Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź to miasto stworzone do szwindli z nieruchomościami

Marcin Darda
Marcin Darda
Z sądu wieczysto-księgowego wynoszono dokumenty, w części je niszczono i powstawał wyłom w łańcuszku właścicielskim- mówi Tomasz Błeszyński, ekspert rynku nieruchomości.

Sto łódzkich kamienic zostało uratowanych przed wyłudzeniem - tak wynika z informacji przedstawionej przez wiceprezydenta Łodzi Ireneusza Jabłońskiego. Ta liczba robi na Panu wrażenie?

Żadnego, ponieważ problematyka „dziwnych” zwrotów nieruchomości nie istnieje od dziś. Jakieś 15 lat temu byłem na spotkaniu na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego, organizowała je jedna z telewizji. Był to ogólnopolski program telewizyjny i dotyczył właśnie takiej dzikiej reprywatyzacji. Dlaczego akurat w Łodzi zorganizowano to spotkanie? Ponieważ to Łódź razem z Poznaniem, Krakowem i oczywiście Warszawą jest miastem najbardziej podatnym na różnego rodzaju, mówiąc językiem brukowym, szwindle. Jest tak, dlatego, że Łódź jest miastem o wielokulturowej przeszłość z cała masą zaszłości, które miało to szczęście i nieszczęście nie zostało zburzone podczas wojny.

To jest ta podatność?

Dla łodzian jest to szczęście, że tak wiele pięknych nieruchomości zabytkowych ocalało. Fabryki, kamienice, wille pozostały a wraz z nimi nieuregulowane sprawy własnościowe. Często przez całe długie lata nie było wiadomo, do kogo należały te piękne secesyjne nieruchomości. Jaki jest ich stan prawny i czy posiadają wszystkie autentyczne dokumenty. Kto był ich ostatnim właścicielem, czy gdzie szukać ewentualnych spadkobierców. Łódź, jako miasto wielokulturowe jest wręcz nominowana do takich problemów.

Nieruchomości w tamtych czasach często zmieniały właścicieli. Wciąż istnieje na terenie kraju sporo nieruchomości, które z różnych względów nie mają założonej księgi wieczystej, bo albo nigdy nie miały założonej albo zaginęła lub uległa zniszczeniu podczas wojny. Wynika to m.in. z tego, że po wojnie obrót nieruchomościami miał często nieformalny charakter. Nieruchomości przechodziły z rąk do rąk, nie sporządzano aktów notarialnych, a wiele miało nieuregulowany stan prawny. Polska niestety do dzisiejszego dnia nie uregulowała stanów prawnych wszystkich nieruchomości.

Ale wiceprezydent powiedział, że w 2012 r. władze Łodzi skierowały do ówczesnego rządu projekt ustawy, który miał określać zasady regulacji stanów prawnych nieruchomości o nieokreślonym statusie. Miastem rządziła Platforma Obywatelska, państwem też, ale nic z tego nie wyszło...

Przyznam, że o tym nie słyszałem. Zresztą złożenie projektu o niczym jeszcze nie świadczy. Poza tym jest przecież procedura legislacyjna, a nie wiemy, jaki to był projekt: obywatelski, rządowy czy poselski, a to ma znaczenie. Teraz się można chwalić, że się coś wysłało, ważne jaki był dalszy los tego projektu. Sprawa gruntów warszawskich i nieruchomości w całej Polsce ciągnie się od bardzo wielu lat, ponieważ brakuje m.in. inwentaryzacji zasobu nieruchomości. Gminy zobowiązane są do prowadzenia kilku zbiorów ewidencyjnych, w których powinny być zawarte dane identyfikujące nieruchomości.

Przypomnę tylko, że obowiązek stworzenia i aktualizacji ewidencji nieruchomości wynika m.in. z ustawy o gospodarce nieruchomościami z 1997 r. Nie dysponuję aktualnymi danymi i nie wiem, jaki jest stan inwentaryzacji zasobu łódzkich nieruchomości na dziś. Gminy mają inwentaryzować majątek, m.in. po to, żeby wiedziały, która nieruchomość na terenie miasta, do kogo należy: czyja jest komunalna, która należy do Skarbu Państwa, która jest prywatna, a która należy do spółdzielni czy innych instytucji itd. Z tego co pamiętam, to chyba w 2013 r. w Łodzi było zinwentaryzowane 40 czy 50 proc. zasobu nieruchomości.

Znaczy to tyle, że miasto nie wiedziało i podejrzewam, że nie wie nadal, jakie nieruchomości są czyją własnością. Z tego, co czytałem np. w Krakowie zinwentaryzowane jest 100 proc. nieruchomości. Zastanawiałem się wówczas, że skoro miasto nie wie, kto jest właścicielem nieruchomości, to na jakiej podstawie pobiera podatki. Ale sumując: brak gruntownej inwentaryzacji majątku, brak regulacji stanów prawnych nieruchomości poprzez zakładanie ksiąg wieczystych to są poważne problemy, które nie tylko dotyczą samych nieruchomości, ale i skutecznego zarządzania nimi.

CZYTAJ DALEJ NA NASTPNEJ STRONIE...

Dopiero niedawno uporządkowano księgi wieczyste m.in. informatyzując je. Dzięki temu odkryto zawarte w nich nieścisłości formalne. Migracja zakurzonych ksiąg do centralnej bazy ksiąg wieczystych pokazała, że te dokumenty są wybrakowane, z wielu powyrywano kartki. Dzięki pracom nad przyszłym podatkiem katastralnym zaczęto również porządkować rejestry gruntów i budynków w geodezji. Brak takich systemowych regulacji i weryfikacji dokumentów nieruchomości stwarzał i stwarza doskonały klimat do różnego rodzaju kombinacji.

A na czym te kombinacje polegały?

To zjawisko dotyczy ostatnich 20 - 30 lat. Pojawiały się w Łodzi różne osoby powołując się na przeróżne pełnomocnictwa, dokumenty i testamenty. Próbowały odzyskiwać teoretycznie swoje nieruchomości. Tajemnicą poliszynela było to, że różni ludzie podający się często za prawników takim osobom szykowały dokumenty od danej nieruchomości. „Szykowanie dokumentów” polegało m.in. na tym, że z sądu wieczysto-księgowego wynoszono dokumenty, które potem w części niszczono, tym samym tworząc wyłom w łańcuszku właścicielskim. Potem w odpowiedni dla danej sprawy sposób uzupełniano łańcuszek właścicielski i składano do sądów pozwy o zwrot nieruchomości.

Czyli fałszowano dokumenty...

Właśnie. To są numery stare jak świat. Jeszcze w latach 90. XX wieku pewien młody mężczyzna buszował po Łodzi szukając kamienic reprezentując różnych tajemniczych mocodawców. Kiedyś dotarł do mnie i powiada wprost: „proszę mi pokazać fajne kamienice, najlepiej w centrum, a jeśli one mi się spodobają, to niech się pan nie martwi, ja załatwię dokumenty, bo mam takie możliwości”. Innym razem, też w latach 90., spotkałem się z adwokatem, który opowiadał historię, jak to jedna pani leżąc na pryczy w obozie koncentracyjnym słyszała rozmowę innych więźniarek, z których jedna opowiadała, iż jej rodzina miała w Łodzi kamienice.

Ten prawnik się chwalił, że na podstawie oświadczenia kobiety podsłuchującej tę rozmowę, przeprowadził całe postępowanie dowodowe, bo uznano ją za świadka potwierdzającego własność. Tych dykteryjek jest mnóstwo, ale patologie były możliwe dzięki bałaganowi. Oczywiście były pojedyncze akcje, gdy pojawiali się dziwni spadkobiercy lub współwłaściciele, gdy nie dopuszczono do przejęcia nieruchomości. Pamiętam też większą sprawę, za czasów prezydentury Jerzego Kropiwnickiego, czyli lat temu kilkanaście.

W tamtym czasie Kropiwnicki złożył doniesienie do prokuratury dotyczące działek przy ul. Drewnowskiej, w okolicach Manufaktury. Podejrzewał próbę wyłudzenia i sfałszowania dokumentacji kilkunastu posesji. Wiadomo, że działki przy Manufakturze to był łakomy kąsek. Z tego, co pamiętam, prezydent mocno cisnął, by to zablokować i z tego, co pamiętam chyba się udało. Ale teraz z tego, co słyszę w Łodzi proceder prób przejmowania nieruchomości mocno się nasilił.

Bo pojawiło się sporo kamienic, które zrewitalizowano?

Tak, pewne nieruchomości stały się o wiele bardziej atrakcyjne, także otoczenie wokół nich. A przecież sam pamiętam, że pod koniec lat 90. i na początku kolejnej dekady miasto samo szukało właścicieli nieruchomości, np. przy ul. Abramowskiego i Kilińskiego. Nawet moi klienci przychodzili mówiąc, że dostali pisma, by się zgłosili do gminy. A mi mówili, że nie chcą tych nieruchomości brać, bo są zrujnowane, a lepiej byłoby się ich pozbyć. Spadkobiercy ujawniali się niechętnie, bo po co im zrujnowana kamienica, na dodatek z lokatorami. No i kiedy pojawiły się te remonty, gra okazała się warta świeczki. Pojawili się „spadkobiercy” kamienicy pod Gutenbergiem itd. To jest rzecz oczywista, bo po co brać ruiny, jak lepiej odzyskać odrestaurowany budynek. Tak było, jest i będzie.

Wiceprezydent Jabłoński powiada, że Łodzi nie ma, co porównywać z Warszawą, którą pożera teraz afera dzikiej reprywatyzacji. Bo to nie urzędnik w Łodzi decyduje o zwrocie, zawsze jest to decyzja sądu.

To Łódź od Warszawy odróżnia, ale nie tylko to, ponieważ tzw. dekret Bieruta obowiązywał tylko w Warszawie. W Łodzi rzeczywiście żeby wykazać, że jest się właścicielem, trzeba pójść do sądu. To jest element pozytywny, bo sąd powinien być niezawisły. Tylko pamiętajmy, że z tymi wyrokami też różnie bywało, bo opierały się na różnej i czasem niepełnej dokumentacji i zeznaniach świadków. W tej chwili, mam nadzieję, że to wszystko się profesjonalizuje. Poprzez regulację stanów prawnych, digitalizację ksiąg wieczystych i katastru spostrzeżono, czego w nich brakuje.

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 22-28 sierpnia 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki