegrał z pozycji nieznanego poza Łodzią radnego. Ale w przyszłym roku start byłby dla niego ryzykiem, bo mógłby przegrać z pozycji czołowego polityka SLD w kraju, znanego, bo w sumie niewychodzącego ze studiów telewizyjnych. Porażka byłaby zauważona przez media w całym kraju i odpowiednio wyeksponowana.

Joński startu nie wyklucza, ale aktywność szefa miejskiego SLD Tomasza Treli nakazuje brać pod uwagę, że to on może być tym kandydatem, szczególnie po pierwszym politycznym sukcesie, jakim była operacja usunięcia ze stołka przewodniczącego Rady Miejskiej Tomasza Kacprzaka z PO. On do wyborów podszedłby bez żadnej presji, tak jak Joński trzy lata temu.

Rola Treli w partii jeszcze wzrośnie po tym, jak PO będzie szukać większości w Radzie Miejskiej dla swych projektów właśnie w cichych koalicjach z SLD. Może nawet po wakacjach powalczy o pozycję szefa Rady Miejskiej, a przed wyborami byłaby to świetna pozycja wyjściowa, bo zakłada wpływ na poczynania prezydent Łodzi. Poza tym to radny Trela jest dziś twarzą SLD w Łodzi i on bierze odpowiedzialność za politykę partii w Łodzi. Dariusz Joński mówi dziś, że "każdy scenariusz z wyborem kandydata jest możliwy", a także, że partia po przygotowaniu programu "pewnie zleci jakieś badania dotyczące personaliów".

Kogokolwiek by SLD wystawił, to ich kandydat powalczy o głosy ze zbierającym podobny elektorat kandydatem Ruchu Palikota. W Łodzi, jak się zdaje, będzie nim były wojewoda i szef SLD w Łódzkiem Krzysztof Makowski. RP tak naprawdę nie ma w Łodzi twarzy, a Makowski, choć nieco przykurzony, jest znany, ma dobry kontakt z Januszem Palikotem i w zasadzie żadnej konkurencji w mieście. To właśnie Makowski jest szefem zespołu, który buduje program samorządowy RP.

Dziś nie widać innego kandydata, a Makowski, by nim nie zostać, musiałby chyba odejść z partii. Start w wyborach na prezydenta byłby szansą Makowskiego na powrót do czynnej polityki. Był szefem SLD w Łódzkiem, był wojewodą, wiceprezydentem Łodzi, wicemarszałkiem województwa. W 2006 r. jako kandydat na prezydenta z SLD poległ. Do pokonania ówczesnego kandydata PO Krzysztofa Kwiatkowskiego i wejścia do II tury z Jerzym Kropiwnickim zabrakło prawie 4 proc. I to był ostatni sukces wyborczy Makowskiego: jako radny sejmiku był jeszcze członkiem zarządu województwa, ale w połowie kadencji PO zerwała koalicję z SLD. Po tym jak zdystansował się od referendum w sprawie odwołania Kropiwnickiego, stracił przywództwo, nie wszedł na listy SLD i przeszedł do Palikota.

Zapewne na zwycięstwo nie liczy, należy się spodziewać, że oprócz kandydowania na prezydenta, otworzy też jedną z list RP do Rady Miejskiej i bardziej stawia na założenie klubu radnych. Ale przed II turą zawsze można kogoś poprzeć i zawsze niebezinteresownie. A Makowski jest politycznie wyposzczony... Nie wiadomo, czy i kogo wystawi PSL, który pokazał się ze swoimi kandydatami w ostatnich dwóch elekcjach, ale nie odegrali oni żadnego znaczenia.

Partie partiami, ale w Łodzi pojawia się także refleksja na temat kandydatów bezpartyjnych. Rozmawiając (nieoficjalnie) z niektórymi profesorami Uniwersytetu Łódzkiego, można usłyszeć, że "prof. Stefan Krajewski byłby takim prezydentem, który swoim autorytetem i aurą spokoju, potrafiłby ustawić rozbrykanych radnych, bo z partyjniackimi prezydentami trzeba już skończyć".

W tym samym kontekście mówi się, że "ktoś taki jak Jolanta Chełmińska z pewnością mógłby pokonać każdego partyjnego kandydata". Chełmińska kojarzona jest z PO jako wojewoda, bo jej szef, czyli Donald Tusk, rządzi Platformą. Ale do partii nie należy, a w Łodzi, jeśli już, było jej bliżej do wewnętrznej opozycji, czyli Krzysztofa Kwiatkowskiego, niż do głównego nurtu, czyli do Hanny Zdanowskiej i Cezarego Grabarczyka.

Pojawiły się też teorie, że pierwszoplanową i pozakulisową ambicją Kwiatkowskiego (gdy będzie już prezesem NIK) będzie próba skłonienia wojewody Chełmińskiej do startu na prezydenta Łodzi. Obecny (jeszcze) poseł PO rzecz jasna tego nie potwierdza, ale wśród łódzkich polityków różnych środowisk koncepcja z Chełmińską jako kandydatką niezależną już się pojawiała. I zaraz upadła.

Jolanta Chełmińska, jako kandydatka niezależna, musiałaby bowiem mieć sztab wyborczy i kandydatów na radnych, a z tym byłoby trudno, "no chyba, że z PO odeszłoby środowisko Kwiatkowskiego". Poza tym "musiałaby jakieś pół roku wcześniej dla politycznej higieny odejść z urzędu i ogłosić start, narażając się premierowi. A to do niej niepodobne, bo jest po prostu profesjonalistką" - usłyszeliśmy. Fakt, nawet współpracownicy wojewody nieoficjalnie mówią, że "szefowej polityka nie interesuje, koncentruje się na swojej pracy".

Inne kandydatury? "Na mieście" słychać, że na start może zdecydować się Piotr Biliński, były architekt miasta, który od początku kadencji prezydent Zdanowskiej stoi w ostrej opozycji do polityki miasta, czemu zresztą daje upust w swoich publikacjach. Jakiś czas temu pojawiły się informacje, że "ktoś" proponował start Mieczysławowi Zynerowi, łódzkiemu restauratorowi. Póki co, nie wiadomo też, czy swoich kandydatów nie wystawią dwie ekipy łódzkich "referendarzy". Tak czy siak, wysyp kandydatów dopiero przed nami, bo przed trzema laty do wyborów poszło ich aż 11.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki