Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dbają i walczą o pracowników, a przy okazji sami też się nieźle mają

Marcin Darda, Piotr Brzózka
Janusz Śniadek, szef NSZZ "Solidarność", tryska dobrym humorem. Nic dziwnego, dziś jest jedną z najbardziej wpływowych osób w Polsce.
Janusz Śniadek, szef NSZZ "Solidarność", tryska dobrym humorem. Nic dziwnego, dziś jest jedną z najbardziej wpływowych osób w Polsce. Grzegorz Jakubowski
Związkowi baronowie zarabiają grube tysiące. Jakby tego było mało, ich polityczna aktywność otwiera im drogę nie tylko do medialnej sławy, ale i całkiem niezłych zarobków w radach nadzorczych publicznych spółek

Kilkuset łódzkich związkowców dwa razy w ciągu 10 dni demonstrowało w stolicy przeciw polityce rządu. To jednak tylko część kilku tysięcy związkowych mas, które przetoczyły się ostatnio przez Warszawę. Bronią miejsc pracy? A może - jak twierdzi poseł Jarosław Katulski - głównie swoich ciepłych posadek?

Janusz Śniadek, szef Solidarności w Polsce - 8,5 tys. zł, Bogusław Ziętek, szef Sierpnia 80 - 8 tys. zł, Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego - 9 tys. zł. Waldemar Krenc, szef Solidarności w Łódzkiem, pytany o zarobki, stawia zacięty opór. Odpowiada kalamburami, każe się domyślać. Zapewne od związku dostaje przynajmniej 5,4 tys. zł brutto. Ale ma więcej. Ciągnie go do rad nadzorczych. Kiedyś był w dużej łódzkiej Spółdzielni Mieszkaniowej "Bawełna", teraz jest szefem rady w Grupowej Oczyszczalni Ścieków. Zarobki? Znów tajemnica. Tyle, ile wynosi średnia krajowa pensja. Czyli 3,4 tysiąca złotych brutto? Może.

Inni też kochają rady

Posady w spółkach dostają też inni związkowcy. Co ciekawe, często jako przedstawiciele miasta albo ludzie z miastem kojarzeni. Bogdan Osiński, wieloletni zastępca Krenca, skarbnik Solidarności w Łódzkiem, "od zawsze" zasiada w radzie Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Reprezentuje właśnie gminę. A wiceprezesem w tej spółce był kilka lat temu Paweł Jankiewicz, były wieloletni szef OPZZ w Łodzi. Marian Laskowski, kolejny członek zarządu łódzkiej "S", był do tego roku szefem rady nadzorczej w Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji w Łodzi. Odwołano go po usunięciu z urzędu prezydenta Jerzego Kropiwnickiego. Z kolei emerytowany już (od czerwca) zastępca Krenca, Henryk Formicki, zasilił rady nadzorcze w Widzewskim Towarzystwie Budownictwa Społecznego, a także Ozorkowskim Zakładzie Komunalnym. W przypadku Krenca dochodzi jeszcze giełda, choć to już jego zupełnie prywatna działalność. Tym bardziej za żadne skarby nie zdradza, ile zarobił na parkiecie. Kiedyś, gdy był radnym, napisał w oświadczeniu majątkowym, że jego pakiet akcji wart jest ponad 300 tys. zł. O grze na giełdzie zdradza tylko tyle, że graczem jest "wiekowym" - jest posiadaczem jednego z pierwszych rachunków maklerskich w Łodzi. W każdym razie człowiekiem biednym nie jest. Ma dom w modnym Bukowcu pod Łodzią. Dom jak dom, ale uwagę zwraca wypielęgnowany ogródek w stylu francuskim. Rzeźba, ławeczki, biały żwirek na alejkach...

W przeszłości zdarzało się już, że domy szefów związków kłuły w oczy szeregowych działaczy. Tak był na przykład z "rezydencją" w Sokolnikach, należącą do Zbigniewa Kaniewskiego, szefa Ogólnopolskiej Federacji Związków Zawodowych Przemysłu Lekkiego, której siedziba mieści się w Łodzi. Ale chyba bardziej niż dom związkowców denerwowała sportowa alfa romeo 156, którą podróżował. Służbowo i nie tylko... Zastępca Kaniewskiego Bolesław Bartnik mówił nam wtedy: - Samochód jest potrzebny, ale rzeczywiście, można było kupić skodę. Ludzie żądają wyjaśnień w sprawie tej alfy. Mamy niskie składki, nie powinniśmy się obnosić z luksusem. Auto przekazał w użytkowanie łódzki dealer, Federacja spłacała je w ratach. Dla dealera Kaniewski w jego samochodzie był dobrą reklamą marki...
Tylko PGE milczy

Wiosną Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" zainspirowała wicepremiera Waldemara Pawlaka do próby podliczenia kosztów funkcjonowania związków w państwowych spółkach. Wyniki dla wielu były szokujące, choć i tak nie pokazywały zjawiska w całej rozpiętości. Na podstawie ankiet, rozesłanych do zarządów przez resort skarbu, ustalono, że spółki wydają na swoje związki 51 mln zł rocznie. Rekordzistą okazała się grupa energetyczna Tauron z Katowic - tu związkowcy pochłaniają aż dziewięć milionów złotych! Drugie miejsce zajął miedziowy gigant KGHM z wynikiem 8,5 miliona złotych. Ten drugi przypadek był "szczegółowo" rozrabiany w mediach już wielokrotnie. Większość wielomilionowych kosztów pochłonęły pensje 40 związkowych działaczy. Ich średnie wynagrodzenie wyliczono na ponad 13 tysięcy złotych (trzeba pamiętać, że KGHM to w ogóle kraina mlekiem i miodem płynąca, gdzie średnia płaca wynosi 8 tys. zł). "Dziennik Gazeta Prawna" podał, że rekordziści biorą z kasy spółki 22 tys. zł miesięcznie - więcej niż niejeden menedżer w prywatnej firmie. Wspomnieliśmy, że ankieta MSP nie pokazywała całej skali zjawiska. Była to między innymi "zasługa" Polskiej Grupy Energetycznej, w skład której wchodzą kopalnia i elektrownia w Bełchatowie, a także sprzedające prąd spółki z Łodzi. PGE nie odpowiedziała na pytanie rządu. I do dziś unika odpowiedzi - pytana także przez nas.

Związkowe eldorado

W woj. łódzkim dziś prawdziwe związkowe centrum to właśnie Bełchatów. Tylko w kopalni i elektrowni działa trzynaście związków zawodowych. Najwięcej w kopalni - siedem. Każda organizacja ma ludzi, oddelegowanych do prac związkowych na etatach. Oczywiście nie górniczych, a typowo związkowych. Dostają lokal, telefon, faks, komputer etc. Liczba oddelegowanych zależy od rzędu dusz , które związki mają na posiadaniu w firmie. Wszyscy pensję otrzymują od zarządu kopalni, który płaci też za ich wyjazdy na szkolenia. Dla wielu zwykłych związkowców często oznacza to konflikt interesów, w którym przegrają szefowie związków. Mechanizm jest taki, że oddelegowywany związkowiec ma pensję mniej więcej taką, jaką miał na stanowisku górniczym. Ile zatem zarabia? Kopalnia te sumy trzyma w tajemnicy.

- Podanie dokładnych kwot wynagrodzeń naruszałoby przepisy, dotyczące ochrony danych osobowych, w związku z czym stawki wynagrodzeń nie mogą zostać podane - odpowiada nam Beata Nawrot-Miller z PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna SA.

Trochę światła na zarobki związkowców może rzucać specyficzna polityka finansowa Jacka Kaczorowskiego, niegdyś szefa kopalni, a dziś prezesa PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, która skupia kilkanaście spółek energetycznych.

Otóż gdy Kaczorowski dostał fotel prezesa kopalni, od razu dał podwyżki szefom związków. Prezes tłumaczył, że zarabiają za mało. Może i miał rację, ale wyszła mu przy okazji zręczna polityczna zagrywka, która związkowców postawiła w niezręcznej sytuacji.

Podwyżka? Nie, dziękuję

Szare masy związkowe poczęły wytykać im maszerowanie na pasku zarządu. I jeden po drugim zaczęli podwyżek... odmawiać. Cezary Wachecki, wówczas szef jednego ze związków, odmówił, bo awans finansowy o cztery grupy wzwyż był dla niego wątpliwy moralnie. Jak argumentował, zwykły górnik na skok o jedną grupę mógłby czekać nawet całe życie. Szef innego związku, który nie chciał chwalić się nazwiskiem, mówił wprost, że oskarżano go o zdradę. Chciał zrezygnować. "Chciał", ale mu się nie udało. Pisemne wnioski o cofnięcie podwyżek (mogło chodzić nawet o 500 zł - 1.000 zł. ) zarząd po prostu odrzucał. Ile w ogóle PGE kosztują związki też trudno się dowiedzieć, bo spółka odpowiedzi odmawia. Zbigniew Matyśkiewicz, szef Solidarności w kopalni, stwierdził, że nie interesują go te koszty
- W całej Europie związki oddelegowują przedstawicieli na etaty, za które płaci zakład. Dlaczego w Polsce ma być inaczej? - pyta Matyśkiewicz . - Zresztą na etacie związkowym kosztowałbym tyle samo, ile na stanowisku górniczym.

Jak wyliczył portal money .pl, w Polsce działa aż sześć tysięcy związków, do których należy 2,5 mln osób, co stanowi 16 proc. pracujących Polaków. Wbrew mitom, na tle wielu krajów europejskich to niewiele, bo w Danii czy Szwecji uzwiązkowienie sięga 70 - 80 proc. W Irlandii i Włoszech to 35 proc., na Słowacji i w Wielkiej Brytanii - 30 proc. Na drugim biegunie jest Francja, gdzie do związków należy tylko 8 proc. pracowników.

Do podobnych konstatacji prowadzi ostatnie badanie CBOS. Instytut oszacował, że do związków należy 7 proc. wszystkich Polaków, czyli 15 proc. pracujących. Przynależność do związków szczególnie preferują pracownicy średniego szczebla i techniczni. Częściej niż przeciętnie do związku zapisują się też... menedżerowie i specjaliści z wyższym wykształceniem. Działalności sprzyja własność państwowa. W instytucjach publicznych i spółkach państwowych do związków należy co trzeci zatrudniony.

A jak oceniamy działalność związków? Tak sobie. Według CBOS, aż 44 proc. Polaków przyznało, że w firmach związki nie są skuteczne, choć... się starają. Aż 33 proc. nie dostrzega żadnych pozytywów pracy związków, a tylko 14 proc. czuje wobec nich wdzięczność. Jeżeli chodzi o działalność pożyteczną dla kraju - jest lepiej - prawie 40 proc. ocenia związki pozytywnie, a 29 proc. negatywnie. Ciekawe jest też, że połowa badanych jest za tym, by wzrosła rola związków w kraju, a tylko co dziesiąty uważa, że jest ona zbyt duża.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki