Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dają duże rabaty tym, którzy chcą płacić gotówką. Na polskich bazarach można usłyszeć, że „jak z plastikiem, to do Niemca”

Jerzy Mosoń
Jerzy Mosoń
Na polskich bazarach króluje płatność gotówką. Nikogo to nie dziwi, a na dodatek ta forma płacenia wiąże się z bonusami.
Na polskich bazarach króluje płatność gotówką. Nikogo to nie dziwi, a na dodatek ta forma płacenia wiąże się z bonusami. jermos/Polska Press Group
Odkąd tydzień temu jedno z ugrupowań polskiej sceny politycznej postanowiło stanąć w obronie gotówki, temat ograniczania tradycyjnych płatności przestał być tabu. Ale na polskich bazarach mówiło się o tym od dawna: brak gotówki, to koniec wolności. Na razie, jak ktoś koniecznie chce płacić kartą na targu, to musi liczyć się z wyższymi cenami. – Rabaty są tylko dla tych, którzy przychodzą z „prawdziwymi pieniędzmi” – mówią kupcy. O jakich zniżkach mowa? Można się zdziwić.

Spis treści

Polacy chętnie płacą bezgotówkowo. Ale czym innym jest możliwość, a czym innym przymus. Gdy polskie władze zaczęły w ostatnich latach zmniejszać limity płatności gotówkowych, to coraz głośniej zaczęli protestować ci, którzy nie wyobrażają sobie życia bez fizycznych pieniędzy. Większość z nich handluje lub kupuje właśnie na bazarach. Łączy ich jednak dużo więcej niż niechęć do płatności bezgotówkowych.

Ten, kto wycofa gotówkę, nie zostanie wybrany

To jak dla wielu Polaków ważna jest możliwość dokonywania płatności gotówką, zauważyli politycy. Z jednej strony, jej ograniczenie to ważny argument dla urzędów skarbowych, które widzą w gotówce ułatwienie dla szarej strefy i ryzyko mniejszych wpływów budżetowych. Z drugiej strony fizyczny pieniądz jest bezpieczniejszy, również z punktu widzenia państwa, ponieważ, w przeciwieństwie do wirtualnego, jest odporny na ataki hakerskie.

Dla ludzi żyjących z drobnego handlu płatność gotówkowa to często jedyna szansa na przetrwanie. Dlatego, gdy kilka dni temu w Sejmie toczyła się dyskusja na temat dalszych ograniczeń w obrocie tradycyjnego pieniądza, nikogo nie zdziwiło, że działacze Suwerennej Polski postanowili powiedzieć: basta, przynajmniej w kwestii płatności gotówkowych dokonywanych przez osoby fizyczne, bo ci, którzy mają firmy, wciąż ograniczeni są limitami. Czy to wystarczy? Sprawa nie jest prosta, szczególnie na targowiskach, gdzie aż wrze od emocji, również politycznych.

Targowiska znikają szybciej niż gotówka

Kiedyś na polskich bazarach było spokojniej. Można było uzyskać nawet nieanonimową wypowiedź do prasy. Teraz panuje tam swego rodzaju mobilizacja i brak zaufania: do polityków krajowych, zagranicznych i sektora bankowego. Na warszawskim targowisku, nieopodal Hali Mirowskiej nie mniejsze emocje, jak ograniczenie płatności gotówkowych, budzi Ratusz – część handlarzy obawia się bowiem, że miasto zlikwiduje ich miejsce pracy, jak to miało miejsce w przypadku innych targowisk, ponieważ budynki zabytkowych hal, to łakomy kąsek dla deweloperów.

– Jak ich stąd przegonią, to będziecie jeść robale i płacić za nie kartami. I wszystko będą o was wiedzieć – wtrąca kobieta przysłuchująca się mojej rozmowie z ekspedientką.

Ta z kolei dodaje z uśmiechem, że akceptuje każdy rodzaj płatności i żadnego ani nie faworyzuje, ani nie dyskryminuje.

Być może niektóre obawy kupców okażą się uzasadnione, bo Warszawa planuje rewitalizację Hali Gwardii i Hali Mirowskiej. Niedawno z mapy stolicy zniknęło lub zostało zmniejszonych kilka innych kultowych targowisk. W okolicy słynnego bazaru na Żoliborzu za Halą Marymoncką pojawiła się pętla autobusowa, a kupcy pozostali jedynie na górnym segmencie targu. Wcześniej miasto zlikwidowało handel nieopodal Pałacu Kultury i Nauki oraz zredukowało Bazar Różyckiego, niegdyś najsłynniejszy w stolicy Polski. O handlu na nieistniejącym już Stadionie Dziesięciolecia mało kto nawet pamięta. Nie ma się zatem co dziwić, że samorząd warszawski nie należy tu do ulubionych, a likwidacja targowisk wpisuje się jednocześnie w spiskową teorię zamachu na gotówkę.

Duże rabaty za niepłacenie kartą

Nic jednak tak nie irytuje kupców, jak banki. Zdenerwowanie potrafi wywołać już samo wyciągnięcie karty płatniczej.

– U mnie tylko gotówka – zaznacza mężczyzna sprzedający „szynkę bez konserwantów”, już na sam widok karty. A dla pani rabacik 15 procent, za płacenie „prawdziwymi pieniędzmi” – dodaje ostentacyjnie, odwracając się do klientki trzymającej zwinięte 20 zł. To wciąż Mirów.

Podobnie jest na legendarnym Wolumenie, gdzie jak ktoś zacznie temat wycofania gotówki z obrotu przez globalistów, to riposta jest bardzo szybka: „ręce precz od gotówki!”. Nie przez wszystkich dobrze widziane jest choćby trzymanie w rękach karty płatniczej. Jedni grzecznie, acz zdecydowanie pokierują do bankomatu PKO BP „przyklejonego” do pobliskiej stacji metra. Inni potrafią być nieprzyjemni.

– Z tym plastikiem, to do Niemca – mówi poirytowany handlarz, wskazując jednocześnie pobliski sklep Lidl, obsługujący mieszkańców Wawrzyszewa.

Na warszawskiej Olimpii, wyciągnięcie karty, w najlepszym razie budzi tylko uśmiech. W każdą niedzielę dużo osób sprzedaje tu antyki, meble, ubrania, ale nie brakuje też straganów z rybami, owocami czy warzywami. Niektórzy kupcy wyposażeni są w terminale, ale przy tych stoiskach ceny są zazwyczaj wyższe o pięć, a nawet dziesięć procent.

– To banksterzy zafundowali nam tę całą inflację. Ja już im dokładać nie będę w prowizjach, choćby mnie zmusili do handlu wymiennego – mówi kobieta sprzedająca warzywa i jak podkreśla: tylko krajowe.

Kupcy są zadłużeni i zdenerwowani na banki

Niechęć kupców do sektora bankowego wydaje się choćby częściowo uzasadniona. W zeszłym roku zaległości przedsiębiorców handlujących na targowiskach wobec banków i dostawców wzrosły do niemal 80 mln zł. Według danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor i bazy informacji kredytowych BIK, szczególnie trudnym okresem okazała się pandemia, podczas której poziom zadłużenia kupców powiększył się o około osiem milionów złotych. Warto też dodać, że średnie przeterminowane zadłużenie firmy handlującej na bazarze, licząc łącznie faktury i pożyczki, wynosi około 27 tys. zł.

Nic dziwnego, że kupcy w dobie drożyzny starają się choćby częściowo ograniczyć koszty handlu i nie korzystają z terminali płatniczych. Każda transakcja kartą płatniczą obciążona jest bowiem kosztem dla handlowca rzędu 0,2 - 0,3 proc. Po stronie strat należy też dodać cenę dzierżawy terminala – zazwyczaj to 50 zł miesięcznie. Warto jednak przypomnieć, że koszty obsługi transakcji jeszcze niedawno sięgały nawet trzech procent. Jest zatem taniej.

Gotówka to wolność

Większość rozmówców przyznaje, że korzysta z kart płacąc, ale sprzedając woli gotówkę. Część osób lubi też polski system BLIK. Pani sprzedająca kurtki na bazarze za Halą Marymoncką chętnie przyjmuje płatności właśnie w ten sposób, choć gotówką również nie pogardzi. Generalnie Polacy jako klienci wybierają właśnie płatności kartą. Jak wynika z danych NBP, na koniec września 2022 r. na polskim rynku znajdowało się 44,1 mln kart płatniczych. W tym samym miesiącu 2017 r. liczba kart sięgała 38,5 mln. Obecnie regularnie użytkowane karty płatnicze stanowią 72 proc. ogółu. To naprawdę dużo. Gotówka jednak wciąż jest w cenie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dają duże rabaty tym, którzy chcą płacić gotówką. Na polskich bazarach można usłyszeć, że „jak z plastikiem, to do Niemca” - Strefa Biznesu

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki