MKTG SR - pasek na kartach artykułów

I liga: PGE GKS Bełchatów przegrał pierwszy mecz w sezonie [FILMY]

Paweł Hochstim
Najlepszym zawodnikiem PGE GKS w meczu z Termalicą był Mateusz Mak (przy piłce)
Najlepszym zawodnikiem PGE GKS w meczu z Termalicą był Mateusz Mak (przy piłce) Dariusz Śmigielski
Dopiero w siódmej kolejce piłkarze PGE GKS Bełchatów przegrali pierwszy mecz w tym sezonie. A przy odrobinie lepszej skuteczności nadal mogli być zespołem niepokonanym, bo w Niecieczy wcale nie byli zespołem gorszym od Termaliki Bruk-Bet.

- Cieszymy się z szesnastu punktów na osiemnaście możliwych, ale to już jest nieważne, bo z taką liczbą punktów nikt jeszcze do ekstraklasy nie awansował. Jesteśmy odpowiednio skoncentrowani - mówił przed meczem trener PGE GKS Kamil Kiereś.

Chyba jednak właśnie tej koncentracji jego piłkarzom zabrakło, bo już na samym początku dali się zepchnąć gospodarzom i stracili gola. Zanim w 12. minucie wychowanek ŁKS Rafał Kujawa zaskoczył Arkadiusza Malarza, miał już wcześniej okazję, by zdobyć prowadzenie. Kilka chwil po rozpoczęciu meczu Kujawa znalazł się przed bramkarzem bełchatowskiego zespołu, ale trafił prosto w niego.

Niestety, jeszcze przed upływem pierwszego kwadransu gry, to zespół z Niecieczy prowadził 1:0, a duży udział w bramce mieli dwaj wychowankowie ŁKS. Andrzej Rybski popisał się udaną akcją prawym skrzydłem, dośrodkował w pole karne, gdzie Damian Piotrowski głową zagrał do Kujawy. A ten łatwym zwodem oszukał Macieja Wilusza i nie dał żadnych szans Malarzowi.

Bełchatowianie na początku spotkania wyglądali tak, jakby w zupełności zadawalał ich remis. Być może nie było to pozbawione sensu, skoro dzień wcześniej swój mecz z Sandecją w Nowym Sączu przegrała drużyna Dolcanu Ząbki, wicelidera tabeli. Ale jeśli rzeczywiście w Niecieczy bełchatowianie mieli w planach bronienie remisu, to szybko musieli to zmienić. Niestety, dopiero po przerwie zagrali tak, jak na lidera przystało.

I tak w sumie mieli szczęście, że jeszcze w pierwszej połowie nie stracili kolejnych goli. W 31. minucie znów próbował oszukać ich duet Rybski - Kujawa. Ten pierwszy podawał, ten drugi strzelał. Dobrze obronił jednak Malarz.

Kiereś w ofensywie liczył na swoich najbardziej kreatywnych piłkarzy - Kamila Wacławczyka, Michała Renusza, ale pewnie przede wszystkim na braci Michała i Mateusza Maków. Pierwszy z braci w ostatnich meczach notował bardzo dobrą skuteczność - zdobył przecież w tym sezonie już pięć goli - ale w niedzielę nie potrafił zaskoczyć Sebastiana Nowaka, choć miał ku temu okazje. - Dwa razy powinienem zdobyć gola. Niestety, zabrakło skuteczności i wstyd mi z tego powodu - mówił po spotkaniu przed kamerami telewizji Orange Sport.

Pewnie mówiąc te słowa nie myślał o sytuacji z 41. minuty, gdy tylko dobrej interwencji Jakuba Czerwińskiego Termalica zawdzięczała, że nie straciła gola. Adrian Basta zagrał idealną piłkę w pole karne, Nowak nie miał szans, by jej dosięgnąć, ale Czerwiński w ostatniej chwili zdołał uprzedził wbiegającego Michała Maka. Chwilę później, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego groźnie główkował Paweł Baranowski, a piłkę sprzed bramki wybił Andrzej Rybski. Baranowski próbował jeszcze dobijać, ale tym razem, po rykoszecie, trafił w słupek.

Jeżeli któryś z graczy PGE GKS może być w pełni zadowolony ze swojej gry na boisku w Niecieczy, to jest nim Mateusz Mak. Prawy pomocnik bełchatowskiego zespołu kilka razy idealnie podał do swoich partnerów, ale ci nie potrafili tego wykorzystać.

Po raz pierwszy Mateusz dał próbkę swoich możliwości w 49. minucie, gdy wypatrzył wbiegającego w pole karne Wacławczyka. Niestety, ofensywny pomocnik PGE GKS nie zdołał opanować piłki i nie zagroził rywalom. Ale już w 59. minucie powinno być 1:1 i to znów po zagraniu Mateusza Maka, tym razem do swojego brata. Piłka trafiła pod nogi Michała, który znalazł się w stuprocentowej sytuacji bramkowej. Ale kopnął fatalnie i tylko rozśmieszył kibiców w Niecieczy, zamiast ich przestraszyć.

O ile w pierwszej połowie drużyna Termaliki grała naprawdę dobrze i - można zaryzykować - do przerwy prowadziła zasłużenie, o tyle w drugiej części spotkania już tak nie było. Niestety, bełchatowski zespół w żaden sposób nie umiał tego wykorzystać, a w samej końcówce liczył już tylko na łut szczęścia. Dość powiedzieć, że w doliczonym czasie gry zawodnicy PGE GKS nie schodzili właściwie z pola karnego gospodarzy. Ba, pobiegł tam nawet bramkarz Malarz, ale sytuacji strzeleckiej bełchatowski zespół już nie był sobie w stanie wypracować.

- Szkoda, że nie udało nam się utrzymać passy zwycięstw. Już teraz musimy myśleć o sobotnim spotkaniu z Górnikiem Łęczna - komentował Michał Mak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki