Czy głos złotoustego Tomasza Zimocha uzbiera w Łodzi głosy w głosowaniu?

Owe „głosowanie”, o którym wspominam w tytule, to najbliższe, czyli jesienne wybory parlamentarne, a ów bohater całego zamieszania to niejaki Tomasz Zimoch, czyli do niedawna dziennikarz sportowy znany głównie ze swoich - często żywiołowych - komentarzy różnych wydarzeń sportowych, przez co przez niektórych został nazwany „złotoustym”.

Ale co ma Tomasz Zimoch do Łodzi?

Okazuje się bardzo dużo. Na przykład to, że urodził się w Łodzi 30 października 1957 roku, o czym chyba wiele osób nie wie.

Niewielu też pewnie ma wiedzę, że nie jest tylko dziennikarzem, ale również prawnikiem „pełna gębą”, czyli po wszelkich możliwych egzaminach i aplikacjach. To tak trochę rodzinnie, bo jego ojciec był sędzią i pierwszym przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa, a mama zaś farmaceutką. W Łodzi ostatnio kojarzony jest jednak z tramwajami, autobusami i... polityką.

Jeżeli ktoś korzystał z usług Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Łodzi, to oczywiście słyszał płynący z głośników jego charakterystyczny głos zapowiadający najbliższy przystanek i przy okazji atrakcje miasta w pobliżu lub imprezy, które się właśnie odbywają. Na początku ten znany głos był pewnego rodzaju atrakcją, ale z czasem pasażerowie zaczęli mieć trochę tego dość, szczególnie gdy głośniki wydzielały z siebie zbyt wiele decybeli. W końcu niektórzy kierujący tramwajami i autobusami wręcz wyłączali te „komunikaty głosowe”, bo denerwowały i ich, i pasażerów.

Ale teraz do głosu doszła polityka. Tomasz Zimoch został bowiem namaszczony na pierwsze miejsce Koalicji Obywatelskiej na liście w Łodzi, gdzie karty rozdają głównie Platforma Obywatelska i Nowoczesna. To był dla wielu szok. Na przykład dla prezydent Hanny Zdanowskiej, która po ogłoszeniu tej „jedynki wyborczej” zrezygnowała z udziału w sztabie wyborczym KO, bo miała swoich kandydatów.

Jak już wspominałem, redaktor Zimoch znany jest z często egzaltowanych relacji z imprez sportowych. Kibice szczególnie zapamiętali jego komentarz w czasie meczu eliminacji Ligi Mistrzów Widzew Łódź - Brøndby Kopenhaga w 1996 roku. Po strzeleniu gola dającego drużynie polskiej awans, w końcówce meczu zachęcał sędziego do jak najszybszego odgwizdania końca pojedynku. Do historii przeszło wypowiedziane wtedy przez niego zdanie: „Panie Turek, niech pan tu kończy to spotkanie!”

Ale też stwierdził ostatnio: „Jestem obywatelem gorszego sortu, którego bardzo zmartwiły sprawy, jakie dzieją się ostatnio. W ramach Koalicji Obywatelskiej chcę przeciwko temu zaprotestować i przeciw temu działać - oświadczył Tomasz Zimoch. Dziennikarz (teraz już też polityk) tłumaczył, iż chce, aby w Polsce zapanowała „normalność”, a „Polska była krajem kolorowym, a nie szarym”. (...)Nie interesują mnie układy partyjne”.

Czy tak myśli?

Ale w polityce nie ma tak łatwo. Tu gwizdek na koniec meczu nie wystarczy, bo trzeba najpierw skutecznie wejść na murawę i pokazać, co się potrafi, bo po meczu werdykt wymierzą wyborcy...