Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poszukiwani przestępcy ukrywają się u kochanek, za granicą i w... domowych piwniczkach

Wiesław Pierzchała
Od stycznia do czerwca 2013 roku w województwie łódzkim poszukiwanych poszukiwanych 4.209 osób, policji udało się schwytać lub namierzyć 1.506 osób
Od stycznia do czerwca 2013 roku w województwie łódzkim poszukiwanych poszukiwanych 4.209 osób, policji udało się schwytać lub namierzyć 1.506 osób Łukasz Kasprzak
Po dokonaniu przestępstwa bandyci starają się zapaść pod ziemię. Dlatego zaszywają się gdzieś w Polsce lub uciekają za granicę - niekiedy nawet za ocean. Na szczęście często zostają namierzeni, zatrzymani i w ramach ekstradycji sprowadzeni do Polski.

Ostatnie głośne tego typy zdarzenie to wpadka we Włoszech 47-letniego Adama W. mającego na sumieniu zabójstwo swego wujka. Do przestępstwa doszło w 1987 roku w Raciborowie pod Kutnem. Według śledczych mężczyzna zatłukł krewnego w jego mieszkaniu bijąc po głowie kluczem francuskim. Sprawca zrabował 45 tys. zł (kwota przed denominacją) i uciekł.

Szybko został schwytany i skazany na 15 lat więzienia przez Sąd Okręgowy w Płocku. Trafił za kraty, ale po pewnym czasie został warunkowo zwolniony. To było błąd, bo Adam W. szybko wrócił do przestępczego rzemiosła. Dokonał kradzieży i jechał pijany samochodem. W tej sytuacji oczywiście warunkowe zwolnienie stało się nieaktualne i sprawca miał wrócić do więzienia. Jednak nie wrócił... Dlatego w 2008 roku rozesłano za nim listy gończe.

- Sprawę przejęliśmy od Komendy Powiatowej Policji w Kutnie i po pewnym czasie ustaliliśmy, że poszukiwany wyjechał do Włoch i tam się ukrywa - mówi oficer policji z Zespołu Poszukiwań Celowych Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, który tropi groźnych przestępców. - Okazało się, że Adam W. dzwonił do swojej rodziny w Polsce z budki telefonicznej w miejscowości Gravellona Lomellina w okręgu Pavia.

Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie. Do akcji wkroczyli włoscy policjanci, którzy dzięki Europejskiemu Nakazowi Aresztowania (ENA) wydanemu przez Sąd Okręgowy w Płocku zatrzymali 47-latka w jego mieszkaniu. Stało się to 20 marca br. Adam W. trafił za kraty i czekał na ekstradycję, która nastąpiła 25 lipca, kiedy to został przetransportowany specjalnym samolotem z Mediolanu do Warszawy. Na lotnisku Okęcie na 47-latka czekali polscy policjanci, którzy zawieźli go do stołecznego aresztu śledczego w Białołęce. Szybko nie znajdzie się na wolności, bo do odsiadki zostało mu dziewięć lat.

Poszukiwani dzielą się na tych, którzy są ścigani listami gończymi i na tych, którym trzeba ustalić miejsce pobytu. Statystyki? Od stycznia do czerwca br. w woj. łódzkim było poszukiwanych 4.209 osób, zaś przed rokiem w tym samym okresie 4.092 osoby. W tym roku policji w Łódzkiem udało się schwytać lub namierzyć 1.506 osób, zaś przed rokiem w tym okresie 1.337. Rocznie do wspomnianego Zespołu Poszukiwań przy KWP w Łodzi trafia około 50 nowych spraw.

Na policyjnej top liście ściganych nadal pierwsze miejsce zajmuje 49-letni Mirosław Żak, który, zanim zaczął się ukrywać, mieszkał przy ul. Zbaraskiej w Łodzi. Jest podejrzany o zabójstwo 22-letniej studentki, do którego doszło 18 czerwca 1995 roku na osiedlu studenckim Lumumbowo w Łodzi. Jako ochroniarz Mirosław Żak pracował w klubie studenckim. W dniu, gdy doszło do przestępstwa, widziano go jak z 22-latką udał się do jej pokoju w akademiku. Tam kobieta została uduszona poduszką. Zwłoki znalazł jej przyjaciel. Policja ustaliła sprawcę, który jednak zniknął.

Według śledczych poszukiwany często przebywał w Łodzi wśród przybyszów zza Buga. Tam też wiodły tropy. Wkrótce ustalono, że podejrzany o zabójstwo wyjechał do Rosji i zamieszkał w Iwanowie, znanym jako miasto partnerskie Łodzi. Tam związał się z konkubiną i zaczął prowadzić interesy. Podobno uruchomił restaurację. Być może zauważył, że policja z Łodzi wpadła na jego trop, bowiem - jak ustalili łódzcy policjanci własnymi kanałami - przeniósł się do Grecji, gdzie też miał związki z Rosjanami. Tam także wysłano za nim Europejski Nakaz Aresztowania, co oznacza, że grecka policja będzie mogła go zatrzymać. Czy tak uczyni? Przekonamy się wkrótce. Na razie 49-latek jest nieuchwytny.

W przeciwieństwie do innego groźnego przestępcy, 59-letniego Bogdana C. ze Zgierza, który po kilku latach tropienia wpadł w Anglii. To właśnie on i jego dwóch wspólników (wszyscy byli zamaskowani) w styczniu 2002 roku dokonało głośnego napadu rabunkowego z bronią w ręku na dom jednorodzinny w Łagiewnikach na obrzeżach Łodzi. Napad zakończył się tragedią: sprawcy zastrzelili z pistoletu typu walther 22-letniego syna właścicieli posesji, który trenował sporty walki i stawił bandytom twardy opór.

Dwa miesiące później policja zatrzymała Bogdana C. (jego kumple też wpadli), którego Sąd Okręgowy w Łodzi skazał na 25 lat więzienia. Policjanci mówią o nim, że to bandyta z krwi i kości, który w latach 90. siedział w niemieckich więzieniach za kradzieże i włamania za Odrą. W Polsce też długo nie posiedział, ponieważ w 2005 roku został wypuszczony ze względu na zły stan zdrowia, którego rzekomo nie mógł podreperować w warunkach więziennych. Dostał nawet zasiłek od opieki społecznej w wysokości 500 zł miesięcznie.

- To dziwna sprawa, bowiem - jak twierdzą nasi rozmówcy z KWP w Łodzi. - Na co dzień Bogdan C. normalnie chodził po mieście, a gdy wybierał się po zasiłek brał kule i udawał ciężko chorego. Po pewnym czasie opieka społeczna przeprowadziła wywiad środowiskowy i okazało się, że ich podopieczny nie przebywa pod adresem konkubiny, który podał. Stąd decyzja o cofnięciu mu zasiłku. Zainteresowały się też nim funkcjonariusze.

Bogdan C. musiał wyczuć, że może być śledzony, bo nagle zniknął bez śladu. Poszukiwania nic nie dały, więc 1 grudnia 2008 roku wysłano za nim list gończy i zaraz potem jego sprawę przejęli doświadczeni "tropiciele" z Komendy Wojewódzkiej w Łodzi. Ruszyły poszukiwania. Ścigany był jednak tak sprytny, że porzucał kryjówki i znikał policjantom tuż przed zatrzymaniem.

Najpierw ukrywał się u kolejnej konkubiny (tym razem w Tuszynie), a potem u brata na wsi pod Piotrkowem Trybunalskim. Następnie przygarnął go kuzyn mieszkający w Kozich Głowach pod Poznaniem. Bogdan C. zamelinował się tam na terenie ogródków działkowych "Karolin" na Osiedlu Leśnym. Miał tam niezłe warunki, bo ukrywał się w domku murowanym z kominkiem, w którym kuzyn zainstalował mu nawet kabinę natryskową.

Po pewnym czasie Bogdan C. wyczuł, że policja depcze mu po piętach. Wrócił więc do Łodzi i nawiązał kontakt z kompanem z dawnych czasów, który w Wielkiej Brytanii prowadził firmę budowlaną i zatrudniał w niej Polaków. W ten sposób poszukiwany listami gończymi zgierzanin nielegalnie wyjechał do Anglii. Jednak łódzcy policjanci i tam go wytropili. Poprosili o pomoc - poprzez Komendę Główną Policji w Warszawie - swoich angielskich kolegów ze Scotland Yardu, którzy zatrzymali Bogdana C. 23 listopada 2011 roku. Po miesiącu był już pasażerem samolotu specjalnego, który wystartował w Londynie i wylądował w Warszawie. W końcu 59-latek trafił do aresztu śledczego w Białołęce.

Także za kanałem La Manche zaszył się Zbigniew A. (pseudonim "Trojan"), 34-letni Cygan z Pabianic. Ścigany jest za to, że nie stawił się w więzieniu, żeby odbyć trzyletni wyrok za dwa napady rabunkowe w Łodzi. Według śledczych, latem 2006 roku jednej kobiecie zrabował dwa pierścionki warte 300 zł, a drugą pobił, skopał i zabrał jej 390 zł. Wkrótce wpadł. Jego sprawa trafiła do Sądu Rejonowego Łódź-Widzew, który skazał go właśnie na trzy lata.

"Trojan" nie przejął się wyrokiem. Nie stawił się za kratami i niebawem wrócił do bandyckiego rzemiosła. Według policji, w czerwcu 2008 roku pobił mężczyznę pięściami i drewnianymi kulami oraz przyłożył kobiecie nóż do gardła i zmusił ją do odbycia stosunku. Po tym "Trojan" zniknął. Wysłano za nim listy gończe i Europejski Nakaz Aresztowania, bo widziano go w Anglii - m.in. w Londynie i Nottingham. Być może pomaga mu konkubina, z którą ma pięcioro dzieci. Wydaje się, że jego schwytanie - znając sprawność policji w Anglii - jest tylko kwestią czasu.

Nieco bliżej, bo w Holandii, ukrył się 29-letni Daniel M., znany jako kibic związany z bojówkami łódzkiego Widzewa. Miał bogate przestępcze dossier, bowiem w kartotekach policyjnych notowany był za pobicia, napady i udziały w tzw. ustawkach, czyli bijatykach między kibicami. Prokuratura Rejonowa w Wieluniu wydała za nim list gończy, ponieważ 9 listopada 2011 roku wziął udział w brutalnym napadzie na sklep jubilerski w Działoszynie pod Pajęcznem.

On i jego kompan za pomocą gazu łzawiącego obezwładnili właścicielkę, po czym ją skatowali, bijąc i kopiąc po całym ciele. Bandyci zrabowali biżuterię za 79 tys. zł, zaś ciężko pobita kobieta trafiła do szpitala, w którym przebywała kilka miesięcy. Kompan wkrótce wpadł, natomiast Daniel M. wyjechał do Holandii i wynajął dom w Amsterdamie. Tam wytropili go miejscowi policjanci. Trafił do tamtejszego aresztu, po czym 12 lutego br. - w ramach ekstradycji - odbył lot samolotem specjalnym z Amsterdamu do Warszawy. I on wylądował w areszcie śledczym w Białołęce.

Szczęścia nie miał także 35-latek poszukiwany listem gończym za usiłowanie zabójstwa swojej matki. Został skazany i trafił do więzienia, w którym przesiedział kilka lat, po czym zwolniono go warunkowo. Po wyjściu zza krat dopuścił się rozboju i kierowania autem po pijanemu. Policjanci zatrzymali go dwa lata temu, gdy jechał... tramwajem na al. Kościuszki w centrum Łodzi.

Także dwa lata temu wpadł ścigany listem gończym 47-latek, który w banku przywłaszczył sobie - w ramach debetu - 49 tys. zł. Został zatrzymany przez pracowników Delegatury Dzielnicowej Urzędu Miasta na Polesiu, którzy dysponowali wykazem osób ściganych przez wymiar sprawiedliwości. Poszukiwany nie krył zdumienia, gdy po załatwieniu sprawy przy okienku trafił w ręce wezwanych policjantów.

Bywa, że ścigani sprawcy nie tylko nie uciekają za granicę, ale nawet nie... ruszają się z mieszkania. Tak było w przypadku złodzieja, który przez pewien czas wodził policję za nos ukrywając się w swoim domu parterowym z podwórkiem i ogrodem w Łodzi na Teofilowie. Mieszkał tam z żoną i dzieckiem. Chroniły ich dwa groźne psy, które biegały po obejściu.

Policjanci domyślali się, że rabuś ukrywa się na swojej posesji. Dlatego przychodzili tam o różnych porach dnia: rano i wieczorem. I zawsze - ze względu na psy - nie mogli wejść za furtkę. Za każdym razem żona ściganego wychodziła na podwórko i zamykała psy w kojcu, co zajmowało jej dwie-, trzy minuty. I to wystarczyło, aby jej mąż się ukrył. Gdzie? To było tajemnicą. Policjanci kilka razy zaglądali do domu, sprawdzali różne kąty i zakamarki i nigdy nie wykryli kryjówki.

- Nie dawaliśmy jednak za wygraną - opowiadają policjanci z KWP w Łodzi. - Wreszcie jeden z funkcjonariuszy zwrócił uwagę na wykładzinę w kuchni. Było to gumoleum imitujące parkiet. Okazało się, że było pod nim zamaskowane wejście do piwniczki na ziemniaki, marchewki, pietruszki i inne warzywa. Do kryjówki wchodziło się przez klapę, której brzegi były idealnie dopasowane do wzorków parkietu.

Policjanci podnieśli właz i w piwniczce, zamiast kartofli, ujrzeli ściganego rabusia, który... siedział na krześle przy stole i z rezygnacją wpatrywał się w funkcjonariuszy.

To jednak wyjątek, bowiem przestępcy zazwyczaj ukrywają się poza domem - w kraju i coraz częściej za granicą, czemu sprzyjają otwarte granice i spora liczba Polaków przebywających na zarobkowej emigracji. Wśród takiej grupy Polakowi łatwiej "rozpłynąć się".

- Najczęściej poszukiwani ukrywają się w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka dużo Polaków, a także w Niemczech, Szwecji, we Włoszech i w Holandii - mówią oficerowie z Zespołu Poszukiwań przy KWP w Łodzi. - Najlepiej współpracuje się nam z policją w strefie Schengen. Wśród poszukiwanych przez nas przestępców dominują mężczyźni.

Wśród nich była między innymi 32-letnia Aneta M., która zabiła nożem swego konkubenta. W 2008 roku została skazana na 10 lat więzienia. Za kratami spędziła kilka lat, po czym została warunkowo wypuszczona. Nie wróciła już do zakładu karnego, bo zaczęła się ukrywać. Policjanci wytropili ją w mieszkaniu jej koleżanki przy ul. Andrzeja Struga w Łodzi. Weszli tam 27 lutego br. Otworzyła im gospodyni. Oprócz niej była Aneta M., z której identyfikacją nie było żadnych problemów, bowiem miała przy sobie swój dowód osobisty. Została zatrzymana i szybko trafiła do Zakładu Karnego przy ul. Beskidzkiej w Łodzi.

Podobny scenariusz miał miejsce w przypadku innej łodzianki, 50-letniej Anny S., która zabiła nożem byłego konkubenta. Sąd skazał ją na 22 lata więzienia. Także ona warunkowo została zwolniona i przepadła. Zanim to się stało... wyszła za mąż. I to za kratami.

Jej mężem został notowany za kradzieże i włamania 42-latek, którego poznała i pokochała w Zakładzie Karnym w Grudziądzu. Jest to świeża sprawa i policjanci z grupy pościgowej jeszcze nie trafili na ślad Anny S. Niemniej przypuszczają, że ukrywa się w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki