MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Elżbieta Radziszewska: karetka musi dojechać na czas

Joanna Leszczyńska
Elżbieta Radziszewska, posłanka PO.
Elżbieta Radziszewska, posłanka PO. Bartek Syta/Polskapresse
Nie domagam opłat za pogotowie, ani za SOR. Gazeta nadużyła moich słów, jakie wypowiedziałam na posiedzeniu sejmowej komisji zdrowia. Ratownictwo jest i będzie finansowane z budżetu państwa, jest i będzie dla wszystkich bezpłatne, ale musi działać skutecznie. Ważne, by pacjent w stanie zagrożenia zdrowia, w tej pierwszej, złotej godzinie, uzyskał fachową pomoc. Żeby karetka dojechała na czas. Z Elżbietą Radziszewską, posłanką Platformy Obywatelskiej, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Jak podaje Fakt, zaproponowała Pani, aby wprowadzić opłaty dla pacjentów, którzy niezasadnie korzystają ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego (SOR) lub wzywają karetki pogotowia zamiast iść do lekarza podstawowej opieki lub nocnej pomocy medycznej. Ta wypowiedź rozpętała burzę, zwłaszcza opozycji, że mniej zamożni ludzie będą się bali wezwać karetkę lub pójść do SOR...

Absolutnie niczego takiego nie proponowałam i nie proponuję. "Fakt", który podał tę wiadomość wcale ze mną nie rozmawiał. Ja się nie domagam opłat za pogotowie, ani za SOR. Gazeta nadużyła moich słów, jakie wypowiedziałam na posiedzeniu sejmowej komisji zdrowia. Ratownictwo jest i będzie finansowane z budżetu państwa, jest i będzie dla wszystkich bezpłatne, ale musi działać skutecznie. Ważne, by pacjent w stanie zagrożenia zdrowia, w tej pierwszej, złotej godzinie, uzyskał fachową pomoc. Żeby karetka dojechała na czas.

To co właściwie Pani powiedziała na sejmowej komisji?

Powiedziałam, że trzeba przeanalizować sytuację, która jest dzisiaj i wyciągnąć z niej wnioski. Nie można nie zauważać otaczającej nas rzeczywistości. Na przykład z raportu Najwyższej Izby Kontroli, dotyczącego SOR-ów, wynika, że są miejsca w kraju, w których 80 procent zgłoszeń na Szpitalny Oddział Ratunkowy jest niezasadnych. A to oznacza, że pacjent w swojej miejscowości nie znajduje wsparcia i pomocy w podstawowej pomocy zdrowotnej, nie wie, gdzie może uzyskać pomoc świąteczną i nocną, nie ma dostępu do lekarza specjalisty, a czasem do diagnostyki. W związku z tym jedynym wyjściem jest pójście do SOR-u, chociaż tam chory nie powinien trafić. Trzeba zapewnić, by system opieki ambulatoryjnej czy system ratownictwa działał sprawnie, a dopiero kiedyś być może zastanowić się nad wprowadzeniem opłat wtedy, gdy korzystanie z SOR-u czy pogotowia jest nadużywane przez "cwaniaków" czy osoby "wygodne".

Czyżby nie było sprawy?

W pewnym sensie nie ma sprawy, bo moje słowa wyrwano z kontekstu i przypisano mi nieprawdziwe intencje, ale jest sprawa, bo ludzie zagubieni wzywają karetkę pogotowia, albo przychodzą na SOR bo nie widzą innego wyjścia. Nie może być tak, że w sytuacji zagrożenia życia rodzina wiezie pacjenta na SOR, a tam siedzi w kolejce czterdzieści albo i osiemdziesiąt osób, które powinny znaleźć sprawną pomoc w opiece ambulatoryjnej i nie wymagają wcale pilnej pomocy. Tymczasem pacjent umiera na korytarzu, bo w kolejce przed nim są pacjenci. Sens mojej wypowiedzi zawierał się w tym, że powinno się dokładnie przeanalizować, co źle działa w systemie i potem powinno się wprowadzić rozwiązania naprawcze. Czekam aż wojewodowie wprowadzą plany zabezpieczenia medycznego we wszystkich dziedzinach medycyny na poziomie województwa. Oczekuję sprawdzania przez NFZ czy podmioty zgłaszające się do konkursu ogłaszanego przez Fundusz podają prawdę co do wyposażenia i zasobów ludzkich, jakimi dysponują, bo jest w tej materii szereg wątpliwości.

Nie ma się co dziwić, że słowa o tych opłatach tak zbulwersowały ludzi, zwłaszcza, że niedawno doszło do kilku tragedii, związanych z funkcjonowaniem pogotowia...

Uważam, że system kontroli NFZ nad świadczeniodawcami musi się zmienić. Musi być kontrola jak są realizowane kontrakty, które NFZ zawarł w imieniu ubezpieczonych ze świadczeniodawcami, żeby nie było wyłudzeń pieniędzy, ale była sprawna pomoc medyczna. Podejrzewam, że w wielu przypadkach w Polsce jest tak jak było w Skierniewicach, gdzie powinno być trzech lekarzy, trzy pielęgniarski, a dyżur pełnił jeden lekarz bez specjalizacji i jedna pielęgniarka. Tam nie zawinił system, tylko ludzie. Trzeba stworzyć takie zabezpieczenia, by jak najrzadziej człowiek był tym słabym elementem systemu. Ludzie powinni wiedzieć, gdzie mogą szukać pomocy. Mnie się podoba pomysł ministra zdrowia, żeby zmienić model opieki pediatrycznej. Żeby u lekarza rodzinnego był pediatra, żeby on czuwał w nocnej pomocy i aby w zespole karetek pogotowia była karetka dziecięca. Każdy pediatra pani powie, że dzieckiem, zwłaszcza w stanach nagłych, powinien się opiekować pediatra.

W Skierniewicach doszło do kolejnego dramatu. 89-letnia kobieta przeszła operację ortopedyczną ale skarżyła się na oddziale na duszności. Lekarze uznali, że pacjentkę trzeba przewieźć na OIOM w tym samym szpitalu. Ale szpitalna karetka musiała zawieźć pacjenta do Grodziska, bo zgodnie z przepisami transport międzyszpitalny musi się odbyć specjalnie do tego przeznaczonymi karetkami transportowymi. Dlatego ortopeda wezwał ambulans pogotowia z Łodzi, karetka musiała pokonać 70 km. Tymczasem z oddziału na oddział w tym szpitalu było tylko 200 metrów! Kobiety nie udało się już uratować. Co Pani sądzi o tej sprawie?

Sprawa bardzo bulwersująca. Niestety, kolejny przykład istnienia nielogicznych rozwiązań organizacyjnych. I kolejny przyczynek do dyskusji nad działaniami medyków. Szkoda, że znów w Skierniewicach. Mam nadzieję, że sprawa będzie szczegółowo zbadana i w razie uchybień będą wyciągnięte konsekwencje.
Rozmawiała Joanna Leszczyńska

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki