Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do czego służą wiceprezydenci prezydent Hanny Zdanowskiej

Piotr Brzózka, Marcin Darda
Hanna Zdanowska nieustannie pracuje nad liftingiem swej prezydenckiej machiny, wymieniając obtłuczone i zużyte zderzaki na bardziej błyszczące egzemplarze
Hanna Zdanowska nieustannie pracuje nad liftingiem swej prezydenckiej machiny, wymieniając obtłuczone i zużyte zderzaki na bardziej błyszczące egzemplarze Krzysztof Szymczak
Marek Cieślak i Krzysztof Piątkowski są z Hanną Zdanowską od początku, inni przeszli już do historii. Wiceprezydent Łodzi jest jak zderzak i saper zarazem. Ma rozbrajać miny i przyjąć na siebie wybuch, żeby prezydent Zdanowska wyszła bez szwanku.

Zderzak - rzecz przydatna. W razie wypadku pochłania energię. Jak się przy tym urwie, to nawet lepiej. Jak się wgniecie, też płaczu nie ma - zderzaka się nie klepie, zderzak się wymienia. Ta uniwersalna prawda najlepiej sprawdza się w dwóch branżach - motoryzacji i polityce, także tej w lokalnym wydaniu. A kto w strategii prezydenta dużego miasta lepiej nadaje się do roli zderzaka, jeśli nie wiceprezydent? Nie, żeby od razu przypisywać prezydent Hannie Zdanowskiej makiaweliczne ciągoty, ale... polityczna story sama tak się układa.

Powołany przed tygodniem na stanowisko wiceprezydenta Łodzi Ireneusz Jabłoński, bezpartyjny ekonomista z doktoratem, ze wszech miar jest predestynowany, by wpisać się w teorię zderzaka, choć niewykluczone, że jego ambicje sięgają daleko ponad to. Aczkolwiek, akurat w kwestii ambicji, sam zainteresowany mówi, że nie są one polityczne. Jeśli faktycznie, to jest to wprost idealna wiadomość dla Hanny Zdanowskiej.

Jabłoński trafił do magistratu, by wziąć na swoje barki (i na klatę) dużą część planowanego procesu reorganizacji czy też restrukturyzacji urzędu i podległych mu jednostek. Jego życiorys pokazuje, że powinien się na tym znać jak mało kto, choć dotąd działał głównie w sektorze finansowym. A że niewiele jest zmian bez ofiar w ludziach, pewnie i w tym przypadku nie obędzie się bez łez. Jabłoński sprawia wrażenie człowieka, który tych łez się nie ulęknie.

"To nie ja, to Irek..."

Warto przy tym zauważyć, że jest Jabłoński kierowany na odcinki, które tradycyjnie uważane są za pole minowe i które dla zawodowego polityka wiązałyby się ze zbyt dużym ryzykiem wizerunkowym, żeby nie powiedzieć - sondażowym. Ma Jabłoński drogi, które są nieusuwalnie uciążliwe, bo albo są dziurawe, albo w remoncie. Ma także niereformowalny i oddany mu do likwidacji Zarząd Dróg i Transportu, a także wydział budynków i lokali. A budynki, jak wiadomo, w tym mieście się walą. Żeby ratować pozostałe, trzeba podnosić czynsze, a to, jak wiadomo, kwestia szczególnie drażliwa społecznie. Zwłaszcza, kiedy koalicjant Platformy, czyli SLD, taki w kwestii podwyżek wrażliwy... Wtedy łatwo będzie powiedzieć, "to nie ja, to Irek".

Jabłoński w strukturze władz zajmuje miejsce po Agnieszce Nowak, ale prawdę mówiąc, z wielu względów bardziej jego sylwetka pasuje do innej wiceprezydenckiej linii, tej jakby bardziej medialnej, a przy tym trochę twardszej, trochę bardziej biznesowej. Bardziej on jest następcą Arkadiusza Banaszka i Radosława Stępnia niż Tomasz Treli z SLD, który tuż po wyborach wpasował się w wakat po Stępniu. Ale po kolei...

Dopieszczanie frakcji PO

Pierwszy zarząd, sformowany przez Hannę Zdanowską wkrótce po wygranych przez nią wyborach w 2010 roku, sprawiał wrażenie... trochę przypadkowego. Był tam Paweł Paczkowski, niejako odziedziczony wraz z urzędem - to człowiek, który pełnił obowiązki prezydenta miasta przez 7 dni, po złożeniu urzędu przez komisarza Tomasza Sadzyńskiego, a przed objęciem go przez Zdanowską. De facto Paczkowski był człowiekiem wojewody Jolanty Chełmińskiej, która na te 7 dni pełnienia obowiązków prezydenta Łodzi powołała go bez konsultacji z PO, co wtedy wielu możnych zirytowało.

Stanowisko wiceprezydenta otrzymała też radna Agnieszka Nowak. Wówczas komentowano (i do dziś ta interpretacja nieszczególnie się zmieniła), że to kandydatura niejako z parytetu, wynikająca z potrzeby dopieszczenia mocnej wtedy w Platformie frakcji Młodych Demokratów, a także z potrzeby wbicia szpilki we wrażliwe ciało lidera tego środowiska, czyli przewodniczącego Rady Miejskiej Tomasza Kacprzaka. Kacprzak liczy na wiceprezydenturę zawsze, gdy pojawia się wakat - i zawsze jest pomijany. Wtedy, u zarania prezydentury Zdanowskiej, liczył na nadzór nad bogatymi w stołki spółkami miejskimi, acz prezydent Zdanowska w wywiadzie dla "Dziennika Łódzkiego" stwierdziła bezdyskusyjnie, że "nie zna menedżerskich osiągnięć Tomasza Kacprzaka". Nie zapominajmy, że już wtedy miastem, jak korporacją, mieli zarządzać menedżerowie.

Kolejnemu z wiceprezydentów, Markowi Cieślakowi, przypisywano wcześniej pewne ambicje, może nawet samodzielnego startu w wyborach, czemu i on sam swego czasu nie zaprzeczał. Nic takiego jednak się nie stało, natomiast jako prezes Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej jawnie poparł przed wyborami Zdanowską. A może większe znaczenie miała długa znajomość z Cezarym Grabarczykiem? Cieślakowi wypomina się, że należał do PiS, ale przecież w Łódzkiem był współzałożycielem Kongresu Liberalno-Demokratycznego, razem z Grabarczykiem.
"Ona chowa się za swoimi zastępcami"

Zaś Krzysztof Piątkowski, wówczas działacz Prawa i Sprawiedliwości, pojawił się w zarządzie jako emanacja koalicji Platformy z PiS. I o dziwo to on, jako pierwszy, ostro wszedł w rolę zderzaka, biorąc na swoje polityczne konto odium związane z likwidacją szkół. Wtedy, nieco ponad 2 miesiące po objęciu prezydentury przez Hannę Zdanowską, po raz pierwszy zaczęto mówić, że chowa się za wiceprezydentami, także dlatego, że w Łodzi było to coś nowego. Jerzy Kropiwnicki, poprzednik Zdanowskiej, firmował swym nazwiskiem całą politykę miasta, obojętnie czy wiązało się to z sukcesami, czy z wpadkami.

Wystąpienie wiceprezydenta Piątkowskiego z projektem likwidacji szkół było zresztą przyczyną pierwszego politycznego przełomu tamtej kadencji. Ponieważ część radnych PiS zagłosowała za likwidacją 19 placówek, prezes Jarosław Kaczyński rozwiązał łódzkie struktury PiS. Tomasz Piotrowski, dyrektor gabinetu Zdanowskiej, komentował wtedy, że nie widzi przeszkód, by wykluczeni z PiS radni, na czele z Piątkowskim, pozostali jako klub niezależny w koalicji z PO. A Hanna Zdanowska gorąco podziękowała Piątkowskiemu za przeprowadzenie trudnego projektu.

Widać, że wdzięczność za okazaną wtedy niezłomność nie ma granic, bo Piątkowski wiceprezydentem jest do dziś. Nie dość, że nie został "odstrzelony", to jeszcze był jedynym z wiceprezydentów, o którym w ostatnich tygodniach nikt nie mówił, że jest nominowany do odejścia z ratusza. No i ma ten były prominent łódzkiego PiS zasługi dla PO, a nawet zaplecza prezydent Łodzi. Do Koła Aktywności PO przyprowadził ze sobą ze 40 osób, a liczebność kół zawsze ma znaczenie na walnym wyborczym zjeździe PO, tym bardziej że Koło Aktywności liczy się od dawna w setkach członków. No i wszedł wiceprezydent Piątkowski do zarządu PO w Łodzi.

Natomiast, co ciekawe, do dziś Piątkowski zbiera cięgi od swoich dawnych kolegów, którzy nie mogą zapomnieć mu nie tyle samej likwidacji szkół, co faktu, że duża część elektoratu PiS dalej tę likwidację przypisuje partii Kaczyńskiego. Jak więc widać, Piątkowski w roli zderzaka, a może nawet falochronu, wciąż świetnie się sprawdza.

Ekspert od oszczędzania na latarniach miejskich

O ile pozycja Piątkowskiego jest niewzruszona, o tyle dużo więcej działo się w linii zapoczątkowanej przez Pawła Paczkowskiego. Ten były szef łódzkiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia dostał do nadzoru elementy tej samej ciężkiej materii, co dziś Jabłoński: drogi, wydział budynków i lokali i temu podobne. Ze stanowiska zrezygnował już wiosną 2011 roku, jak wtedy podawano - z przyczyn osobistych. To wtedy po raz pierwszy w orbicie publicznych rozważań znalazł się Ireneusz Jabłoński. Padła wtedy propozycja czy nie - oto jest pytanie. Jabłoński mówi, że propozycji nie było, przynajmniej twardej.

Twardą propozycję otrzymał za to Arkadiusz Banaszek, menedżer co się zowie, idealny jakoby człowiek do wdrażania jednej z kluczowych idei Hanny Zdanowskiej z pierwszego okresu rządów - menedżerskiego stylu zarządzania magistratem. Banaszek podszedł do zadania z rozmachem, nie krygując się szczególnie. Miasto miało problem z dłużnikami czynszowymi? To do kontenerów ich. Finanse gminy kuleją? Trzeba oszczędzać, choćby na miejskich latarniach. Gaszenie miejskich latarni jeszcze przed wschodem słońca i zapalanie ich już po zachodzie słońca, gdy było ciemno, irytowało wszystkich, łącznie z aktywem PO, który uznał to za pomysł idiotyczny, skoro w ciągu roku może przynieść "tylko 50 tys. zł". Ale o tym, jak i o "kontenerach dla eksmitowanych" dyskutowano parę tygodni.

Tymi działaniami Banaszek przeszedł już do historii łódzkiego samorządu. Fakt, ośmieszył się w oczach łodzian, ale ośmieszył tylko siebie, nikogo innego. Hanny Zdanowskiej to szczególnie nie obciążało, ba, deliberacje na temat poczynań Banaszka zdjęły nawet na jakiś czas uwagę opinii publicznej z jego szefowej. On był złym policjantem, ona dobrym.

Gdy Banaszek wystarczająco się zużył, na horyzoncie pojawił się Radosław Stępień - ściągnięty do Łodzi wprost ze stanowiska wiceministra infrastruktury, które miał stracić lada dzień. Tę nominację wieszczyliśmy zresztą kilka miesięcy wcześniej, choć wtedy na użytek mediów odegrano mały teatr. Stępień? Nie ma takiej potrzeby, Banaszek jest świetny.
Wiceprezydent od struktury dziur w jezdni

Stępień, bliski współpracownik Cezarego Grabarczyka, prawnik, człowiek niewątpliwie inteligentny i błyskotliwy, karierę w Łodzi rozpoczął od bezprecedensowej akcji osobistego, organoleptycznego badania struktury dziur w miejskich ulicach, "bo każda dziura ma swoją strukturę". Jeśli jest choć cień prawdy w domysłach, że do głównych zadań Stępnia miało należeć ocieplenie wizerunku magistratu po Banaszku, to udało mu się to nad wyraz na samym wstępie - można powiedzieć, że aż do granic śmieszności. Po takim starcie Stępień miał już trochę pod górkę, choć idealnie sprawdzał się, biorąc na siebie choćby efektowne szermierki słowne z radnymi.

Tyle że któregoś dnia Stępień po prostu odszedł. Na stanowisko wiceprezesa Banku Gospodarstwa Krajowego. Odegrano przedstawienie, z którego miało wynikać, że to awans, w dodatku korzystny dla Łodzi, bo będziemy mieć swojego człowieka w Warszawie. Tyle że uporczywie powracały wtedy opinie, jakoby Stępień, w końcu człowiek z pewnym życiowym dorobkiem, nie wytrzymał psychicznie sytuacji, w której między nim a jego szefową jest ktoś jeszcze. A konkretnie Tomasz Piotrowski i radny Paweł Bliźniuk, obaj młodsi o całe pokolenie, a będący de facto najbliższymi doradcami prezydent Zdanowskiej.

Może to prawda, może nie, w każdym razie, przy całej tej zmienności układów, jedno jest niezmienne - Piotrowski i Bliźniuk stanowią najbliższe zaplecze Zdanowskiej. Pierwszemu z nich przypisywana jest czasem rola faktycznego pierwszego wiceprezydenta, drugi ponoć był ostatnio brany pod uwagę przez Zdanowską w kontekście nominacji na to stanowisko. Stępień zderzakiem był idealnym, m.in. ze względu na dystans, jaki miał do siebie samego. Uśmiech niemal nie schodził mu z twarzy, a wszystko spływało po nim jak po kaczce.

"Trzeba wstrząsnąć ambicją Cieślaka"

A skoro już padło hasło "pierwszy wiceprezydent"... Pierwszym "pierwszym" był u Zdanowskiej Marek Cieślak. Człowiek kilka lat temu uchodzący za niezwykle wpływowego, ostatnio jednak wyglądający jak cień siebie samego. Osłabł w medialno-wizerunkowym wymiarze, a i w urzędzie jego faktyczna pozycja chyba maleje istotnie. Tydzień temu przytaczaliśmy dość uwłaczające dla niego wypowiedzi, padające ze strony Platformy. Że "Marek musi się obudzić", że "musi intelektualnie i merytorycznie nawiązać do początków pierwszej kadencji" . A jak nie, to może będą kolejne decyzje. Niby to normalne przy przeróżnych ścierających się frakcjach, ale dla zainteresowanego zapewne to nic miłego. Ciekawa jest też interpretacja, którą w tym miejscu warto przytoczyć: że Jabłoński pojawia się w zarządzie, by wstrząsać ambicją Cieślaka....

Pewną wymierną oznaką słabnącej pozycji jest też utrata tytułu pierwszego zastępcy. Choć przyznanie go Tomaszowi Treli bardziej jest wyrazem politycznych potrzeb niż realnych wpływów. Zdaje się zresztą, że przymiotnik "pierwszy" ma znaczenie niezwykle ambicjonalne dla obu zastępców, bo gdy przyjrzeć się facebookowym profilom wiceprezydentów, to Łódź ma dwóch pierwszych wiceprezydentów: Cieślaka i Trelę, bo obaj takie funkcje sobie wpisali w profilach.

Trela pierwszym wiceprezydentem został jako świeżo dokooptowany koalicjant, ale ciężko powiedzieć, że to gracz wagi ciężkiej. Powierzone mu sprawy socjalne są wprawdzie jednymi z kluczowych w tak biednym mieście jak Łódź, jednocześnie to działka, która nie ma szczególnego politycznego znaczenia. No, może poza takim, że leży w obszarze bezpośredniego zainteresowania opozycyjnego PiS, co znaczy, że będziemy świadkami młotkowania przez opozycję Treli, a nie Zdanowskiej na sesjach.

Zdanowskiej nie przeszkadzała zresztą nieobecność przebywającego na urlopie Treli w prezentacji nowego składu zarządu miasta, fakt może bez znaczenia, ale symboliczny i komentowany. Nie załatwił Trela zbyt wiele pracy ludziom z SLD, a gdy nominował kilka osób do rad nadzorczych, odium z tego tytułu przykryły w publicznym odbiorze roszady w tym samym czasie czynione w radach przez Platformę.

Ciekawe co będzie, gdy dojdzie do konfrontacji Treli z Ireneuszem Jabłońskim w kwestiach zasadniczych, takich jak wysokość opłat czy prywatyzacja spółek, bo będzie to zderzenie podejścia lewicowego z podejściem liberalnym. A wydaje się, że do konfliktu takiego prędzej czy później dojść musi. Być może ucierpi na tym ego obu, być może zwycięzcą, w roli rozjemcy, okaże się Hanna Zdanowska. Bo jest bardzo prawdopodobne, że druga kadencja Hanny Zdanowskiej będzie odzwierciedleniem jej strategii z kampanii wyborczej, czyli "flying over the race". Ten "lot nad wyścigiem" może w tym przypadku wyglądać tak, że złymi policjantami będą wiceprezydenci. Ona tylko dobrym, rozdzielającym kłótników ze zniewalającym uśmiechem dobrej cioci.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki