18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Elżbieta de Lazari: narodziny wnuków to niesamowite wydarzenie

Joanna Leszczyńska
Elżbieta de Lazari, rusycystka i anglistka oraz babcia dwojga wnucząt.
Elżbieta de Lazari, rusycystka i anglistka oraz babcia dwojga wnucząt. archiwum prywatne
Zanim nasze wnuczęta pojawiły się na świecie, obserwowałam relacje dorosłych z dziećmi. Bolało mnie, gdy zauważałam, że ludzie traktują dzieci jako osoby, którym się mniej należy, które wiele nie rozumieją, więc można na przykład im coś niemiłego powiedzieć. Także za ich plecami. Traktujemy nasze wnuki jak pełnoprawnych członków rodziny. Z Elżbietą de Lazari, rusycystką i anglistką oraz babcią dwojga wnucząt, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Czy to prawda, że łatwiej jest wychowywać wnuki niż dzieci?

W pewnym sensie tak. Dlatego że babcia czy dziadek nie biorą na siebie takiej odpowiedzialności za wychowanie wnuków, jaką biorą rodzice. Oczywiście, jeżeli dziecko zachowuje się niestosownie, my także reagujemy. Jako dziadkowie staramy się naszej 6,5-rocznej wnuczce Zosi i 8-letniemu Jankowi przekazać wszystko, co najlepsze i najciekawsze na tym świecie. Narodziny naszych wnuków były niesamowitym wydarzeniem w naszym życiu. Postanowiłam, że będę przede wszystkim swoje wnuki szanować.

Czy to wynika z Pani przemyśleń, jaką była Pani matką, a jaką chciałaby być Pani babcią?

Doświadczenie z bycia rodzicem niekoniecznie musi się przekładać na wyciąganie wniosków z popełnianych błędów. Błędy w wychowaniu zawsze się popełnia. Okazywanie szacunku drugiemu człowiekowi jest dla mnie sprawą kluczową. Zanim nasze wnuczęta pojawiły się na świecie, obserwowałam relacje dorosłych z dziećmi. Bolało mnie, gdy zauważałam, że ludzie traktują dzieci jako osoby, którym się mniej należy, które wiele nie rozumieją, więc można na przykład im coś niemiłego powiedzieć. Także za ich plecami. Traktujemy nasze wnuki jak pełnoprawnych członków rodziny. W stosunku do córki też stosowaliśmy tę zasadę, ale być może nie zdając sobie sprawy, czasami były uchybienia. Ale ta decyzja o okazywaniu szacunku na pewno nie była naszym doświadczeniem z okresu wychowywania córki. Po prostu jestem teraz bardziej świadoma, że nie krzyczy się na dziecko, nie nazywa się go brzydko, nawet jeśli ono tego nie rozumie.

W jaki sposób Pani i Pani mąż, prof. Andrzej de Lazari, ceniony rosjoznawca, spędzacie z wnuczętami wolny czas?

Między innymi uczę je angielskiego.

A nie jest tak, że jak zobaczą babcię, to pojawia się strach, że zaraz będzie wkuwanie?

(śmiech). Zosia przepada za tymi lekcjami. Sama się o nie upomina. Jeśli lekcja jest krótka, jest rozczarowana. Janek uczy się pilnie, ale wynika to bardziej z jego poczucia obowiązku niż z własnej chęci. Znacznie chętniej uczy się angielskiego, jeśli jest to połączone z zabawą, z wykonaniem polecenia, powiedzianego po angielsku. Natomiast wkuwanie przy biurku szybko go nudzi.
Z kolei mąż stara się uczyć Janka grać w szachy. Partyjka szachów jest punktem obowiązkowym przy każdym spotkaniu. Chce Janka nauczyć skupienia, logicznego myślenia, choć oczywiście sama przyjemność gry też jest ważna. Zosi oboje opowiadamy o zwierzętach, bo z niej jest urodzony zoolog.

Czy doświadczenie dziadków, wynikające z tego, że oni już wychowali swoje dzieci, sprawia, że są bardziej spokojni, zdystansowani wobec różnych problemów, wynikających z wychowywania wnuków?

Z jednej strony, tak. Staram się zawsze uspokoić córkę, że wszystko będzie dobrze. I nie okazywać niepokoju przy dzieciach. Ale cały czas myślę o tym i dopytuję Kasię, czy na pewno wszystko co potrzeba zostało zrobione. Jednak sama nie jestem spokojniejsza.

W społecznym odbiorze dziadek jest trochę w cieniu babci. Babcia jest chyba jednak trochę ważniejsza?

W odbiorze społecznym na pewno tak. O babciach mówi się więcej. Ona jest na pierwszym planie. Kiedy się rodzi wnuczek w rodzinie, wszyscy pytają, jak się czujesz w roli babci. Jeśli chodzi o relacje moje i męża z wnukami, to myślę, że one nie wykazują większego zainteresowania moją osobą niż dziadkiem. Janek jest bardzo związany z moim mężem. Nigdy nie zapomina, bym pozdrowiła dziadka. Natomiast Zosia bardziej garnie się do mnie.

Jak fakt zostania dziadkami zmienił Państwa życie, postrzeganie świata, że powiem tak szumnie?

Wcale nie szumnie. Kiedy Janek się urodził, powiedzieliśmy sobie z mężem: "Teraz wiemy, po co to się wszystko kręci". Kiedy przychodzi dziecko na świat, to jest normalna kolej rzeczy. Młodych połączyła miłość, chcą stworzyć rodzinę i w konsekwencji rodzi się dziecko. Natomiast kiedy pojawia się wnuk, zaczynamy lepiej rozumieć sens życia, mamy pełną świadomość, że przekazaliśmy cząstkę siebie kolejnemu pokoleniu. Kiedy nasze wnuki miały się urodzić, już myślałam, co im chcę przekazać.

Co jest najważniejsze, co Państwo chcą przekazać swoim wnukom?

Kiedy Janek miał może trzy lata, znalazłam w internecie wiersz Tadeusza Kubiaka "Wigilia", w którym mały chłopiec zastanawiał się, jakie życzenia wigilijne złoży mu mama. Może powie, żeby nie jadł niedojrzałych jabłek, żeby słuchał pani w szkole. Tymczasem mama szepnęła mu do ucha: "Bądź dobry dla ludzi". Jak przeczytałam ten wiersz, pomyślałam: to jest ta rzecz, którą dziecku trzeba wpoić. Nauczyłam Janka tego wiersza. Wyrecytował go podczas ostatniej Wigilii. Wszyscy byli wzruszeni, a ja byłam zadowolona, że Janek pojął, że ten wiersz zawiera bardzo ładne przesłanie.
Rozm. Joanna Leszczyńska

fot. archiwum prywatne

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki