Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ireneusz Czop: Szukałem prawdy o człowieku

Anna Gronczewska
Ireneusz Czop
Ireneusz Czop Artur Kostkowski
Z Ireneuszem Czopem, aktorem Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, rozmawia Anna Gronczewska:

Możemy Pana oglądać niemal w każdym popularnym polskim serialu. Ich lista jest długa, dlatego wymienię tylko kilka tytułów: "Komisarz Alex", "Na dobre i na złe", "Ojciec Mateusz". Skąd się wziął ten serialowy wysyp?
Moja częstsza obecność na ekranie jest chyba zbiegiem okoliczności. Jest bowiem tak, iż różne projekty są realizowane w różnym czasie, ale emisja może nastąpić w tym samym okresie. Zależy to po prostu od cyklu produkcyjnego i telewizyjnej ramówki.

Do którego serialu ma Pan największy sentyment? Może do "Komisarza Aleksa", bo akcja dzieje się w Łodzi?
W tej chwili gram akurat w "Aleksie", więc i postać serialowego Puchały jest mi bliska. Generalnie lubię nowe wyzwania i nowe spotkania. Każde zadanie, które do mnie przychodzi, sprawia mi przyjemność, a przy okazji jest wyzwaniem.

To chyba dobrze, że Pana role serialowe są różnorodne, bo używa Pan różnych środków wyrazu. Starszy aspirant Ryszard Puchała z "Komisarza Aleksa" to taki "spowolniały" policjant i pantoflarz. Ale doktor Tomasz Rzepecki z "Na dobre i na złe" to już zakochany lekarz, ostro walczący o serce pani doktor Wiki...
Różnorodność jest twórcza. Doktor Marek to poważny zawodowiec, bez reszty oddany pracy. Kiedy w jego życiu pojawia się Wiki, następuje poryw serca. Wiki staje się jego inspiracją. Coś się zmienia… Komisarz Puchała to z kolei postać, wzbudzająca uśmiech. I dlatego - przy okazji tej roli - po raz pierwszy od lat wcielam się w rolę komediową. Jest to bardzo interesujące dla mnie doświadczenie, gdyż mogę zrobić coś, co jest wbrew moim warunkom naturalnym. Ryszard Puchała to facet trochę nieporadny. Jego uległość powoduje, iż jest terroryzowany przez żonę - dietami, telefonami… Próbuje się wymknąć spod kontroli niemal w dziecinny sposób - podjada po kryjomu żelki i inne smakołyki. Poza tym jest chyba normalnym policjantem.

Czyli nie jest jednak policyjnym fajtłapą?
Sądzę, że nie. Jego niezaradność dotyczy raczej pewnych sytuacji życiowych. Jest jednak kochającym mężem i ojcem bliźniaków.

Pierwszy raz gra Pan policjanta?
Nie. Kilka razy zdarzyło się już, iż wcielałem się w role policjantów, ale Puchała jest z tych ról zdecydowanie najsympatyczniejszy (uśmiech).

Może spełnia Pan swoje dziecięce marzenia? Chłopcy często marzą, by zostać policjantem?
Nie chciałem być policjantem. W dzieciństwie marzyłem, by być Jankiem Kosem z "Czterech pancernych" lub Zorro. Dzisiaj z tych marzeń pozostał mi tylko Szarik...

Niedługo będzie Pan grał w pokazywanym w HBO serialu "Bez tajemnic". To drugi sezon tego serialu.
Tak, wcieliłem się tam w niewielką rolę zakochanego homoseksualisty.

Wrócę jeszcze do Ryszarda Puchały, jednego z bohaterów "Komisarza Aleksa", do którego zdjęcia kręcone są w Łodzi. Przyzwyczaił się Pan do tej roli?
I tak, i nie. Z jednej strony, wiem, czego oczekuje ode mnie scenariusz i widzowie. A z drugiej strony, gdy czytam kolejny odcinek, zastanawiam się, co nowego mogę zaproponować.

Czy ta postać w miarę upływu czasu się rozwija?
Myślę, że tak. Na początku poznajemy Puchałę jako fajtłapę i trochę niezorganizowanego człowieka. Z czasem dowiadujemy się, że jego prywatne nieuporządkowanie nie przenosi się na pracę zawodową.

W jednym odcinku obejrzeliśmy nawet jego legendarną żonę...
I okazało się, że wcale nie jest odchudzona (uśmiech). Mam nadzieję, że w przyszłości życiowa partnerka Puchały będzie się częściej pojawiała.

Przez wiele lat był Pan głównie aktorem teatralnym. Kiedy nastąpił w Pana życiu ten serialowy przełom? Nie wiem do końca, kiedy to nastąpiło. Być może istotnym momentem była rola w serialu "Samo Życie"…

Wcześniej unikał Pan seriali czy raczej one Pana unikały?
Nie analizuję tych okoliczności. Koncentruję się na rzeczach, które do mnie przychodzą. Był czas, że miałem bardzo wiele propozycji teatralnych i one mnie wciągały. Teraz pojawiły się inne propozycje - serial, film. Jestem wciąż otwarty.

Najważniejsze, by cały czas coś działo się zawodowo?
Dobrze, kiedy praca jest, i dobrze, kiedy jest czas na życie. Nie mam potrzeby, aby cały czas musiało się coś dziać w zawodzie.
Odczuwa Pan już serialową popularność?
Zdarza się, że ludzie mnie rozpoznają. Czasami śmieją się z Ryśka Puchały, czasami mówią, że fajny jest doktor z Leśnej Góry, czasami pytają co słychać u ojca Mateusza, albo "Na Wspólnej". Kiedy w moim sklepie słyszę "O, pan aktor!", odpowiadam, że jestem bratem tego aktora. I zaczynamy się śmiać.

Niektórzy aktorzy nie lubią grać w serialach, które przecież dają stabilizację finansową. No i popularność, o którą w tym zawodzie też przecież chodzi...
Myślę, że nasze pojmowanie aktorstwa zmienia się dość dynamicznie. Kiedy kończyłem studia, to mirem cieszyły się teatr i dobre kino. Gdy przychodziły propozycje serialowe czy reklamowe, traktowano je mało poważnie. Dzisiaj ten rynek bardzo się zmienił. Jeśli uczciwie wykonuje się swój zawód, widać, że wysoką sztuką może być i dubbing, i reklama, i film, i teatr. Od nas, aktorów, zależy, jak będziemy podchodzić do pracy.

Niedawno był Pan w Warszawie na premierze filmu "Pokłosie" w reżyserii łodzianina Władysława Pasikowskiego. Gra Pan w nim jednego z głównych bohaterów. Jaką rolę w Pana dorobku artystycznym odgrywa ten film?
Są takie role, na które się czeka. Dla mnie to jest właśnie taka rola. Scenariusz, który napisał Władysław Pasikowski, daje aktorowi ogromne możliwości, a przy okazji zmusza do zadawania samemu sobie istotnych pytań.
Na planie takiego filmu przestaję myśleć, że jestem tylko aktorem. Szukam prawdy o człowieku.

Kogo Pan gra w "Pokłosiu"?
Wcielam się w rolę starszego brata. Przyjeżdżam ze Stanów, kiedy dowiaduje się o niepokojącej sytuacji młodszego brata, którego żona wraz z dziećmi pojawia się nagle za oceanem. Wracam zatem do kraju, by sprawdzić, co się dzieje. Zaczynam swoje prywatne śledztwo…

Myśli Pan, że ten film zostanie doceniony i zauważony przez widzów?
Mam taką nadzieją. Film dotyka bowiem spraw, które są bardzo ważne. Mówi o tym, co znaczy być dobrym i prawdziwym człowiekiem.

Znajduje Pan jeszcze czas na łódzki Teatr im. Stefana Jaracza, z którym jest Pan cały czas związany?
Teraz mam małą pauzę w występach w "Jaraczu". Mam nadzieję, że wiosną wrócę mocniej do teatru i zrealizuję fajną sztukę.

W postaciach w filmach i serialach zostawia Pan cząstkę siebie?
Tak. Uważam, że się to przeplata w obie strony. Ja pozostawiam ślad Irka Czopa w moich bohaterach, a oni we mnie.

Mieszka Pan jeszcze w Łodzi?
Tak i nie mam powodu, by się z niej wyprowadzać. Dzisiaj świat jest na tyle elastyczny, że możemy mieszkać wszędzie i pracować wszędzie.

Jaki jest Ireneusz Czop?
Zapracowany ostatnio (uśmiech). A na poważnie, to pewnie trzeba by zadać to pytanie nie mnie, ale moim bliskim…

Aktorstwo zawsze w Panu siedziało?
Nie mam pojęcia. To, że znalazłem się w szkole filmowej, było przypadkiem. Później dwa razy odchodziłem od zawodu, pierwszy raz na studiach. Pamiętam, że nie byłem pewien, czy wybrałem właściwy kierunek. Drugi raz pozostawiłem aktorstwo już jako dojrzały człowiek.

Zmienił Pan wtedy zawód?
Tak. Pozostawiłem aktorstwo, by zostać sprzedawcą polarów (uśmiech).

Polski film i teatr dużo by stracił, gdyby został Pan na stałe sprzedawcą polarów...
Miło mi to słyszeć. Dzisiaj cieszę się, że jestem aktorem, że mam pracę, że dostaję propozycje, że mogę się sprawdzać. Co przyniesie przyszłość, zobaczymy.

Myśli Pan, że jest w najlepszym momencie swego zawodowego życia?
Na pewno to dla mnie ważny czas. Czy najlepszy? Mam nadzieję, że nie. Ten najlepszy zawsze jest przede mną. Pamiętam, że miałem bardzo mocne momenty teatralne, które też sprawiały mi satysfakcję.

Jeździ Pan na castingi?
Oczywiście! Jak każdy aktor denerwuję się, jeśli coś pójdzie nie tak. Nie zawsze jestem przecież w najwyższej kondycji. Dla aktora to szczególnie trudna sytuacja, kiedy zostaje się "drugim". W sporcie można mieć srebrny medal. W aktorstwie, by dostać rolę, zawsze trzeba być tym pierwszym.

Producenci i reżyserzy sami dzwonią do Pana?
Tak czasami bywa. Miło mi, jeśli ktoś myśli o mnie.

Szykują się nowe role filmowe i serialowe?
Czytam nowe scenariusze i czekam na kolejne...

Czego Panu życzyć?
Dobrych scenariuszy i uśmiechu w życiu…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki