Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepolitycznie: Koryciane podejście radnych do diet

Marcin Darda
Marcin Darda
Jak mnie mierzi to koryciane podejście radnych do wysokości diet, które otrzymują za wypełnianie swych obowiązków wobec wyborcy.

W łódzkim sejmiku koalicja PO-PSL chciała zmienić regulamin w taki sposób, by radni nie pobierali całości diet w przypadku nieobecności na sesjach i komisjach, nawet jeśli ta nieobecność jest usprawiedliwiona. Nie zgodził się klub PiS. W porządku, bo temat trzeba doszlifować. Ale sama dyskusja momentami żenowała właśnie tym korycianym podejściem.

Zatem w sejmiku jest po dziś dzień tak, że jeśli radnego nie ma, ale tę nieobecność przewodniczący sejmiku mu usprawiedliwi, to tak czy siak dietę w całości dostaje. A wysokość diety radnego wojewódzkiego uzależniona jest od pełnionej przez niego funkcji: przewodniczący sejmiku dostaje miesięcznie 2.649 zł, wiceprzewodniczący oraz przewodniczący komisji sejmiku - 2.473 zł, wiceprzewodniczący komisji - 2.296 zł, a radny, który nie pełni żadnej funkcji dostaje 2.119 zł. I teraz tak: w przypadku absencji przewidywano odebranie radnemu 10 proc. diety, (czyli od 212 zł do 265 zł) za nieobecność na posiedzeniu komisji, zaś 30 proc. za nieobecność na sesji. Dlaczego to zatem nie przeszło? Optyka PiS ma kilka płaszczyzn. Włodzimierz Fisiak podnosił, że propozycja jest zbyt restrykcyjna, bo np. ktoś może mieć pogrzeb, a ktoś inny wypadek i poniósłby w takim przypadku „podwójną karę”. Zaproponował furtkę, by to konwent seniorów w takiej sytuacji miał możliwość usprawiedliwienia, z ewentualnością nieobcinania diet. Z kolei Michała Króla interesowała zbieżność w czasie tej propozycji z kłopotami koalicji z utrzymaniem większości, jest to zatem, jego zdaniem, narzędzie do zdyscyplinowania radnych koalicji.

Może i tak, ale cóż to ma za znaczenie? Skoro to ma pomóc w tym, żeby jeden radny z drugim bez względu na polityczną opcję pomyślał wreszcie o tym, że nie kandydował po to, by brać diety, tylko otrzymywać je jako rekompensatę za rzetelną robotę na rzecz wyborcy w sytuacji, gdy nie może być w tym samym czasie w pracy. A bycie radnym to nie jest praca zarobkowa, tylko misja. Nie życzę również żadnemu z radnych pogrzebów, wypadków i innych przykrych zdarzeń losowych, ale musicie pojąć, że ten kto was do tej misji posłał, czyli wyborca, nie płaci wam za wypadki losowe. To jest brutalne postawienie sprawy, ale fakty są takie, że waszym wyborcom za ich choroby pracodawca tnie pensje do dołu bez litości, bo takie są przepisy. Dlaczego wy macie mieć lepiej? Arkadiusz Gajewski (PO), był nieobecny na siedmiu sesjach, a tych było w tej kadencji 22. Pytam: czy na łożu boleści reprezentował swego wyborcę? Pytam o to, bo diet mu nie ścięto. Nieobecność to nieobecność, i choćby z najbardziej przykrej przyczyny nie było radnego na sesji, to potrącenie mu się należy. Podkreślę: potrącenie, nie całość diety. Przecież sejmik obraduje raz w miesiącu, komisje odbywają się zazwyczaj kilka dni wcześniej. A nawet jak sesji nie ma, a tak było choćby w lutym, to i tak tę dietę na konto dostajecie. To jest w porządku? A czy w porządku jest to, że w większości samorządów jest inaczej, czyli są cięcia bez względu na usprawiedliwienie? W Opolu jeśli radny nie uczestniczy w sesjach i komisjach przez dwa miesiące, dostaje 1 proc. diety. Nie twórzcie zatem po raz kolejny wrażenia, że łódzki sejmik to nie instytucja, a stan umysłu.

Z drugiej strony zgadzam się z radnym PiS Błażejem Spychalskim. Chciał, by zmianę regulaminu doprecyzować, bo nie wiadomo, co z sytuacjami takimi, jak na ostatniej sesji: radny Stanisław Witaszczyk (PSL) jest na zwolnieniu lekarskim, ale dwie godziny po rozpoczęciu sesji na nią przybył z informacją, że lekarz pozwolił mu na uczestniczenie w sesji, choć tylko na dwie godziny. Tym samym podbił wartość absolutorium dla zarządu województwa o jeden głos. Ale był na tej sesji czy nie? Ciąć mu dietę czy nie? Otóż ten przypadek, może nie radnego, ale z pewnością jego lekarza, powinna moim zdaniem zbadać prokuratura, bo albo się jest chorym, albo nie. A radny Witaszczyk jako pracownik ŁSSE na zwolnieniu, pobiera z ZUS kilkanaście tys. zł. miesięcznie. To pieniądze podatnika. Abstrahując od casusu Witaszczyka: a co, gdy radny spóźni się godzinę lub dwie, bo był korek z powodu wypadku lub zepsuł się samochód, albo autobus? W przypadku np. łódzkiej Rady Miejskiej to nie problem, sesje trwają tam po kilkanaście godzin. Ale w przypadku łódzkiego sejmiku bywa, że mija godzina i jest po sesji. I co z tym zrobić? Nic. Po prostu nic. To jest ryzyko radnego z którym on się musi godzić, bo korki, awarie i inne sytuacje losowe zdarzają się nie tylko w Łódzkiem, a w innych regionach jakoś się radni na takie ryzyko i cięcie diet godzą. Żałosne jest tylko to, że ta dyskusja w sejmiku w istocie dotyczy potencjalnego potrącenia ok. 400 zł. Czyli kwoty, za którą niektórzy żyją cały miesiąc, a wielu wyborcom tyle brakuje, by przeżyć do końca miesiąca.

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 13-19 czerwca 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki