Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gen. Roman Polko: Patriotyzm to utożsamianie się z ojczyzną i odpowiedzialnością [WYWIAD]

rozm. Marcin Darda
Roman Polko. Rocznik 1962. Generał dywizji Wojska Polskiego, jest oficerem dyplomowanym wojsk powietrzno-desantowych i sił specjalnych, ma także doktorat nauk wojskowych. Najbardziej znany jako dowódca Wojskowej Formacji Specjalnej GROM. W latach 2006-2008 był najpierw zastępcą, a potem szefem podległego prezydentowi RP Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Służbę zakończył w 2009 r.
Roman Polko. Rocznik 1962. Generał dywizji Wojska Polskiego, jest oficerem dyplomowanym wojsk powietrzno-desantowych i sił specjalnych, ma także doktorat nauk wojskowych. Najbardziej znany jako dowódca Wojskowej Formacji Specjalnej GROM. W latach 2006-2008 był najpierw zastępcą, a potem szefem podległego prezydentowi RP Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Służbę zakończył w 2009 r. Fot. Karolina Misztal / Polskapresse
Amerykanie nawet filmy kręcą tak, żeby budowały poczucie patriotycznej wspólnoty. A nasz patriotyzm jest jak samobiczowanie - mówi generał Roman Polko.

Jeśli płacę podatki, abonament RTV i chodzę na wybory, to czy jestem patriotą?

Nie. To znaczy, że prezentuje pan postawę obywatelską, która zresztą jest pańskim obowiązkiem i nic poza tym. Żeby powiedzieć o sobie, że jest się patriotą, musi wynikać z czegoś głębszego. Chodzi o przywiązanie do społeczności, w której się żyje, do narodu, z którym się utożsamia. Do tego prócz tej więzi musi dojść jeszcze poczucie odpowiedzialności za kraj, w którym żyjemy.

A nie jest z tym kiepsko? Po aneksji Krymu przez Rosję pojawiły się sondaże, w których na pytanie "co byś oddał za ojczyznę", połowa odpowiedziała, że nic.

No, bo my mamy problem już w samej sferze kulturotwórczej jeśli idzie o budowanie uczuć patriotycznych, choćby w mediach. Weźmy na przykład Stany Zjednoczone i to, w jaki sposób tam się buduje poczucie tożsamości, wspólnoty i ojczyzny. Hollywoodzkie produkcje wojenne zazwyczaj kończą się w ten sposób, że widzimy monumentalną sekwencję z żołnierzem, który uratował kobietę z dzieckiem czy psa, a gdzieś za nimi zawsze powiewa gwiaździsty sztandar. Polak powiedziałby, że to kicz, ale nie ma świadomego Amerykanina, któremu na taki widok nie zaszklą się oczy, bo to jest bardzo pozytywny przekaz. A my lubujemy się, co mnie bardzo irytuje, w naszym patriotyzmie się samobiczować wzajemnie oskarżać, rozliczać, zazwyczaj nawet nie próbujemy szukać niczego pozytywnego.

No, bo my Polacy, jeśli już jesteśmy patriotami, to raczej mrocznymi.

Dokładnie. Nam potrzeba pozytywnych emocji, ale bez przesady, bo pójście w stronę zbyt radosnych form patriotycznych jest tak sztuczne, że aż głupie, jak ten czekoladowy "Orzeł może" z różowymi balonikami. Po prostu niesmaczne. Nam trzeba naturalnej dumy z tego kim jesteśmy i gdzie mieszkamy i uśmiechu do swoich rodaków. Wracając do tych sondaży, to moim zdaniem ich wyniki są efektem własnych frustracji i niespełnienia niż rzeczywistej niechęci do ojczyzny. Mamy tę narodową cechę, że w trudnych chwilach się jednoczymy, i choć czasem jest już za późno, to Polacy się budzą. Znamy to z historii, a ja tego doświadczyłem z żołnierzami. Gdy byliśmy na misjach zagranicznych, zawsze było dużo narzekania, na początku wysyłano tam nawet żołnierzy służby zasadniczej, a tam nie wszyscy mieli wzorowe morale. Ale za granicą budził się w nich jakiś duch i ambicja. "My Polacy nie mielibyśmy być najlepszymi? Nasza strefa nie miałaby być najwyżej oceniana? Nie możemy dać plamy, bo jesteśmy tu reprezentacją naszego kraju i pracujemy na jego opinię". Wyzwala się w takich sytuacjach nowa energia, dodatkowa ambicja i poświęcenie, bo tam trzeba było pomagać miejscowej ludności w taki sposób, że zagrożone było własne zdrowie, a nawet życie. Dziś sojusznicze wojska bardzo nas cenią właśnie za takie niezłomne cechy. Z żołnierzy wychodzi wtedy ten patriotyzm, który jak się okazuje, był ukryty gdzieś tam głęboko w nich. Oni chcą pokazać, że jako Polacy są coś warci, co jest oczywiście właściwą postawą, ale niestety mówi też o tym, że jako naród mamy zbyt dużo kompleksów. Te kompleksy znikają gdzieś w cieniu dopiero wtedy, gdy pojawia się jakieś poważne zagrożenie.

No i mamy zagrożenie: godzinę lotu z Polski może wybuchnąć wojna. Niby jest tak, że Narodowe Siły Rezerwowe notują wzrost chętnych do rezerwy, ale znajomy senator opowiadał mi niedawno, że kierują nimi wyłącznie motywy finansowe.

Ależ NSR to jest kompletny absurd, z którego należałoby w ogóle zrezygnować i powołać coś na kształt Gwardii Narodowej, którą, nawiązując do dobrych tradycji, można byłoby nazwać Armią Krajową. NSR to nie może być jakość sama w sobie, bo to nie są samodzielne jednostki, kompanie, pododdziały, tylko etaty w profesjonalnych jednostkach, które są formą przejściową do zawodowej służby. To nie jest coś, z czego można być dumnym, tylko coś co przypomina obronę terytorialną z czasów PRL, a miałem nadzieję, że coś równie złego już się nigdy nie pojawi. W Akademii Obrony Narodowej są profesorowie, którzy mają naprawdę świetne wizje Gwardii Narodowej, tylko że to nie oni w Polsce decydują. Byłem niedawno w Izraelu, poznałem inżyniera chemika, który zarabia świetnie, ale jest w rezerwie wojskowej. Za miesiąc szkolenia w ciągu roku dostaje jakieś grosze, około 100 dolarów, ale jego żona opowiada, jak on bardzo się cieszy, kiedy na te szkolenia idzie. Cieszy się, bo on ma takie poczucie służby na rzecz własnego kraju, choć zapewne bez trudu mógłby się z tej rezerwy wymigać. Awansował właśnie na oficera, jest z siebie dumny, a rodzina z niego. Jeżeli tak popatrzymy na rezerwę, a nie jak na wojsko trzeciej kategorii, bo tak właśnie jest z NSR, i stworzymy realne warunki do wykorzystania tego potencjału, który tkwi w młodych ludziach, to z pewnością służba w tych rezerwowych formacjach wyglądałaby lepiej, bo ludzie byliby dumni z noszenia tych mundurów. Wśród młodych ludzi z NSR nie spotkałem jeszcze człowieka, który z tego munduru byłby dumny, mówią tylko gdzie dzięki temu będą za jakiś czas. A powinniśmy tworzyć jednostki, gdzie ludzie byliby usatysfakcjonowani, że w nich są, a nie dlatego, że dadzą im przejście do zawodowej armii.

Czy to przekreśla ich potencjalny patriotyzm?

Tego nie powiedziałem. Mówię o tym, co powiedział ten zacytowany przez pana senator, a mianowicie, że tym młodym ludziom chodzi tylko o pieniądze. A jaki z tego senatora jest patriota, skoro jako parlamentarzysta stworzył bubel i widzi winę wszystkich dookoła, a sam własnej winy dojrzeć nie potrafi? Sam powinien się uderzyć we własne piersi, zanim kogoś zacznie rozliczać z wartości i motywacji. Uważam, że mamy świetną młodzież, tylko nie potrafimy stworzyć jej właściwych form funkcjonowania. Przepraszam: politycy tych form nie potrafią stworzyć.

Zna Pan żołnierzy zawodowych, o których nie powiedziałby Pan, że są patriotami?

Nie spotkałem żołnierza, który nie utożsamiałby się z własnym krajem, aczkolwiek powiem, że pomyłki kadrowe od czasu do czasu się zdarzały. Taki człowiek długo w armii miejsca nie zagrzeje, a jest tak dlatego, że kultura organizacyjna w wojsku polega na tym, że braku tego utożsamienia ukryć się nie da.

Pytam o to, bo pojawiają się czasem takie argumenty, że skoro żołnierz bierze za służbę pieniądze, to w swym patriotyzmie szczery być nie musi.

No to może w ogóle nie płaćmy żołnierzom? To byłoby patriotyczne? Żołnierze też mają rodziny, które muszą utrzymać, a przecież mieć rodzinę przy tak ciężkiej służbie jest poważnym, naprawdę odpowiedzialnym wyzwaniem. A żołnierze czy wyznawane przez nich wartości często wystawiane są na próbę. Sam jestem często świadkiem takich sytuacji, jak żołnierze jednostek specjalnych są kuszeni ofertami wielkich pieniędzy w prywatnych spółkach i holdingach, a jednak tych ofert nie przyjmują, choć oczywiście nieliczne wyjątki się zdarzają, bo jeśli nie chodzi o bogatych prywatnych pracodawców, to bywa, że ktoś przyjmie ofertę francuskiej Legii Cudzoziemskiej. To, co jest istotne dla nas, zawodowych żołnierzy, to jednak poczucie działania w słusznej sprawie, działamy dla dobra naszej ojczyzny, a odpowiedzialność i lojalność wobec własnego kraju, honor, godność to są te cechy, bez których sobie w ogóle nie wyobrażam żołnierza. Wszystkim podwładnym, którymi miałem zaszczyt dowodzić, takich właśnie cech nigdy nie brakowało. Udawało się nam wspólnie zrealizować te najtrudniejsze misje nie tylko dzięki wysokiemu profesjonalizmowi, ale także głębokiemu przekonaniu o słuszności sprawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki