Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Makowski o zakazie wypowiedzi księży: w Polsce papież musiałby milczeć

rozm. Marcin Darda
Jarosław Makowski jest dyrektorem Instytutu Obywatelskiego
Jarosław Makowski jest dyrektorem Instytutu Obywatelskiego fot. Mariusz Kubik
Z Jarosławem Makowskim, teologiem, dyrektorem Instytutu Obywatelskiego, rozmawia Marcin Darda.

Po księżach Bonieckim i Lemańskim mamy kolejnego objętego zakazem publicznych wypowiedzi, czyli ojca Krzysztofa Mądela. Co Pan czuje, jako teolog, słysząc takie informacje?

Żal. Ciśnie mi się natychmiast na myśl, że sam Bóg nie ogranicza człowieka w myśleniu, natomiast Kościół w Polsce, szczególnie w ostatnich miesiącach w zasadzie nie robi nic innego, tylko zakłada kaganiec swoim kapłanom na umysł. Robi to tym nielicznym księżom, którzy mają odwagę interpretować chrześcijańskie posłanie w innym duchu niż ten, który jest reprezentowany przez duchowego przywódcę polskiego Kościoła, czyli ojca Tadeusza Rydzyka. W tym sensie współczuję księdzu Krzysztofowi, natomiast nie dziwi mnie, że tego typu zakaz na niego spadł. To było pewne, pytanie brzmiało tylko "kiedy".

A ja zapytam "dlaczego". Dlaczego Kościół w Polsce nie pozwala na dyskusję? Przecież po sposobie sprawowania pontyfikatu przez papieża Franciszka niektórzy spodziewali się "odwilży", tymczasem jest odwrotnie.

To pokazuje, że drogi polskiego Kościoła rozjeżdżają się z tym Kościołem, jaki buduje papież Franciszek. Szczególnie dobitnie wyszło to po Światowych Dniach Młodzieży i przesłania, niemalże programu swego pontyfikatu, jaki wówczas zarysował papież. Jest to chrześcijaństwo pokorne, współczujące, stające po stronie tych, którzy mają się źle, którzy są wykluczeni, zepchnięci na margines. Ale polski Kościół rozjeżdża się też z nowoczesnością. Ta reakcyjność polskiego Kościoła jest wprost proporcjonalna do poszerzania się sfery wolności, debaty, do zakorzeniania się w polskim społeczeństwie pewnych standardów europejskich, jak styl życia czy stosunek do mniejszości seksualnych i obcych. Kościół po prostu przyjął dobrze na tej ziemi sprawdzoną strategię, że najlepszym sposobem na obronę tego co jest, jest przyjęcie postawy oblężonej twierdzy. Stąd dyscyplinowanie swoich żołnierzy, zwieranie szeregów, jakby wojna już pukała do naszych drzwi.

Tomasz Terlikowski powiada, że księża mają głosić poglądy Kościoła, a nie swoje własne.

Księża mają głosić Ewangelię. Przypominam, że mamy czterech ewangelistów, którzy reprezentują różne wrażliwości i różnią się też co do szczegółów opisu życia Robotnika z Nazaretu. W samej Ewangelii jest zatem pluralizm i nie inaczej było w Kościele. Kościół żył z pluralizmu, w Kościele jest mieszkań wiele w tym sensie, że również wiele jest sposobów interpretowania chrześcijaństwa i katolicyzmu. Zawsze liczyłem, że ten pluralizm jest bogactwem i siłą Kościoła, a nie jego wadą. Ojciec Mądel, a wcześniej ksiądz Lemański i ksiądz Boniecki, jeszcze wcześniej nieżyjący już wielscy kapłani jak Tischner czy Musiał, zawsze chodzili po manowcach. Wystarczy przypomnieć książkę ks. prof. Tischnera "Ksiądz na manowcach"... To zawsze było chodzenie po peryferiach, aby przyciągać do Kościoła tych, którzy wadzą się z Panem Bogiem, patrzą na niego spode łba. Tego typu kapłanów należałoby w Kościele objąć parasolem ochronnym jako tych, którzy są na pierwszej linii. A oni dostają za swoją odwagę, za próbę nawiązania dialogu z nowoczesnością po łapach. To jest polityka trochę samobójcza ze strony polskiego Kościoła. A teraz chwilę pomyślmy: papież Franciszek też jest jezuitą, jak ojciec Mądel. I gdyby żył i pracował w polskim Kościele jako szeregowy Jorge Mario Bergoglio, i głosił to, co głosi jako Franciszek, że księża mają żyć skromnie, że młodzi mają robić raban w parafiach, to od prowincjała jezuitów dostałby zakaz wypowiadania się w mediach i głoszenia kazań.

Nie pobrzmiewa w tym nutka, którą słychać u publicystów, zajmujących się polskim Kościołem, że potrzebna jest interwencja papieża Franciszka? To w ogóle możliwe?

Ależ papież na głowie ma cały Kościół, nie sądzę zatem, żeby w sposób szczególny zajmował się problemami zakazu wypowiedzi polskich księży. Wszystko to są sprawy, które powinny być wyjaśnione na gruncie diecezji tych księży, a spoglądanie w stronę Rzymu to myślenie postwojtyłowskie. Co to znaczy? Ano to, że gdy Jan Paweł II był papieżem, cokolwiek się kontrowersyjnego działo w polskim Kościele, od sporu o krzyże na oświęcimskim żwirowisku po sprawę abp. Paetza, to wszyscy zaraz patrzyli w stronę Rzymu. Żadna sprawa w polskim Kościele nie mogła być rozwiązana samodzielnie, tylko musiała mieć zielone światło od Jana Pawła II. Tymczasem realia się zmieniły. Dla papieża Franciszka Polska nie jest priorytetem, bo nie ma tu tych problemów co na Zachodzie, gdzie odchodzą wierni, księża i zakonnice. On już powiedział, że priorytetem jest posprzątanie Kurii Rzymskiej, która przypomina stajnię Augiasza.

Uważa Pan, że coś się zmieni w Polskim Kościele do wizyty papieża w 2016 r.?

Kościół Franciszka i polski Kościół to dwie różne wizje. Jeśli on zachowa swój kurs, a wszystko na to wskazuje, to zderzenie z nim Kościoła polskiego może być zderzeniem z ciężką rzeczywistością. Z drugiej jednak strony, to ilu tych księży pokroju księdza Mądela czy Lemańskiego nam zostało? Nikogo takiego nie widzę. Dziś twarzą polskiego Kościoła jest ojciec Rydzyk, twarzą sposobu zarządzania abp Hoser, twarzą katolickiej publicystyki Tomasz Terlikowski. Pytanie tylko, czy ta strategia przyniesie owoce, czy też papież przyjedzie w 2016 r. do Kościoła, który będzie potrzebował reewangelizacji.

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki