Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budżet odzwierciedla stan umysłów rządzących

Piotr Brzózka
Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. Adama Smitha.
Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. Adama Smitha. Dziennik Łódzki/archiwum/Grzegorz Gałasiński
"Budżet to polityka. Tak jak emerytura, nie zależy od tego, ile wypracowaliśmy, tylko od decyzji polityków. Jeżeli rząd zakłada niskie tempo wzrostu gospodarczego, to znaczy, że nie chce wyższego". Z Andrzejem Sadowskim, ekonomistą z Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Piotr Brzózka.

Rząd przyjął po cichu projekt budżetu na przyszły rok. Po cichu, bo nie ma się czym chwalić?

Ten budżet nie jest ani gorszy, ani lepszy od budżetów w latach poprzednich. Ma te same genetyczne wady. Budżet to jest kwintesencja czystej polityki, to 100 procent decyzji politycznych. Nawet przy sztywnych wydatkach decyduje polityka. Spójrzmy choćby na kwestię waloryzacji emerytur. Nasza emerytura nie zależy od tego, ile wypracowaliśmy, tylko od decyzji polityków. Poza tym budżet jest odzwierciedleniem stanu umysłu rządzących. Jeżeli przyjęto, że wzrost gospodarczy będzie na bardzo miernym poziomie...

A dokładnie 2,2 procent...

...czyli poniżej potencjału ekonomicznego naszego kraju, to znaczy, że rząd nie chce skorzystać ze wskazania OECD. W ostatnim raporcie sprzed kilku miesięcy OECD pokazało, że gdyby polski rząd skasował absurdalne, szkodliwe przepisy dla gospodarki, to bezinwestycyjnie, bez wydawania złotówki na autostrady, stadiony, bez innych form sztucznego pobudzania koniunktury, mielibyśmy wyższy wzrost gospodarczy.

Jakie przepisy?

Mijają trzy lata, odkąd Ministerstwo Gospodarki zamówiło ekspertyzy u międzynarodowych instytucji, które wskazały na kilkanaście tysięcy przepisów szkodzących gospodarce i powodujących straty. Dlatego rząd od dawna wie, co trzeba zrobić, jeśli chce mieć wyższy wzrost gospodarczy. Jeśli jednak zakłada tak niskie tempo rozwoju, to znaczy, że nie chce wyższego.

Żeby Polska mogła się rozwijać, żeby spadało bezrobocie, potrzebny jest wzrost na poziomie 4,5 - 5 procent. Czy to możliwe w trudnych kryzysowych czasach?

Żebyśmy mieli rozwój, to trzeba odblokować gospodarkę. Rozwój wynika z ludzkiej pracy, a nie wskaźników w przyjętym budżecie. Używając innego argumentu - przy tych samych cenach ropy naftowej były kraje, które się znakomicie rozwijały i przeżywające stagnację. Nie można więc zrzucać np. na cenę ropy tego, że się nie rozwijamy, tak jak nie można tego zrzucać na kryzys światowy. Zresztą nie ma światowego kryzysu, lecz tylko europejski. Inne kraje, choćby w Ameryce Południowej czy Azji, znakomicie się rozwijają. Kryzys nie może być usprawiedliwieniem dla przyjmowania postawy, której głównym celem jest utrzymanie status quo. Europa ma problemy, ale one wynikają z kryzysu instytucji politycznych, mogących zaciągać zobowiązania niemające pokrycia w bieżącym rozwoju gospodarczym, a które zadłużyły i obciążyły swoje społeczeństwa na kilka pokoleń naprzód. To ma konsekwencje - podwyższanie opodatkowania w Europie i Polsce negatywnie wpływa na gospodarkę. Tymczasem Szwecja obniżyła podatki, a mimo to wpływy do budżetu wzrosły.

Chyba Pan nie wierzy, że dziś w Polsce ktoś może obniżyć podatki?

To tylko kwestia decyzji politycznej. Tego, aby przestać wierzyć w dogmat arkusza kalkulacyjnego. Wystarczy uwierzyć w ekonomię, która jest nauką społeczną o zachowaniach ludzi, pokazującą, że im więcej się próbuje ludziom zabrać, tym mniej są skłonni oddać cokolwiek. Gdyby wzrost gospodarczy zależał od wysokości opodatkowania, to należałoby obywatelom zabierać 100 procent dochodów. Wysokie podatki sprawiają, że przedsiębiorcy ograniczają aktywność, obywatele jak mogą starają się unikać płacenia. Widać, że rząd już tylko metodami czysto policyjnymi będzie w stanie pozyskiwać pieniądze do budżetu.

A wie Pan, że wielu ekonomistów uważa przyszłoroczny budżet za i tak zbyt optymistyczny? Mówią, że wzrost PKB będzie mniejszy niż 2,2 proc. I że trudno będzie zwiększyć o ponad 5 procent wpływy do budżetu w sytuacji, gdy będą spadać wpływy z podatków, spadać będzie konsumpcja.

Poruszył pan kilka ciekawych kwestii. Po pierwsze, tylko odblokowana gospodarka może być amortyzatorem tego kryzysu. Premier w 2008 roku powiedział, że to polscy przedsiębiorcy uratowali sytuację, że mieliśmy tylko spowolnienie, a nie kryzys. To niezaprzeczalny fakt. Ale różnica między rokiem 2008 i 2012 polega na tym, że w ciągu czterech lat przybyło absurdalnych, szkodliwych regulacji dla polskiej gospodarki. Dziś sytuacja przedsiębiorców jest gorsza, co oznacza, że mogą nie podołać kryzysowi i jednoczesnemu wypełnianiu absurdalnych obowiązków przy wrogim wciąż nastawieniu administracji rządowej. Nie będzie czasu na jedno i drugie. Najważniejsze jest przywrócenie wolności gospodarczej. Stąd mówienie, że budżet zakłada nader optymistyczne założenia, jest po części prawdą. Tylko pamiętajmy, że budżet to nie jest abstrakcyjny byt. I nie ma takiej nauki, jak budżetologia. Najważniejsza jest realna gospodarka i jej możliwości. Nasze są bardzo duże. Fabryki pracują na część mocy. To, co uniemożliwia wykorzystanie potencjału, to właśnie przepisy.
Rozmawiał Piotr Brzózka

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki