Afera związana z zakupem rumuńskich terenówek Aro od pośrednika dla Komendy Głównej Policji wybuchła pod koniec 2006 roku - to wtedy nastąpiły pierwsze zatrzymania. Do stycznia 2007 zatrzymano łącznie kilkanaście osób związanych z zakupem aut - funkcjonariuszy i pracowników cywilnych KGP oraz przedstawicieli firm motoryzacyjnych. Okazało się bowiem, że terenówki miały wiele usterek, a ich dostawa nastąpiła po terminie. Przypuszczano ponadto, że sam przetarg mógł być „ustawiony”, bo cena zakupu aut u pośrednika była niemal dwukrotnie wyższa od oferowanej przez producenta, a przyjęte kryteria mogły preferować wybór określonej z góry marki.
K., który był dyrektorem ds. sprzedaży został zatrzymany w Warszawie i osadzony w areszcie śledczym 23 stycznia, jako jeden z trzech przedstawicieli firm motoryzacyjnych podejrzanych o udzielanie funkcjonariuszom i pracownikom cywilnym biura logistyki KGP korzyści osobistych i majątkowych w związku z zakupem aut dla policji. Już 16 lutego prokuratura uchyliła tymczasowe aresztowanie. K. został skazany na rok i 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu, ale potem - ostatecznie - uniewinniony. Od początku nie przyznawał się do winy.
20 tys. zł odszkodowania za potknięcie na cmentarzu w Bełchatowie
K. zdecydował się wystąpić z roszczeniami wobec Skarbu Państwa dopiero w ub. roku - początkowo o ponad 93,8 tys. zł odszkodowania za utracone wynagrodzenie 10 lat wstecz (uzasadniał, że w 2007 r. przez aresztowanie ominęła go podwyżka, a kolejne liczone były od mniejszego wynagrodzenia) oraz 100 tys. zł zadośćuczynienia za niesłuszne aresztowanie. Opisywał, że warunki w areszcie były ciężkie, przebywał w celi z osobami podejrzanymi o zabójstwa, rozboje. Po tym doświadczeniu miał stany lękowe, trudności ze spaniem, schudł i musiał brać leki uspokajające.
Żądania były wygórowane
Sędzia SO w Piotrkowie Sławomir Cyniak, który rozpatrywał pozew uznał, że K. nie należy się odszkodowanie za utracone wynagrodzenie, bo podwyżka była uznaniowa i mogła być zrealizowana już po jego wcześniejszym zwolnieniu z aresztu. Żądanie z kolei 100 a potem 50 tys. zł zadośćuczynienia, zdaniem sędziego było wygórowane, bo pozbawienie wolności nie było długie - trwało 25 dni. - Jednakże należało wziąć pod uwagę osobę wnioskodawcy oraz miejsce pracy i zajmowane stanowisko - uzasadniał sędzia Cyniak wyjaśniając, że przy ustalaniu wysokości zadośćuczynienia uwzględnił trudne warunki, jakie panowały w areszcie i „wpływ pozbawienia wolności na osobę wnioskodawcy oraz odzwierciedlenie w mediach”.
Orzeczenie przyznające K. 20 tys. zł zadośćuczynienia nie jest prawomocne. Dodajmy, że w trakcie procesu prokurator wnosił o zasądzenie 10 tys. zł zadośćuczynienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?