Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Chętkowski: O gender lepiej rozmawiać na lekcjach otwarcie [WYWIAD]

rozm. Sławomir Sowa
Dariusz Chętkowski
Dariusz Chętkowski Krzysztof Szymczak
Z Dariuszem Chętkowskim, publicystą i polonistą z XXI Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi, rozmawia Sławomir Sowa.

Czy Pan i pańscy koledzy nauczyciele propagujecie w szkole ideologię gender?
"Propagujecie" to dość wieloznaczne słowo. Niewątpliwie w programie nauczania ta problematyka ma swoje miejsce. Ale czy sam fakt jej poruszania można nazwać propagowaniem, to już kwestia, kto ocenia. Dla osób krytycznych wobec tego zjawiska samo wymienienie tego słowa jest już propagowaniem.

Dwóch senatorów wystąpiło z projektem, aby w ustawie o systemie oświaty wprowadzić zapis, że "szkoły i placówki wychowawcze przekazują wzorzec małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny jako optymalnego środowiska wychowania dzieci". Uważa Pan, że potrzebujemy ustawowego zobowiązania szkoły, aby przekazywała takie wzorce?
Jako nauczyciel na tego typu zabiegi patrzę z przymrużeniem oka. Były już podobne próby. Na przykład za ministra Giertycha próbowano wychowania w duchu patriotycznym według określonej opcji. Próbowano wycofać z listy lektur szkolnych teksty Gombrowicza i innych autorów, u których pojawiają się na przykład wątki homoseksualne. Wywołuje to zwykle efekt odwrotny od zamierzonego. To darmowa reklama dla tego typu zjawisk. Uczniowie, którzy wcześniej szerokim łukiem omijali Gombrowicza, nagle zainteresowali się jego twórcznością. Zgodnie z zasadą, że jak coś jest zakazane, to znaczy, iż jest warte poznania. Gdyby wprowadzono tego typu zapis, jak pan mówi, mielibyśmy do czynienia niejako z podziemiem zainteresowania gender, co jest znacznie gorsze niż otwarte rozmowy.

Z jaką reakcją taki zapis spotkałby się ze strony nauczycieli?
Gdyby pojawił się zapis de facto zakazujący omawiania problematyki gender, mogłoby się pojawić donosicielstwo, chęć sprzeciwu. Teraz każdy nauczyciel robi swoje, realizuje program, a to wywołałoby niepotrzebne konflikty w gronie pedagogicznym. Taki zapis wywołałby chęć obserwowania i kontrolowania. Część nastawionych katolicko nauczycieli stanęłaby wobec pokusy sprawdzenia, czy wszyscy przestrzegają prawa.

Wspomniani senatorowie argumentują, że większość rodziców chciałaby, aby ich dzieciom szkoła przekazywała takie wzorce, według których sami zostali wychowani.
Ależ szkoła publiczna umożliwia rodzicom kontrolę, są wręcz zachęcani, aby współtworzyli program wychowawczy. Pod takimi programami na początku roku podpisuje się trójka klasowa. Rodzice wiedzą, co nauczyciel będzie realizował, i mogą wnieść zastrzeżenia co do treści.

Spotkał się Pan z tego typu interwencjami rodziców w swojej szkole?
Tak. Chociażby po aferze z arcybiskupem Paetzem. Rodzice poprosili, abym tego tematu nie poruszał i wyraziłem zgodę.
Sławomir Sowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki