Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jadwiga Wileńska: moja Łódź jest magiczna [WYWIAD]

rozm. Anna Gronczewska
Z dziennikarką telewizyjną TVP Łódź Jadwigą Wileńską rozmawia Anna Gronczewska.

Czy Łódź ma przed Panią jeszcze jakieś tajemnice?

Cała Łódź jest dla mnie jedną, wielką tajemnicą! Weźmy choćby moją kochaną ulicę Wrześnieńską, która wygląda jak miedza biegnąca przez pola. W latach sześćdziesiątych została przedzielona czteropiętrowym blokiem. Tak więc by dostać się do dalszej części ul. Wrześnieńskiej trzeba zjechać do ul. Limanowskiego. Potem dalej się nią jedzie, aż do ul. Rybnej. Na końcu ul. Wrześnieńskiej jest taka mała kamieniczka z Tadeuszem Kościuszką nad bramą. Natomiast już za domami stojącymi przy ul. Rybnej znajdują się resztki starych murów. Długo nie wiedziałam co to za mury, a okazało się, że są to resztki murów pierwszego, łódzkiego cmentarza żydowskiego. Znajdował się w kwartale ulic Rybna, Bazarowa, Zachodnia. Widziałam stare zdjęcia z macewami z tego cmentarza. I jedno co do tej pory mnie zdumiewa. Na dawnym cmentarzu można postawić dom z biedy, głupoty, ale żeby postawić w tym miejscu bloki to trzeba nie mieć rozumu, serca. Ulica Wrześnieńska, przy której mieszkam, jest więc ciągle dla mnie intrygującym miejscem. Tam jeszcze 20 lat stały wiejskie chałupy tonące w sadach. Myślę, że ta ulica się tak wije, bo Bałuty aż do 1915 roku były dużą wsią. Potem podzielono ją na działki tak jak podpowiedziała fantazja właścicielowi.

Przez wiele lat tworzyła Pani Filmową Encyklopedię Łodzi. Skąd wziął się pomysł na taki program?

Muszę się przyznać, że nie był to mój pomysł. Do czasu, gdy zajęłam się Filmową Encyklopedią Łodzi realizowałam reportaże, filmy dokumentalne. Mój ukochany dyrektor Marek Markiewicz zaprosił mnie kiedyś na rozmowę i zapytał czy nie zaczęłabym realizować cyklicznego programu o historii Łodzi. Długo się zastanawiałam, nie chciałam nakładać na siebie tego cotygodniowego gorsetu. Ale było to po transformacji, zachwycałam się Markiem Markiewiczem i byłam dla niego gotowa skoczyć z czwartego piętra. Tak więc przyjęłam tę propozycję.

Dzięki Filmowej Encyklopedii Łodzi wielu łodzian poznało historię swojego miasta...

Bardzo się z tego cieszę. Pierwszym narratorem był Stanisław Łukawski, znany łódzki przewodnik. Potem wymyśliłam sobie, że będą w tym programie różni narratorzy. Przez siedem lat o Łodzi opowiadali różni ludzie, m.in Joanna Bojarska, która była kustoszem Muzeum Herbsta, Norbert Zawisza opowiadał o zasobach Muzeum Włókiennictwa. Potem miałam rok przerwy w realizacji tego cyklu, ale wróciłam i zaczęłam szukać narratora.

Odkryła pani wtedy Ryszarda Bonisławskiego?

Podpowiedziała mi go Krystyna Bobrowska, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Kandydatów było sporo, ale padło na Rysia. Ujął mnie tym, że bardzo szybko zrozumiał moje intencje. Bardzo chciałam, by była to osobista opowieść o Łodzi. Kiedyś wspominaliśmy 11 Listopada w Łodzi, a Ryszard przyniósł kokardkę, którą podczas Święta Niepodległości miał wpiętą w klapę jego dziadek. Wtedy zyskał u mnie dużo punktów.

Jakim miastem jest według Pani Łódź?

Jest takie słowo, którego ostatnio bardzo się nadużywa - magiczne. Ale właśnie taka jest Łódź. Właśnie magiczna, tajemnicza, frapująca, nierzeczywista, przyciągająca. Dzieje się tak m.in przez to, że jest tak miastem pełnym kontrastów. Z jednej strony mamy w niej piękne, w dużej części odnowione pałace, a z drugiej jest tu rozpad, ruina.

Jest Pani łodzianką?

Tak i to od pokoleń. Bardzo lubię Łódź To miasto, które wciąż mnie wzrusza. Cierpię, gdy coś, co ma swoją historię, jak przędzalnia fabryki Scheiblera, którą odwiedził papież, popada w ruinę. Mam znajomych, którzy mieszkają na drugim piętrze kamienicy przy ul. Kilińskiego. Z okna świetnie widać taką wydmuszkę, obramowanie murów dawnej przędzalni, a dalej złomiarzy, chaszcze, chwasty. Takie widoki ranią mi serce.

Ma Pani w Łodzi wyjątkowo bliskie sobie miejsca?

Tak. Pokazuję je znajomym, którzy na chwilę wpadają do Łodzi i chcą się czegoś o niej dowiedzieć. To ul. Targowa, w miejscu gdzie przechodzi w ul. Tylną. Tam w pigułce można pokazać jak zmieniała się ta Łódź. Jest tam parterowy domek Grohmanów, przyklejony bokiem do ul. Targowej. Dalej widzimy willę fabrykancką, a po drugiej stronie znajduje się ogromny, neorenesansowy pałac. Na szczęście znajduje się w lepszej sytuacji niż kilka lat temu. Tu można opowiadać o rozwoju Łodzi, o awansach, tworzących się wielkich fortunach. O tym jak operatywni ludzie stawali się fabrykantami.

Jaki miastem może być Łódź za dziesięć, dwadzieścia lat?

Tego nie wiem, mam różne obawy. Ale często się mylę. Bardzo pomyliłam się w przypadku Manufaktury. Gdy dowiedziałam się, że dawna fabryka została sprzedana, utworzone tam ma być centrum handlowo-rozrywkowe to byłam przerażona. Wydawało mi się, że będziemy mieć tam Disneyland dla dorosłych. Okazało się, że nie miałam racji, a Manufaktura jest rewelacją! To pełne smaku, kultury miejsce. Teraz bardzo boję się o Księży Młyn. Rozumiem tę ideę, cieszę się, że to osiedle będzie mieć nową twarz. To jedyne w swoim rodzaju miejsce. Pamiętam Księży Młyn sprzed dwudziestu kilku lat. Kiedy działały szkoły, sklepik spożywczy. Kiedy wchodziło się do sieni domów czuć było zapach świeżo wyszorowanej, drewnianej podłogi. Z boku leżała gazeta, na niej stały bambosze lub buty. Wiem, że taki Księży Młyn nie wróci. Teraz się jednak trochę boję tego artystowskiego zadęcia.

Czego by Pani życzyła swego rodzinnemu miastu?

By Łódź była rozpoznawalna, miała markę. I zmieniła swoje logo.

Rozm. Anna Gronczewska

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki