MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Franciszek Smuda wraca do Łodzi. Dla kibiców Widzewa był królem

Paweł Hochstim
Franciszek Smuda dziewięć lat temu został doceniony przez fanów łódzkiego klubu, otrzymując tytuł Króla Kibiców Widzewa
Franciszek Smuda dziewięć lat temu został doceniony przez fanów łódzkiego klubu, otrzymując tytuł Króla Kibiców Widzewa Grzegorz Gałasiński/archiwum
Franciszek Smuda, który z Widzewem grał w Lidze Mistrzów w sobotę o godz. 18 w Łodzi poprowadzi przeciwko łodzianom Wisłę Kraków.

- Trenerem będzie "Szmuda" - łamaną polszczyzną poinformował dziennikarzy jeden ze współwłaścicieli Widzewa Ismat Koussan. - Trzeci raz!? - padło pytanie. - Nie Żmuda, tylko "Szmuda" - wyjaśnił Koussan. Nikt wtedy, w maju 1995 roku, nie sądził, że oto klub zatrudnia trenera, który stanie się legendą. Franciszka Smudę, wtedy "prawdziwka", jakich mało...

Tak naprawdę Smuda wśród łódzkich dziennikarzy popularny stał się już wcześniej, gdy przyjechał na Widzew ze Stalą Mielec, którą prowadził. - Myślałem, że chłopaki nie wytrzymią, ale wytrzymieli - zaczął wtedy po meczu konferencję prasową. Ten cytat przez kilka lat był wykorzystywany później w sportowym spocie jednej z popularnych stacji radiowych.

W czasie pobytu w Łodzi Smuda kupił sobie pierwszy telefon komórkowy i podczas jednego z wyjazdów uczył się wysyłać sms-y. Jak twierdzą byli piłkarze, pierwszą informację tekstową w życiu wysłał do swojego asystenta i napisał: "Ty ch...". A później głośno się z tego śmiał.

Smudę w Widzewie wymyślił Andrzej Grajewski i to on dał mu trenerskie życie. Nic więc dziwnego, że wiele lat później miał do Smudy żal, gdy wpadł w kłopoty i pod przymusem został przewieziony do wrocławskiej prokuratury, która zajmowała się korupcją w futbolu. Grajewskiemu pomoc Smudy była wtedy bardzo potrzebna, ale wdzięczność nie jest główną cechą widzewskiej legendy. Bardziej umiejętność liczenia pieniędzy, bo o oszczędności Smudy w środowisku krążą legendy.

Gdy Smuda rozklekotanym mercedesem dojechał w 1995 roku z Norymbergi do Łodzi nie spodziewał się, że rok później będzie trenerem w Lidze Mistrzów. Ale właśnie dla Widzewa, który miał wtedy bardzo silną drużynę, taki trener jak Smuda był idealny - na warsztacie trenerskim specjalnie się nie znał, programów komputerowych nie wykorzystywał i generalnie się nie wtrącał. Umiał za to dobrze zmotywować piłkarzy, a do tego znał niemieckiego lekarza Völkera Fassa, który przyjeżdżał do Łodzi i dawał piłkarzom zastrzyki. Co było w strzykawkach? Oficjalnie witaminy.

Smuda z Widzewem wygrał dwa mistrzostwa Polski i awansował do Ligi Mistrzów. Miał przy tym niebywałe szczęście - gola dającego awans do Ligi Mistrzów Widzew zdobył w przedostatniej minucie, w dodatku z minimalnego spalonego. Z kolei oba mistrzostwa widzewiacy wygrali dzięki zwycięstwom w końcówkach meczów z Legią Warszawa. W drugim przypadku leginiści jeszcze na pięć minut przed końcem prowadzili 2:0.

Szczęściem Smudy był też skład Widzewa, który nie miał sobie równych w Polsce. Wtedy przy Piłsudskiego grali wszyscy piłkarze, których tylko Widzew chciał. A Smuda - jak uwielbiał mówić - na treningach serwował albo gierkę, albo tzw. dziadka.

Do Widzewa wracał jeszcze trzy razy, by ratować go przed spadkiem. Raz się to nie udało. W zabraniu Widzewowi ekstraklasy miał też udział w 2005 roku, gdy prowadził Odrę Wodzisław i wygrał z Widzewem baraże. Chwilę później odebrał koronę i tytuł Króla Kibiców Widzewa.

Smuda kojarzy się z lepszymi czasami Widzewa i w Łodzi na jego późniejsze dokonania, zwłaszcza w reprezentacji Polski, patrzy się zupełnie inaczej. Młodszym kibicom Widzewa, którzy już pięć miesięcy czekają na zwycięstwo łódzkiej drużyny może to się wydać nieprawdopodobne, ale osiemnaście lat temu Widzew zdobył mistrzostwo nie przegrywając żadnego meczu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki