Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Debata gospodarcza PiS to dobry start do dalszych rozmów

Sławomir Sowa
Piotr Kuczyński, analityk ekonomiczny portalu Xelion
Piotr Kuczyński, analityk ekonomiczny portalu Xelion Bartłomiej Ryży/Polskapresse/archiwum
Za nami debata gospodarcza PiS. Wydarzenie oceniają politycy i ekonomiści. Zgodnie zwracają uwagę na potrzebę dalszej dyskusji. Świadczy o tym fakt, że ekonomiści wzięli udział w debacie, choć organizowało ją PiS. Z Piotrem Kuczyńskim, analitykiem ekonomicznym portalu Xelion, rozmawia Sławomir Sowa

Co Pana najbardziej zainteresowało w debacie ekonomicznej na temat programu gospodarczego PiS?

Wystąpienie profesora Witolda Modzelewskiego w sprawie podatków, który opowiadał między innymi o tym, jak on sam zarabia na tym, żeby inni unikali płacenia podatków, dlaczego nasze prawo na to pozwala i że nic z tym nie robimy. To naprawdę mnie poruszyło. Wiem, że profesor ma dość krytyczne stanowisko wobec naszego systemu podatkowego, ale nie myślałem, że kwestia podatków wygląda aż tak źle.

A co najmniej się Panu podobało?

To co zaprezentował Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. To po prostu wołało o pomstę do nieba. Brakowało ministra Rostowskiego, aby odpowiedział na idiotyczne zaczepki typu "sztukmistrz z Londynu". To było i niesmaczne, i znacznie odbiegało od poziomu tej debaty. Sam nie wiem, skąd pan Szewczak wziął wyliczenia, że Ministerstwo Finansów, broniąc w ubiegłym roku siły złotego, zużyło na to 45 miliardów złotych. Myślę, że niejedna z liczb przez niego przytoczonych została wzięta nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co.

Użył też stwierdzenia, że Polska jest dojną krową, co ma chyba niewiele wspólnego z ekonomią...

Tak, to było najgorsze wystąpienie. Ale pozostałe głosy miały charakter merytoryczny. Mieliśmy profesorów Osiatyńskiego i Gomułkę, Ryszarda Bugaja, z drugiej strony Andrzeja Sadowskiego i Roberta Gwiazdowskiego, żeby wymienić tylko kilka przykładów. Grono było więc bardzo zróżnicowane, od prawa do lewa. Debacie nie zaszkodził wcale brak Leszka Balcerowicza, byli jego godni następcy.

Podczas debaty padło kilka ciekawych pomysłów. Na przykład Jerzy Kropiwnicki zasugerował odkupienie przez państwo części banków od kapitału zagranicznego, powołując się na ich zachowanie podczas kryzysu...

Wcześniej o polonizacji banków mówił już Jan Krzysztof Bielecki. Coraz częściej zaczyna się mówić, że oddanie większości polskich banków kapitałowi zagranicznemu było błędem. Można było spróbować to naprawić przy zmianie właściciela WBK, ale tego nie zrobiono. Na siłę nie będziemy nikomu zabierać żadnych banków, ale jeżeli ktoś będzie chciał sprzedać udziały w banku, to jestem za tym, aby kupił je polski kapitał.

Kontrowersje wzbudził pomysł PiS wprowadzenia podatku obrotowego dla banków i hipermarketów. Pan jest wśród zwolenników czy przeciwników?

Wiadomo, supermarkety unikają podatków i jest to nieuczciwe. Tyle że jak taki podatek zostanie nałożony, to przerzucą go na klientów. Choć nie można wykluczyć, że jeśli ceny w supermarketach pójdą w górę, to skorzystają na tym właściciele mniejszych sklepów.

Jak Pan ocenia samą debatę?

Wolałbym określenie "wydarzenie" niż "debata". Jeśli podzielić te trzy godziny na około 30 uczestników, przypadnie kilka minut na osobę. W tym przypadku można raczej mówić o resume czyichś poglądów niż debacie. Dyskusję można odbyć w takim samym czasie, ale w gronie najwyżej kilku osób, gdzie można przerzucać się argumentami i kontrargumentami. Wtedy słuchacz miałby szansę zorientować się, o co chodzi i wyrobić sobie zdanie. Ale samo to wydarzenie jest istotne nie dlatego, że się odbyło i wiele znakomitości w nim uczestniczyło, ale dlatego, że może rozpocząć dyskusję. To jednak zależy od mediów. Weźcie dwóch adwersarzy, niech ze sobą dyskutują, ale tak naprawdę, a nie, żeby każdy dostał po 10 sekund przed kamerą.

Nie zdumiewa Pana, że musiała być jednak bardzo duża potrzeba takiej dyskusji, skoro przybyło tylu ekonomistów i nie przeszkadzała im marka PiS i obecność Jarosława Kaczyńskiego?

Tak, to rzeczywiście godne uwagi, choć część zaproszonych odmówiła.

A czy spośród tych nieobecnych brak ministra Rostowskiego zaszkodził, czy pomógł debacie?

Przed tym wydarzeniem mówiłem, że to dobrze, że go nie będzie, ponieważ pan Rostowski jest nie tylko ministrem finansów, ale i rasowym politykiem. Tam brali udział profesjonaliści, choć o różnych poglądach. Rostowski nie wytrzymałby poetyki dyskusji ekonomicznej i rozpocząłby przemowę polityczną, a to zaburzyłoby przebieg debaty. Mimo to żałowałem, że nie ma Rostowskiego podczas przemowy Janusza Szewczaka. Odpowiedziałby mu tak, że w pięty by mu poszło.

Jakie wnioski wyciągnąłby Pan z tej debaty, gdyby Pan był premierem albo ministrem gospodarki?

Że to co dzieje się na oczach kamer to jest teatr, a wypowiedzi są adresowane głównie do widzów. Jednocześnie zaprosiłbym kilku uczestników tego spotkania na kilka porządnych sesji, dałbym im podyskutować przez kilka godzin, ale już bez kamer. Jako premier chciałbym przy tym być, aby móc im zadawać pytania. Z takich dyskusji postarałbym się wyciągnąć wnioski.
Rozm. Sławomir Sowa

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki